Asturia słynie z cydru i to nie byle jakiego. Trunek można pić bez końca i pochłaniać klimat alei, gdzie króluje cydr. Miasteczka te są bardzo różne mimo, że dzieli je tylko pół godziny drogi. Asturia to kraina zielonych krajobrazów, górskich wypadów i oczywiście cydru. Po raz pierwszy ten region odkryłam ponad 2 lata temu. Mimo, że pierwotny plan zakładał weekend w Oviedo, spontanicznie podjęłyśmy decyzję, że jedziemy dalej do Gijonu.
Gijon
Czego można się spodziewać w Asturii? Przede wszystkim górskich widoków godnych Norwegii. Zbliżając się do Asturii przez resztę drogi możecie podziwiać naturę, góry, lasy, jeziora, aż chce się wysiąść i tam zostać. Na północy nie brakuje także plaż, które jednak nie są tak atrakcyjne jak góry i szczyty, które można tam zdobywać. Podobno Picos de Europa jest najładniejszym miejscem na obcowanie z naturą. Te które widziałyśmy też nie pozostają w tyle. Pozostało nam przejechać obojętnie obok nieznanej Hiszpanii i udać się do portowego miasteczka (o którym wcześniej nie słyszałam) – Gijonu. Jak na wybrzeże przystało można udać się na plażę San Lorenzo nad Morzem Kantabryjskim i korzystać póki nie pada deszcz. To kolejny region, gdzie z domu lepiej nie ruszać się bez parasola. W odróżnieniu do plaży w Maladze ta jest krystalicznie czysta. Jedynie, co nas zadziwiało, to dlaczego tylu ludzi leżało na kamieniach obok zamiast rozłożyć się na piaszczystej plaży?
Potrzebujesz pomocy w planowaniu wyjazdu do Hiszpanii? Kliknij w poniższy obrazek ? Chętnie ułożę dla Ciebie plan zwiedzania, znajdę lot i wszystko, czego potrzebujesz, aby spędzić fajne wakacje w Hiszpanii ?
Jak i plaża to i przystań rybacka się znajdzie, która była naszym ulubionym miejscem na spacery.
Idąc dalej wzdłuż wybrzeża dochodzimy do wzgórza Santa Catalina. W Internecie możecie przeczytać, że długo się tam idzie, ale tak naprawdę spacer z portu na górę zajmie Wam 10-15 minut. Z daleka można dostrzec port El Musel.
Na szczycie „Santa Cataliny” widzimy rzeźbę Eduardo Chillida „Elogio del Horizonte„. W internecie wyglądała na wiele większą, ale zielone okolice z widokiem na miasto sprawiają, że jest to dobre miejsce na odpoczynek.
Wracając z zielonych terenów zaobserwowałyśmy, że obok knajpy wszyscy piją cydr na ulicy, także postanowiłyśmy dołączyć do studenckiego klimatu. Przez resztę wieczoru podążałyśmy śladem cydru, odwiedzając bary, gdzie od razu uderzał zapach tego trunku. W żadnej cyderia nie dostaniecie kieliszka, szklanki cydru – trzeba od razu kupić całą butelkę. Ku naszemu zaskoczeniu kosztowała tylko 2,50 euro. Biorąc pod uwagę madryckie ceny, byłyśmy mocno zaskoczone. O cydrze z Asturii przeczytacie nieco więcej pod koniec wpisu.
Z okazji Bożego Narodzenia powstała choinka zrobiona z butelek po cydrze i do tej pory można ją podziwiać.
Zanim zaczęłyśmy smakować cydru odwiedziłyśmy również stare miasto, a dokładnie do dzielnicę Cimadevilla aby zobaczyć Palacio de Revillagigedo, Torre de reloj, Plaze Mayor – czyli plac, który jest w każdym hiszpańskim miasteczku.
Nie udało nam się dotrzeć do dotrzeć Term Rzymskich (Termas Romanas de Campo Valdes), ale ponoć to jedna z ciekawszych atrakcji w Gijonie.
Napis „Gijon” na plaży wygląda na pokaźny znak, ale w rzeczywistości jest niewielki.
Do naszego hostelu szłyśmy długo i trasa momentami pozostawiała wiele do życzenia. Gijon jak każde przedmieścia momentami wygląda podejrzanie. Przynajmniej zobaczyłyśmy nieturystyczną część miasta.
W Asturii sportem numer jeden jest Formuła 1, a nie piłka nożna jak w innych częściach Hiszpanii. Dało się to zauważyć już w pierwszej knajpie. W każdym barze, gdzie był telewizor w tle leciała Formuła 1.
Oviedo
Na Oviedo (stolicę Asturii) musiałam czekać dwa lata, albo i więcej. To miasteczko kojarzyło mi się z filmami Allena, niezwykłą kulturą i zabytkami. Nie pomyliłam się, ale…no właśnie. Być może widziałam już dużo miasteczek na południu i być może kilka lat temu Oviedo powaliłoby mnie na kolana. A tak to po prostu mi się podobało. Oviedo na swój sposób jest urocze, kolorowe, bardzo zadbane i pachnie cydrem.
Spacer po Oviedo warto rozpocząć od Plaza de Alfonso II, gdzie znajduje się monumentalna Katedra San Salvador. Następnie udajemy się w kierunku Mercado del Fontan. Wszelakie uliczne i nie tylko markety zawsze są na mojej liście. Ten nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale w tym miejscu szczególnie dało się odczuć nocne życie mieszkańców. Z kolei na Plaza del Fontan powoli możemy odczuć, że cydr jest tutaj częścią egzystencji.
W końcu udało się znaleźć pomnik Allena. Oviedo jest jego ulubionym miastem i m.in tutaj kręcił film „Vicky, Cristina Barcelona”. Okolice pomnika stykają się już z główną ulicą miasta, gdzie jedyną rzeczą jaką możemy oglądać są witryny sklepów. Wiadomo, poza malowniczym centrum prawie każde miasteczko traci swój urok. Z drugiej strony nie spodziewałam się, że Oviedo jest, aż tak sporym miastem.
Nie wiem czemu, ale w trakcie planowania podróży moją uwagę przykuł wielki pomnik parasola postawiony na placu. Chciałam zobaczyć to na żywo i się zawiodłam. Czemu w ogóle ten element pojawia się w przewodnikach?
Zwyczaj picia cydru
Na koniec najlepszy punkt wycieczki. Prędzej czy później pewnie traficie na Calle de Gascona, czyli inaczej bulwar cydru. Tutaj zapach zgniłych jabłek unosi się w powietrzu, a na każdym kroku widzimy kelnerów lejących cydr z odpowiedniej wysokości. Na tej uliczce toczy się nocne życie, gdzie głównym bohaterem jest butelka cydru za 2,50 euro.
Cydr z Asturii uznawany jest za najlepszy w Hiszpanii. Jak sobie porównam ichniejszy trunek do tego co serwują nam w Polsce, to nie ma żadnego porównania. Nasz jest słodki i w sumie bardziej przypomina sok, a ten z Asturii jest trochę wytrawny i nieco bardziej czuć…zgniłe jabłka. Ale uwierzcie, smakuje oryginalnie i ciężko skończyć na jednym. Ponadto cydr często jest bazą wielu potraw. Kucharze dodają ten jabłkowy napój do mię, ryb, a nawet do ciasta.
W Asturii powstał nowy rodzaj cydru, zwany sidra natural. Uwagę szczególnie przykuwa nalewanie cydru. Zieloną butelkę trzyma się wysoko, aby alkohol który spływa do szklanki uderzając o jej brzegi utlenił się i aby powstały bąbelki. Najlepiej wypić szybko, zanim zniknie piana.
Tradycja nakazuje, aby pić cydr z jednej szklanki podawanej z rąk do rąk. Po wypiciu prawie całości pijący delikatnie miesza pozostałością na dnie, płucząc w ten sposób naczynie. To tylko zwyczaj, nie widziałam, aby w knajpach był praktykowany.
Stolicą cydru jest miasteczko Navas, gdzie mieści się nie tylko muzeum, ale i festiwal cydru – zawsze w czerwcu.
***
Nie chcę Wam opisywać wszystkich placów, parków i kościołów, które oglądaliśmy, bo to znajdziecie w każdej mapce wziętej z informacji turystycznej. Centrum jesteście w stanie obejść dość szybko, a później warto zaszyć się w knajpie z cydrem. Oto uroki Oviedo:)
W Oviedo spaliśmy w hotelu Ibis Budget. Nie są tu luksusy, ale było czysto i blisko 😉
Mimo, że żałowałam, że moja pierwsza wycieczka skończyła się tylko na Gijonie, to muszę powiedzieć, że Gijon polubiłam bardziej. Nie wiem czy patrzę na niego z sentymentem, bo to był mój ostatni wyjazd na Erasmusie, czy kojarzy mi się z cydrem i dobrymi imprezami czy po prostu jest bardziej kameralny i w tym cały jego urok. Oviedo jest śliczne, ale Gijon ma „to coś”. Jednak polecam zajrzeć i tu i tu, bo bardzo różnią się od siebie i każde z nich oferuje całkiem inną atmosferę.
Plaża Katedr
Około 1,5-2 godzin od Oviedo w regionie Galicja mieści się Plaża Katedr. Mimo, że po zdjęciach wyglądała na po prostu ładną, a podobnych już widziałam wiele, nie nastawiałam się na efekt zaskoczenia. Krajobraz Plaży katedr kształtują fale oraz podmuchy wiatru tworząc ciekawe tunele i formacje skał. Efekt wow przyszedł szybko. Przyznaję, było to jedno z ciekawszych miejsc i nie spodziewałam się, że zwykłe skały mogą robić takie wrażenie. Charakterystycznym elementem są łuki, które są tak oblegane, że ciężko było je uwiecznić na zdjęciu bez tłumu zwiedzających. Brodziliśmy w wodzie, przemieszczaliśmy się między skałami, a nawet urządziliśmy sobie przechadzkę po okolicznych głazach. Mimo, że pogoda w tych stronach pozostawia wiele do życzenia, Plażę Katedr warto zobaczyć nawet w szarej odsłonie.
Przed wejściem na teren plaży musicie za stronie internetowej pobrać bilet – wystarczy jeden na kilka osób.
To z pewnością jest region do którego chcę wrócić, aby bardziej skupić się na zielonych terenach. Ciągle zadziwia mnie północ Hiszpanii. Wydaje się bardziej dzika, mniej odkryta. Pogoda wiadomo, że jest raczej deszczowa i temperatury są niższe i może dlatego nie kojarzy mi się z „typową” Hiszpanią. Zachęcam do poznania tego regionu – pamiętajcie, że Hiszpania to nie tylko Madryt, Barcelona i Walencja.