Menu
Islandia

Pożegnanie z Islandią

Starczy już tej Islandii. Naprawdę to będzie już ostatni wpis w tym roku z tego miejsca. Chyba, że dowiem się co Islandczycy robią w czasie wolnym, kiedy nie muszą pracować. Na tym wyjeździe nie wszystko poszło tak jak chciałam i co planowaliśmy.  Już nie będę narzekać na to, wszystko czego mi zabrakło. Tak czy inaczej odwiedziłam kilka, nowych miejsc i zobaczyłam już widziane krajobrazy w nowej odsłonie. Zapraszam na obrazki z Islandii:)

Pozostałe wpisy z Islandii znajdują się tutaj.

DSC_5913 DSC_5381 DSC_5154

Wieloryb i Pylsury z barana

Odkąd okazało się, że mam aksamitny żołądek, a skutki złego odżywiania na pewno pojawią się po latach, świadomie ograniczyłam wszelakie fast foody czy przetworzone produkty. Nawet po wielu historiach o wyjątkowości i świetności hot dogów na Islandii stanowczo mówiłam nie. Nadal nie pojmuję sławy budki „Bajarins Beztu Pylsu” w Reykjaviku, która niby serwuje najlepsze hot dogi w mieście. Budka uwalniała okropne zapachy w postaci starego oleju. I tutaj stwierdziłam, że idę za Dorotą w jakieś bezpieczne miejsce. Dość tego wstępu.

Podczas drugiego wyjazdu na Islandię złamałam się. Kiedy jestem okropnie głodna, zmieniam się w potwora i nawet sama się siebie boję. Michał od dawna ma już traumę i chętnie opowiada o moim napadzie głodu w Londynie. Chyba historię z Budapesztu wyparł, bogu dzięki. Jako, że na Islandii wszystko kosztuje dużo monet, to hot dogi były najszybszą i najtańszą opcją. Poza tym cała ekipa nie mogła się już doczekać tego tradycyjnego dania islandzkiego. Poszłam i ja z obrazkiem w głowie naszych, polskich hot dogów na stacjach benzynowych. Byłam zaskoczona. Nie tylko mój żołądek się nie zbuntował, ale poznałam fenomen islandzkich hot dogów. A jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w tym wykwintnym daniu parówka jest z barana. Nasze hot dogi nie dorastają do pięt tym podawanych na Islandii. Musicie koniecznie spróbować, a później będziecie na każdym kroku wypatrywać stacji benzynowej N1, aby zażyć trochę przyjemności. Z barana i z prażoną cebulką. Oczywiście bez sosu.
Ze smaków Islandii degustowaliśmy także różne smaki skyru. W smaku prawie niczym nie różni się od zwykłego jogurtu, ale jednak ma coś w sobie. Albo po prostu zostaliśmy ofiarami marketingu. Dla mnie nadal wygrywa skyr jagodowy, ale jogurty naturalne mamy lepsze, niż bezsmakowe skyry.

DSC_6357

fot. niesmigielska.com
Pewnego wieczoru na stół wjechał wędzony wieloryb. Michał postanowił skonsumować biedaka. We wrześniu spróbowałam tego wynalazku i niestety było to jedno z moich gorszych doświadczeń kulinarnych. Hmmm…połączenie ryby i kaszanki trafnie opisuje smak wieloryba. Dobrze, że pokusiłam się tylko o malutki kawałeczek. Tym razem zrobiłam drugie podejście. Czułam się jakbym jadła kłębek dymu o dziwnej konsystencji. Nie było to mistrzowskie danie. Michał też miał dość i postanowił wrzucić wieloryba do koszyka „free food”. Ogólnie kuchnia islandzka jakoś do mnie nie przemawia, ale doświadczenia warto kolekcjonować.

32396605153_aa257a26ed_o

fot. niesmigielska.com

Sprężysta gąbka

Pola lawowe były naszym pierwszym zachwytem nad Islandią jeszcze we wrześniu. Zielone, puszyste i miękkie podłoże kojarzyło mi się z perskim dywanem, albo sprężystą gąbką. Spokojnie te tereny można nazwać lawową pustynią porośniętą mchem. Niestety nie mogłam się oprzeć, aby postawić swoją stopę na mięciutkim mchu, co jak się później okazało jest zabronione, ponieważ „regenerują” się one latami.
Tak czy inaczej jest to widok jak nie z tego świata. Mieliśmy jeszcze szczęście, bo światło w tym momencie było idealne?
A Bite of Iceland stworzyli przepis na Ciasto Lawowe. Zdecydowanie wygląda jak pustynia lawowa?

DSC_6137 DSC_5972 DSC_5963 DSC_5958 DSC_5951 DSC_5947 DSC_5945

(nie) opuszczony basen

We wrześniu odpuściliśmy sobie sławny, opuszczony basen, który teraz robi za gorące źródełko. Jak się potem okazało woda cieplejsza jest w wannie. Tym razem chciałam tam dotrzeć i zobaczyć czym się tak wszyscy zachwycają. Był to pierwszy dzień naszego wyjazdu, a wtedy pogoda była idealna. W lutym było cieplej, niż we wrześniu. Aby dostać się do celu trzeba poświęcić na spacer 15-20 minut. Słońce świeci, trawa lśni, a po drodze pojawiła się przeszkoda w postaci rzeki. Nie wiem czemu, ale oceniliśmy, że najlepiej będzie przejść górą, gdzie jak się okazało woda jest rwąca, a kamienie za  śliskie i za ostre, aby na nich stanąć. Michał się nie poddał i jako pierwszy postanowił przeprawić się na drugą stronę. Szybki skok na kamień okazał się lądowaniem w lodowatej rzece. Cóż, przynajmniej był na drugiej stronie, ale minus taki, że do bagażu podręcznego nie było szans zapakowania butów na zmianę. Pozostało suszenie w naszych noclegowniach i ratowanie się workami. Wróciliśmy stroną, gdzie było płytko i zgrabnie jak sarenki szybko byliśmy już po właściwej stronie. Widoki na trasie przypominały trochę Tatry, a pogoda była iście hiszpańska.

DSC_5682 DSC_5734

fot.niesmigielska.com

DSC_5395 DSC_5402
Basen Seljavellir uznawany jest za opuszczony. Jako fanka tego typu miejsc mogę powiedzieć, że niewiele jest w nim pustki, ale dobra. Sama postanowiłam zostać obserwatorem i fotografem, ponieważ woda była letnia. Już we wrześniu miewałam traumę po wyjściu z ciepełka do okropnego zimna. Większość ekipy odważyła się i zanurzyła w niezbyt ciepłej wodzie. W sumie mieliśmy szczęście, bo do końca wyjazdu nie byłoby sensu iść w te strony, a co dopiero zażyć rześkiej kąpieli. Pogoda na Islandii zdecydowanie jest nieprzewidywalna i to ona czasami wyznacza co dziś będziemy oglądać, a co zostanie nam odebrane (np. jaskinia lodowa).

DSC_5420 DSC_5405  DSC_5434

Strefa Głaskania Koni

Już pierwszego dnia trafiliśmy do Strefy Głaskania Koni. Islandzkie kuce są nieco niższe, niż przeciętne konie. Islandczykom zależy, aby zwierzęta zachowały czystość rasy. Z tej racji żaden koń nie może opuścić kraju, a jak wyjedzie za granicę na zawody, to niestety powrotu już nie ma. Kuce są bardzo wytrzymałe i długo żyję ze względu na ograniczony dostęp do chorób. Przez lata były formą transportu, co ma miejsce do dziś. Gdzie nie dotrze samochód to dotrze tam kuc islandzki. Poza tym są popularną formę rekreacji.

DSC_5243 DSC_5241 DSC_5233
Kuce islandzkie są bardzo przyjazne i fotogeniczne. Zdecydowanie lubią ludzkie towarzystwo. Ponoć w samotności nie jest im do twarzy. W takich sytuacjach zadowolą się każdym towarzystwem, nawet owce będą mile widziane. Nie sposób się od nich oderwać. Jako, że była zima (przynajmniej kalendarzowo) konie porosły grubą sierścią, grzywy także zrobiły się za długie.

DSC_5224 DSC_5220

DSC_5430

fot. niesmigielska.com

Nasza wycieczka zakończyła się takimi samymi punktami, co wyjazd we wrześniu. Na do widzenia wylądowaliśmy na Golden Circle. Liczyłam, że może w zimowej odsłonie najpopularniejsze atrakcje na Islandii będą prezentowały się co najmniej ciekawie. Wychodzi na to, że ta część Islandii nie zdobędzie mojej sympatii. Co prawda wodospad Gullfoss pokryty warstwą śniegu i lodu wyglądał nieco inaczej, niż latem i to był jego plus. Tego dnia najbardziej cieszyłam się, że zima wróciła na chwilę. Jak się okazało na bardzo krótką chwilę.

DSC_6095 DSC_6082 DSC_6081

DSC_6120 DSC_6128 DSC_5978
Nie ważne jaka jest pora roku przy gejzerze zawsze skupia się duża ilość turystów. Tak było i tym razem. Miałam wrażenie, Strokkur wybuchał trochę rzadziej. Tak czy inaczej każdy strumień wody wywoływał euforię turystów. Szybciutko się usunęłam z tego miejsca.  Nie pofatygowaliśmy się, aby udać się do Silfry i ponownie zobaczyć styk płyt tektonicznych.

A na koniec trochę zdjęć ze słynnego Seltun. W zimowej wersji zdecydowanie lepiej się prezentuje.

DSC_6173 DSC_6170 DSC_6165 DSC_6162 DSC_6152 DSC_6159 DSC_6150 DSC_6148

Koniec

Muszę przyznać, że podczas tego wyjazdu sporo zobaczyliśmy. Co prawda w wielu miejscach już byłam wcześniej, ale momentami odczucia były różne. Przykładowo kanion tym razem bardziej przypadł mi do gustu, niż ostatnio. Wszelakie wodospady już nie robiły wrażenia. Są cudowne, ale po 10 z kolei można mieć już dość. Z kolei czarne plaże w Vik i skały bazaltowe zawsze są na czasie. Po drodze nie żałowaliśmy sobie licznych przystanków na delektowanie się krajobrazami i uwiecznianiu ich na zdjęciach. W Islandii fajne jest to, że za oknem zawsze czai się ładny widoczek.

DSC_6005 DSC_5932 DSC_5924 DSC_5923
No i podpatrzyłam od Eli patent. Jeżeli Twój wielki aparat zajmuje za dużo miejsca w bagażu podręcznym po prostu zawieś go na ramieniu. Nikt się nie czepia, a kilka dodatkowych rzeczy można zmieścić w plecaku. Następnym razem idziemy o krok dalej i ubieramy na siebie śpiwór (żartuję, chyba).

Islandia jest krajem do, którego ponownie chciałabym wrócić. Dzikość tego kraju i ciągły kontakt z naturą…W planie nadal jest zorza polarna, jaskinia lodowa, ale następnym razem chciałabym się bliżej zapoznać z północą tego kraju. Nadal nie dowiedziałam się co Islandczycy robią w czasie wolnym na dalekiej północy.

DSC_5134