Menu
Włochy / Złombol

Weekend nad jeziorem Garda cz. II – wyjście w góry

Złombol 2015 – Żukiem w Alpy

Przejazd Żukiem przez Przełęcz Stelvio

W poszukiwaniu kryształowych ścian w Val Daone

Weekend nad jeziorem Garda cz. I

W Rivie del Garda robiliśmy więcej rzeczy, niż można było przeczytać w poprzednim wpisie. Poza jedzeniem, leżeniem na plaży czy zwiedzaniu miasta i wodospadów postawiliśmy także na aktywne spędzenie czasu. Męska część postanowiła wybrać się na rowery w góry, a żeńska część w tym samym czasie postawiła na własne nogi. W tej części skupimy się na trasach pieszych.

riva del garda

Jak już pisałam z Maliną postanowiłyśmy wybrać się w góry. Jeżdżenie rowerem po górach i pagórkach zdecydowanie nie jest dla mnie. Zresztą jeżdżenie po mieście również nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy.  Malina wybrała trasę i przed południem albo chwile po wyruszyłyśmy z campingu. Bez większym problemów znalazłyśmy wejście na nasz szlak. Na trasie miałyśmy dwa, ciekawe punkty. Jeden przy bastionie, a drugi przy kościele świętej Barbary.

Bastion został wzniesiony po to żeby chronić Rivę del Garda po wielu latach przewagi weneckiej. Uchodzi za jeden z symboli tego miasta i znajduje się na zboczach góry Rocchetta. W 1703 roku został zniszczony przez wojska francuskie i już nie nadawał się do użytku. Obecnie w ciągu 20-30 minut z Riva del Garda można dostać się na zamek i podziwiać go po konserwacji. Prezentuje się fajnie, a jeszcze fajniejszy widok jest z góry na całą panoramę miasta. Na górze znajduje się także restauracja dla zainteresowanych i ostatnie miejsce gdzie można kupić zapas picia na drogę. Po krótkim zwiedzaniu i zdjęciach ruszyłyśmy dalej. Tak naprawdę był to początek wyprawy. Nie sądziłam, że szlak będzie, aż taki trudny, a zazwyczaj nie mam większych problemów podczas chodzenia po górach. Tym razem myślałam, że umrę, czego nie można było powiedzieć o Malinie. Non stop pod górę, czasami tylko pojawiały się krótkie odcinki, gdzie było w miarę płasko. W końcu góry to góry. Nie wierzyłam, że dotrę do świątyni św. Barbary, a później nie wierzyłam, że doszłam jeszcze wyżej.

riva del garda bastion

DSC_2853

DSC_2850

DSC_2860

Kościół św. Barbary był  naprawdę wysoko i podziwiając ją z dołu nie sądziłam, że dzień później znajdę się na jego wysokości. Widoki  były coraz lepsze, ale także zaczęła delikatnie psuć się pogoda.  Na szczęście nie wspinałyśmy się w upale, było by zdecydowanie trudniej. Lekki deszcz również nam nie zaszkodził.

DSC_2885

DSC_2913

2

DSC_2888

DSC_2865

DSC_2886

Po przeanalizowaniu mapy zobaczyłyśmy, że możemy iść drogą, która prowadzi po drabinkach i łańcuchach. Zależało mi, aby tę trasę pokonać w ten sposób, ale niestety okazało się, że trzeba mieć specjalny ekwipunek. Jak się okazuje Riva del Garda jest także dobrym miejscem dla osób lubiących wspinaczkę górską.

DSC_2881

DSC_2877

DSC_2875

DSC_2883

Jednak po drodze była jedna drabinka, którą musiałyśmy pokonać. Z dołu wyglądała na nie najgorszą. Jednak w trakcie wchodzenia pod górę z każdym „schodkiem” robiło się coraz wyżej i straszniej. Unikanie patrzenia w dół było dobrym pomysłem. Mimo wszystko lęk wysokości nie dał o sobie znać. Wracając z powrotem i schodząc w dół po deszczu postanowiłam pokonywać dwa schodki, żeby szybko mieć to za sobą. Trasa nie była krótka, ale warto było urozmaicić sobie wycieczkę w ten sposób. Ale cieszyłam się, że znowu wygrałam z lękiem wysokości. Może nigdy nie skoczę ze spadochronem, ale takie małe wysokości chyba jestem w stanie pokonać.

DSC_2903

DSC_2896

DSC_2900

3

DSC_2910

Ogólnie plan miałyśmy taki, aby dojść do jeziorka po przeciwnej stronie góry. Idąc myślałam tylko o tym, że będą ładne widoki i w końcu się wykąpie w jakimś zbiorniku wody poza prysznicem. Stamtąd chłopaki  mieli po nas przyjechać Żukiem. Niestety wyszłyśmy zbyt późno i byśmy nie zdążyły przed zmrokiem zejść na dół. Pierwszą przeszkodą było to, że samochód miał odkręcone koło. To dało się jakoś załatwić. Niestety my miałyśmy ten komplet kluczyków, gdzie był klucz od stacyjki. Także plany dotarcia do jeziora skończyły się tym, że musiałyśmy zawrócić mimo, że nie miałyśmy już daleko do jeziora. Stamtąd droga była by dłuższa do naszej miejscowości, więc nie było wyjścia. Wniosek jest taki, że warto wstawać wcześniej przed takimi wyprawami, bo dużo może nas ominąć. Miałyśmy poczucie, że szłyśmy i szłyśmy, a żadnego punktu na szczycie nie zaliczyłyśmy, taki brak celu trochę.

DSC_2839

DSC_2840

DSC_2864

W dół schodziłyśmy jakieś 2,5 godziny. Zdecydowanie większą przyjemność sprawia mi schodzenie w dół, niż wspinanie się:) Podobno wiele osób ma na odwrót i łatwiej im wdrapać się na górę, niż schodzić.

Mimo wszystko był to dobry dzień. Jak widać dałam radę i nawet nic mi nie było po takim wysiłku. Zdecydowanie polecamy – tylko wyjdźcie w góry wcześnie rano. Opłaci się.

A ta kropka na samej górze to kościół św. Barbary. Tam byłyśmy, a nawet trochę wyżej. Z dołu robi to niesamowite wrażenie 🙂

DSC_2948

Na koniec trochę zdjęć z miasta, które gdzieś się zapodziały.

DSC_2932

DSC_2934

DSC_2935

DSC_2939

DSC_2940