Menu
Erasmus / Hiszpania / Refleksje

Jak się nie rozstać na Erasumusie – darmowy poradnik

Kiedy Kasia powiedziała, że wyjeżdża na Erasmusa, nie wiedziałem co o tym myśleć. Z jednej strony mieliśmy się rozstać na pół roku, z drugiej, zawsze o tym marzyła. Kasia już tak ma, że jak już coś zamarzy, to potem to zaplanuje i w końcu zrobi. Do tego, dwa lata wcześniej, zrezygnowała z Erasmusa w Hiszpanii i ciągle z żalem do tego wracała. Miałem więc czas, żeby się mentalnie przygotować. Marzy, planuje, organizuje – wiadomo, pojedzie. Ponieważ ja mam inaczej, wyjazd Kasi zaskoczył mnie jak zima drogowców i sesja studentów. Ale (uwaga spoiler!), udało się. Dzięki kilku przyjaciołom, którzy nam w tym pomogli. Chcielibyśmy, żebyście ich poznali.

11141358_860838933993982_3767825920937152085_n

Przyjaciel nr 1 – Skype

Mówiąc szczerze, miałem obawy. Byliśmy ze sobą dwa lata, ale nie potrafiliśmy rozmawiać. Oczywiście rozmawialiśmy ze sobą dużo i długo. Ale nie przez telefon. W słuchawce – zawsze było ciszej, padało mniej słów. I chyba wtedy znalazłem na to sposób – przestałem forsować ciszę. Włączaliśmy Skype na długo, często nie rozmawiając  zbyt dużo. Czasem było tak późno, że zasypialiśmy razem przez Internet. Poza tym, dzwoniliśmy do siebie tak często, że żyliśmy swoimi życiami nawzajem, jakbyśmy się w ogóle nie rozdzielali. Każde z nas było ze sobą na bieżąco, przez co rozmawiało się nam swobodnie, jakbyśmy się nie widzieli od rana. Na pytanie „Zdałaś wtorkowy egzamin?” zawsze jest łatwiej odpowiedzieć, niż myśleć o tym „Co słychać”.

Bez tytułu

Przyjaciel nr 2 – Ryanair

Dla podróżników mamy piękne czasy – wszystko lata, jeździ i pływa coraz szybciej, dalej i  taniej. Podróże do Madrytu kosztowały mnie niewiele więcej, niż weekendowe wypady do rodzinnego Trójmiasta. I niewiele dłużej trwały (pozdrowienia dla PKP i budowniczych drogi krajowej nr 7). Tutaj jest miejsce komunały o kurczącym się świecie, globalnej wiosce i bla, bla, bla…
Nie po to założyliśmy (Kasia założyła) tego bloga, żeby prawić komunały. Krótko – byłem w Madrycie (chyba) cztery razy, Kasia kilkukrotnie w Polsce. Widzieliśmy się co najmniej raz w miesiącu. Z moim bratem, który studiuje w Poznaniu, widzimy się podobnie często (czyli rzadko).

15541397_10153954281811793_1740741808696742630_n

Przyjaciel nr 3 – Czas

Koleżanka, żona marynarza, powiedziała kiedyś, że nie mogłaby mieć faceta cały czas w domu. Dzięki temu że mąż pływa, kiedy wraca do domu, mają zawsze pierwszą randkę. Później wzięli rozwód. Oczywiście to nie jest jedyny i główny powód, ale sami widzicie, że nie jest łatwo. Wracając do naszego związku na odległość – dbaliśmy o wszystkie pierwsze randki. Kasia jak zawsze szukała atrakcji turystycznych (Segovia <3), ja seriali (Fargo <3). Staraliśmy się mieć luźny grafik i spokojne głowy, tak żeby mieć się na wyłączność. Żeby nie musieć załatwiać swoich spraw i wysłuchiwać opowieści o cudzych. To sprawdza się na tyle, że robimy to dzisiaj regularnie – dla higieny naszej i naszego związku, już nie rozciągniętego na pół Europy.

WP_20150201_004

Przyjaciel nr 4 – Miejsce

Tutaj przywitamy naszego nowego kolegę – Madryt. Można powiedzieć, że to miasto jak każde: tłum, zabytki, uliczne stoiska itp. Ale wyróżniają go dwa słowa; sjesta i fiesta. Tutaj czuć luz (nie mylić ze spokojem) i zabawę. Wszędzie knajpy, krzyk i śmiech. Czy można znaleźć lepsze miejsce na wieczorne spacery, wypady i imprezy?
Na pewno. Ale będzie ich niewiele i Madryt na pewno znajdzie się w czołówce takiej listy. Do tego, co tu mówić, zdążyłem do niego poczuć sentyment. Sporo było tu przyjemnych chwil. Dobrze się spaceruje oglądając ciekawe widoki, ale jeszcze lepiej chodzić pomiędzy miłymi wspomnieniami.

2

Przyjaciel nr 5 – Data zakończenia (Kasia)

Nie byłabym sobą, gdybym nie dorzuciłam swoich trzech groszy do wpisu, który sama wymyśliłam 🙂 Myślę, że łatwiej znieść rozłąkę, kiedy zna się date kolejnego spotkania i można zacząć wyrywać kartki z kalendarza.  Dbałam o tą swoją potrzebę i dobrze to wpłynęło na mój komfort psychiczny. Uwierzcie mi, ze to pomaga przetrwać ten czas.

Poza tym wiedziałam, że za pół roku wrócę do kraju, a to całkiem inna sprawia, niż wyjazd na nie wiadomo jak długo. Nie wiem czy bym zgodziła się na życie z kimś, kiedy bym nie wiedziała, kiedy wróci i czy w ogóle wróci. W sumie to nigdy nie jest pewne i nigdy nic nie wiadomo, ale jednak. Mimo wszystko myślałam o praktykach (które przegapiłam;/) i pozostaniu jeszcze w Hiszpanii na 3 miesiące. Tak samo gdybym miała szansę przedłużyć Erasmusa o kolejny semestr to bym to zrobiła, ale nadal znałabym datę zakończenia rozłąki.

Nie żałuję swojej decyzji i nie żałowałam jej nawet wtedy, kiedy uniwersytet hiszpański doprowadzał mnie do szewskiej pasji, ale drugi raz prawdopodobnie nie zdecydowałabym się na półroczną rozłąkę. Wyjechać na miesiąc spoko, na dwa ujdzie, ale na dłużej jest ciężko. I tutaj pewnie powiecie, że związek ogranicza. Być może tak, a być może sama sobie narzucam te ograniczenia. Nie wszystko jest dla każdego. W takich sytuacjach warto zastanowić się co jest ważniejsze na tę chwilę. Ja postanowiłam, że chcę mieć do czego wracać.

FB-KT-304-Kolaże

1011674_10203398442742271_1380214761_n

Teraz może łatwo mówić i się wymądrzać, skoro już znam zakończenie tej historii, ale pakując się do Madrytu wiedziałam, że nie pozwolę, aby ten związek ucierpiał przez moje wojaże. Założyłam sobie, że będę o niego dbać – zarówno w kwestii częstych rozmów jak i spotkań. Nie brałam pod uwagę, że życie jak w Madrycie całkowicie mnie pochłonie i że ten związek zejdzie na drugi plan czy w ogóle pójdzie w odstawkę. Może to kwestia tego, że brak mi spontaniczności. Chciałam mieć do czego wracać, a i tak wiedziałam, że będzie ciężko powrócić do szarej rzeczywistości. Nie czułam grozy, kiedy słuchałam i czytałam historie par, których drogi się rozeszły przez Erasmusa. Tak samo nie czułam strachu, kiedy moi znajomi obawiali się, sugerowali, że tak się nie da i że to się nie uda. Wiedziałam, że damy radę. To też pewnie zależało od wielu innych czynników, ale szczęściu warto dopomóc.

 

Przyjaciel nr 6 – Nie wszystko kręci się wokół związku (Kasia)

Siedząc w Madrycie nie dopuszczałam do siebie, że będę tylko myślała tylko o tym co się dzieje na drugim końcu Europy. W końcu nie po to tu przyjechałam. Może to bezpośrednio nie pomaga w utrzymaniu związku, ale zdecydowanie ułatwia życia z dala od tej osoby. Będąc w Madrycie skupiłam się także na tym, aby ten czas był fajny, niezapomniany, bogate w ciekawe podróże, ale też znajomości i po prostu wartościowe wspomnienia. Robiąc fajne i ciekawe rzeczy Twoja tęsknota jest mniej dotkliwa. Dlatego będąc gdzieś daleko warto zadbać o siebie, bo wtedy czas jest dobrze wykorzystany, a tylko wtedy rozłąka ma sens.

 

I inni…

W naszym Erasmusie wystąpiły:
– SMS-y (brzydkie)
– Zdjęcia (też brzydkie)
– Sangria (dużo)
– I inni, o których nie napiszę, bo to nieodpowiednie miejsce…

 

The end

Docierając do końca tego wpisu byłbym na waszym miejscu rozczarowany.
Trzeba do siebie często dzwonić, latać, spędzać razem czas w dobrym miejscu? To wszystko? Takie oczywistości?
Owszem to jest oczywiste, ale to nie to samo co łatwe.

 

P.S. To nie jest wpis sponsorowany. Ani przez Microsoft, ani tym bardziej przez skąpców z Ryanair’a. Nie są to jedyne metody wspierania związków na odległość. Badania amerykańskich naukowców dowodzą, że powodzenie w związku na odległość nie jest zależne od wybranego komunikatora czy linii lotniczych, ale od zachowania stron zaangażowanych w eksperyment.