Menu
Autostop

Auto Stop Race – to już jest koniec

W tym wpisie przedstawiam nasze dalsze losy w kierunku chorwackiej Fazany. Metą miało być Auto Stop Race. Lecimy dalej, bez zbędnego przedłużania. Zobaczcie, Auto Stop Race – to już jest koniec.

Tutaj pierwsza część relacji.

Dzień 4 – urbex i przekraczanie granicy na piechotę

Każdego dnia organizatorzy karmili nas informacjami z mety. Kiedy byliśmy przekonani, że dobrze nam idzie, okazało się, że 200 par znajduje się już na miejscu (następnego dnia było ich ponad 300).
Poczuliśmy, że chyba nie jest tak kolorowo. I nie było, bo utknęliśmy na stacji. Nikt nawet nie chciał nas podwieźć. Gdy w końcu się udało – znowu cisza.

Mieliśmy do wyboru: przekroczyć granicę i ustawić się w miejscu, z którego wyjeżdżają auta osobowe, lub stanąć kawałek dalej, gdzie przejeżdżają ciężarówki. Nie wiem, dlaczego wybraliśmy tę drugą opcję.

20170502_123417

To był przeklęty dzień. Do wieczora przebyliśmy 30 kilometrów samochodem i 15 kilometrów pieszo – w pełnym słońcu, z ciężkimi pleckami. Tradycyjnie nie wzięliśmy niczego do opalania, więc spiekło mi pół twarzy. Próbowaliśmy przekroczyć granicę, ale źle skręciliśmy. Poza pięknymi, zielonymi widokami mogliśmy także podziwiać płot, który ciągnął się i ciągnął, a którego nie mieliśmy odwagi przeskoczyć – tylko deportacji nam brakowało.

20170502_123214 20170502_123100

Przechodzenie pieszo granicy miało swoje plusy – zaliczyliśmy opuszczone miejsce. Po wejściu Chorwacji do Unii Europejskiej jedno z przejść granicznych świeciło pustką. Żywej duszy, czasem tylko przejechał samochód. Miejsce powoli popadało w ruinę. W takich momentach zawsze żałuję, że nie mam swojego aparatu, który potrafię obsługiwać z zamkniętymi oczami.

20170502_135409(0)

Po stronie chorwackiej dosłownie patrzyliśmy na rozsypujące się budynki – dawne restauracje, kantory i place zabaw dla dzieci powoli obracały się w gruz, a w myjni samochodowej okoliczni imprezowicze urządzili sobie menelnię.

DSCN4056 DSCN4049 DSCN4040

20170502_133746 20170502_133837 20170502_133644 20170502_142047

W okolicy były czynne dwie, może trzy restauracje. Postanowiliśmy zatrzymać się na piwo. Przejeżdżające samochody mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki. Było źle, mimo to zamówiliśmy kolejne piwa. Później postanowiliśmy poleżeć w trawie. Gdy słyszeliśmy szum silnika, zrywaliśmy się i stawaliśmy z karteczką z napisem „Zagreb”. Jak możecie się domyślić – nikt się nie zatrzymał, a bywało, że nawet nie zwracano na nas uwagi. Jeden z kierowców wreszcie uświadomił nam, że stoimy w złym miejscu, i opisał dokładnie, gdzie mamy się przenieść, jeśli chcemy zwiększyć swoje szanse na podwózkę. Nie pozostało nam nic innego, niż się zebrać, założyć plecaki na bolące plecy i ruszyć przed siebie w towarzystwie ostrych promieni słonecznych. Pokonaliśmy 6 kilometrów, idąc przez urocze wsie, gdzie w pełni było czuć wiosnę.

20170502_160614 20170502_180626

W końcu znaleźliśmy się w miejscu, w którym kierowcy zwalniają, aby zapłacić za przejazd. Zegarek wskazywał 20.00. Daliśmy sobie dwie godziny, później zamierzaliśmy rozbić namiot. Szybko zorientowaliśmy się, że jedzenia mamy na styk, a w pobliżu żadnego sklepu. Cóż, najwyżej zjemy na sucho zupki chińskie, jak w gimnazjum.

DSCN4078 DSCN4064

Wierzycie w cuda? Tego wieczoru zdarzył się cud. Auta mijały nas, nie okazując żadnego zainteresowania. W pewnym momencie przejechał samochód na warszawskiej blachach. Od razu powiedzieliśmy głośno – pół żartem, pół serio – że to Warszawiacy, więc pewnie nic z tego nie wyjdzie. Myliliśmy się. Samochód zatrzymał się kawałek dalej i zawiózł nas kilkadziesiąt kilometrów za Zagrzeb. Była to najbardziej sympatyczna para, z jaką mieliśmy okazję jechać. W ramach podziękowania kupiliśmy wino, ciesząc się, że los znowu się do nas uśmiechnął.

20170502_183154

Na stacji benzynowej zauważyliśmy hotel. Z ciekawości zapytaliśmy o cenę – 150 zł za osobę. Postanowiliśmy rozbić nasz przenośny domek. Zrobiliśmy to w najgorszym z możliwych miejsc.

Dzień 5 – mamy to! Auto Stop Race – to już jest koniec

Tego poranka przechodziłam kryzys. Okazało się, że namiot rozbiliśmy na kopcach kreta. Próbowaliśmy przenieść się w bardziej dogodne miejsce, ale wzniesienia były widoczne wszędzie. Wszystko mnie bolało, chociaż wyginałam się, jak mogłam, aby ułożyć się tam, gdzie było płasko. Do tego obudził nas siarczysty deszcz. Zmęczenie i brak prysznica dawały o sobie znać. Nienawidzę być brudna. Postawiłam sobie za cel, że tego dnia musimy dotrzeć do mety, bo ileż można?!

DSCN4079

Już zapomnieliśmy o checkpointach – z naszym zbieraniem się i stołowaniem w knajpach wjazd do miasta, zaliczenie punktu i powrót na wylotówkę zajęłyby za dużo czasu. Jak inni to zrobili? Nadal jednak kusi mnie odwiedzenie Muzeum Złamanych Serc w Budapeszcie.
Tego poranka, zainspirowani „Miasteczkiem Twin Peaks”, na śniadanie zafundowaliśmy sobie ciasto wiśniowe, rogalika i… zupki chińskie.
Wyruszyliśmy, aby zapolować na kierowców. Kątem oka dostrzegliśmy, że również inna para budzi się ze snu. Oznaczało to, że zaraz zrobi się kolejka, która w sumie i tak się utworzyła. Gdy wreszcie wyszliśmy, autentycznie miałam dość tej sytuacji.
Mieliśmy oko na polskiego tirowca. Do czasu, aż nasz wybawca wstanie i będziemy mogli zapytać go, czy nas podwiezie, stanęliśmy na drodze, aby złapać stopa.

20170503_101423

Z Kierowcą poszło szybko. Wystraszyłam go tak, że aż podskoczył. Zgodził się bez problemu i zbędnych pytań, choć musiał wiedzieć o wysokich mandatach za trzecią, nielegalną osobę na pokładzie. Tym sposobem, szczęśliwi, że wreszcie jedziemy TIR-em, wieźliśmy jajka prosto do Rijeki.

Lubię wielkie auta, ponieważ zapewniają panoramiczny widok i są wyposażone w wygodne kanapy z tyłu. Oczywiście odezwał się mój lęk wysokości. Przejeżdżaliśmy właśnie przez mosty – gołym okiem było widać przepaść, więc trochę zaczęłam się bać. Poza tym załadunek powodował, że szarpało autem. Paranoicznie czekałam, aż coś się stanie. Mimo że siedziałam jak na szpilkach, udało mi się zasnąć. Nie było to najlepsza przejażdżka, ale przesuwaliśmy się na mapie do przodu. Przy okazji zaliczyliśmy rozładunek tira.

20170503_120518

Stopa w kierunku Puli złapaliśmy szybko. Powoli poruszaliśmy się do przodu, ale postęp był. Tym razem mieliśmy okazję jechać z Chorwatem, którego wydawnictwo splajtowało dwa miesiące temu. Aż poczułam gęsią skórkę…

20170503_142537 20170503_143152

Stanęliśmy na najlepszej drodze w kierunku mety. Nadeszła ta długo wyczekiwana chwila, kiedy na kartce napisaliśmy „Fazana”. Faktycznie musiało to być dobre miejsce, ponieważ szybko zatrzymaliśmy auto, które zmierzało do Puli. Jak się okazało, kierowca był z Fazany i uznał, że jest to na tyle blisko, że zboczy z trasy i zawiezie nas na METĘ. Sam trochę podróżował, więc poopowiadał nam o swoich wojażach.

20170503_152045 20170503_155309Na mecie stanowiliśmy prawdziwą atrakcję. Chociaż nie byliśmy ostatni, wszyscy skupiali na nas uwagę. Ludzie ewidentnie nie dowierzali, że właśnie przyjechaliśmy, i okazywali nam współczucie. Okazało się, że zaliczono by nam checkpoint z zamkiem, nawet jeżeli zrobilibyśmy sobie zdjęcie z tabliczką, stojąc na samym dole. No, cóż…

DSCN4083 20170504_111034-2 20170504_103234

Szybko rozbiliśmy obóz, aby wtopić się w tłum. Mimo, że dobrze bawiliśmy się na trasie i trochę fajnych miejsc zobaczyliśmy,  szkoda, że tak wolno nam to poszło. Tak czy inaczej plan minimum wykonaliśmy, czyli zdążyliśmy na prelekcję Fazy.

Zanim zasiedliśmy na prezentacji dosłownie dopadł nas kolega, którego poznaliśmy na trasie. Razem staliśmy w kolejce. Kiedy my odjeżdżaliśmy TIR’em zauważyliśmy, że i im szybko udało się zatrzymać auto. Tuż za nami odjechali osobówką, która wiecie gdzie ich zawiozła? Właśnie tak, na samiutką metę! My jeszcze trzy godziny włóczyliśmy się po świecie, zanim dojechaliśmy na camping na mecie. Cóż:)

Wróćmy do Fazy, który zapewne słynie z picia wódki z pingwinami, rzucaniem przekleństwami, co drugie słowo i przemieszczanie się siatką z Biedronki. Jeżeli ktoś nie zna Fazy, niech kliknie w ten link, aby przejść do jego twórczości.

Przyznam szczerze, że widziałam może jego 2-3  filmy, które mnie wciągnęły mimo, że poziom nie był wysoki. Niekoniecznie miałam o nim pozytywnie zdanie, bo jak dobrze myśleć o kimś, kto wydaje się, że nie szanuje nikogo, z prędkością światła wyrzuca z siebie przekleństwa i non stop krytykuje ludzi?

DSCN4086 DSCN4089

Tak czy inaczej chciałam zdążyć na jego prezentację i posłuchać tego, co ma do powiedzenia. I tutaj byłam mega pozytywnie zaskoczona. Chyba nie tylko ja. Faza okazał się skromnym, wrażliwym człowiekiem i w niewielkim stopniu przypominał tą postać ze swoich nagrań. Często nie warto oceniać książki po okładce, choć nadal nie wiem skąd wynika ta rozbieżność.  Od dziś jestem fanką, mimo wszystko!

Sam Faza zachęcał, aby oglądać jego filmy nie na wyrywki, tylko od pierwszego odcinka do ostatniego, aby widzieć cały proces zmiany osoby i tzw. wychodzenia na prostą. Polecam! Jak przebrniecie przez kilka pierwszych, później już będzie przyjemniej.

Dzień 6 – Pula i oficjalna impreza

Następnego dnia udaliśmy się do Puli, oddalonej o około 9 kilometrów od Fazany. Nie zgraliśmy się z rozkładem autobusów, więc trasę pokonaliśmy na piechotę. Miejsce było piękne, ale nie chcę za długo się nad nim rozwodzić. W Puli warto zobaczyć:
– oczywiście Koloseum (prawie jak w Rzymie);
– Złotą Bramę;
– Świątynię Augusta;
– targ kwiatowy.
Poza tym warto zjeść makaron truflowy (dlaczego wcześniej nie odkryłam tego smaku…?!).

DSCN4109 DSCN4114 DSCN4118 DSCN4123 DSCN4129

Finał ASR zakończył się koncertem Tedego z którego szybko uciekliśmy. Finisz pokazał, że warto się starać i stanąć na scenie, jako najszybsza para na świecie 🙂 W tym roku lepiej odnaleźliśmy się w tłumie dużo młodszych od nas ludzi, którzy imprezują „porządniej”, niż my, nawet za studenckich czasów.

DSCN4105

Co znowu poszło nie tak?

Wielkość plecaków (a konkretniej – ich waga)
Nadal nie wiem, jak to się stało, że na starcie praktycznie wszyscy mieli mniejsze plecaki niż my. Naliczyłam może kilku delikwentów z wielkimi plecakami; reszta wyglądała, jakby jechała na weekend na biwak. Choć w tym roku mocno ograniczyłam swój bagaż, miałam go dość, zanim dojechałam do Wrocławia. Słyszałam, że dobrym patentem jest po prostu kupić mały plecak i do jego wymiarów dostosować wybór rzeczy. Albo wziąć ze sobą turbociepły śpiwór i mniej ciepłych ubrań, które sporo ważą. Wstępne wnioski są, ale chętnie przygarnę inne rady.

Półśrodki
Postanowiliśmy, że zaliczamy checkpointy. Wybraliśmy nieco dłuższą trasę, aby stawić się w najbardziej punktowanych miejscach. Mieliśmy pomysł i cel. Jak wiecie, wiele punktów ominęliśmy, bo mieliśmy szansę dotrzeć dalej. Morał z tego taki, że ani nie zaliczyliśmy checkpointów, ani nie osiągnęliśmy choćby przeciętnego wyniku na mecie. Następnym razem albo włączamy tryb wyścigowy i lecimy prosto na metę, albo po kolei zaliczamy wszystkie punkty. Rybki albo akwarium. Półśrodki nigdy się nie sprawdzają, w tym wypadku również nie było odstępstwa od reguły.

Za długi sen
Nie wyglądaliśmy na biorących udział w wyścigu, ponieważ nie zrywaliśmy się z samego rana, kiedy ruszają tirowcy. Wychylaliśmy nos z namiotu koło 8.00–9.00. Trochę porażka 🙂 Następnym razem musimy wrócić do systemu sprzed roku, czyli: pobudka koło 6.00 i jazda na ulicę!

Lokalne przysmaki i alkohole
To minus, jeśli chodzi o wyścig. Zamiast konsumować na stacji batoniki i hot-dogi, niemal w każdym kraju degustowaliśmy lokalne przysmaki. Bo jak to: być na Słowacji i nie zjeść smażonego sera? Albo: znaleźć się na Węgrzech i nie spróbować gulaszu? Nie wspomnę o narodowych trunkach. Pierwszego dnia stwierdziliśmy, że zaszywamy się w knajpce na wzgórzu, a do stopowania wrócimy z rana.

Co się udało?

Widoki i korzystanie z życia
Dobra, wynik mieliśmy równie słaby jak rok temu, ale całościowo wyjazd wyglądał lepiej. Zamiast koczować w czarnej dupie, gdzieś w Pipidowie Dolnym, spędziliśmy czas na termach, nad Balatonem oraz jedząc i pijąc w knajpach. Przy okazji obejrzeliśmy opuszczone przejście graniczne.

Mapa hitchwiki
Tym razem – zamiast błądzić we mgle – mieliśmy plan. Wiedzieliśmy, gdzie stanąć, jak łapać stopa i jak namawiać tirowców, aby nas podwieźli. Ani razu z własnej winy nie utknęliśmy na dłużej, bez możliwości znalezienia rozwiązania. Przez pierwsze dwa dni szło nam niemal idealnie. Myślę, że jest dobrze jak na drugi raz stopowania.
Byliśmy lepiej przygotowani i wcześniej zainstalowaliśmy mapę hitchwiki (nie musieliśmy odkrywać jej dopiero wtedy, gdyby okazało się, że nie wiemy, jak się wydostać). W tym roku nie obawialiśmy się więc, że nie dojedziemy.

Fotorelacja
Z poprzedniego autostopu przywiozłam garstkę zdjęć. Tym razem chciałam mieć pokaźny plik, który dobrze się ogląda, wspominając to, co wydarzyło na trasie, więc nie rozstawałam się z aparatem i telefonem. Aż do mety dokumentowałam naszą podróż.

Blog
To fajne uczucie, kiedy obcy ludzie do Ciebie podchodzą i mówią, że czytają Twój blog. Dziękuję! <3