Menu
City Break / Hiszpania

Nie lubię Barcelony

Najczęściej piszemy o miejscach, które nam się podobają i które chcemy polecić innym. Nie ma możliwości, aby wszystkie obiekty, które odwiedzamy podobały nam się. Szczególnie jeżeli często wyjeżdżamy. Statystycznie któraś podróż musi być nieudana – czy to z powodu hotelu, pogody, humoru czy po prostu miejsca które obraliśmy za cel wycieczki. U mnie było tak z Barceloną za pierwszym i drugim razem. Dlatego dziś chciałabyś wspomnieć o tym dlaczego nie lubię Barcelony, ale także o jej jedynej zalecie.

Wyobraźcie sobie, że przyjeżdżacie do wybranego miejsca i tak po prostu stwierdzacie „mogłabym tu dłużej zostać” lub „koniecznie muszę tu wrócić”. Może być to za sprawą tego, że dane miejsce po prostu nam się podoba – ładne zabytki, plaża, smaczne jedzenie, klimatyczne uliczki. Albo najzwyczajniej w świecie dobrze się tu czujemy, ot tak. Ja tak miałam np. z Madrytem, Bilbao czy Walencją.

Teraz wyobraźcie sobie miejsce, które odwiedzacie i po prostu Wam się nie podoba. Nie ma w nim nic takiego co by mogło zachwycić i sprawić, że warto by było poznać każdy zakątek tego obszaru. Z drugiej strony nie ma także niczego co jest szczególnie odrzucające czy paskudne – po prostu Wam się nie podoba. Tak właśnie miałam z Barceloną.

Wiadomo, że rzadko, bardzo rzadko mamy możliwość aby dane miejsce poznać bardzo dobrze. W tym wypadku musielibyśmy w każdym miejscu pomieszkać minimum 3 miesiące, a najlepiej pół roku. Najczęściej wyjeżdżamy gdzieś na weekend, tydzień, dwa czy miesiąc. Nie zawsze mamy możliwość lub chęć, aby gdzieś zostać dłużej. Piszą to dlatego, aby powiedzieć, że moja opinia o stolicy Katalonii została wyrobiona podczas dwóch, krótkich wizyt. Za pierwszym razem byliśmy zawożeni do największych atrakcji, a za drugim była okazja, aby było zagłębić się w mniej znane zakątki.

Nie polubiłam za bardzo tego miejsca już za pierwszym razem. Wypadało dać Barcelonie drugą szansę. Tak się złożyło, że zeszłoroczna edycja Złombola kończyła się w Lloret de mar, a stamtąd do stolicy Katalonii był „rzut beretem”, a reszta ekipy nigdy tam nie była, więc wybór był oczywisty. Muszę przyznać, że zawiodłam się bardziej niż za pierwszym razem. Dlaczego?

Barcelona jest przereklamowana

Nie raz słyszę/czytam, że ktoś zachwyca się Barceloną, ciągle powtarza, żeby chciałby tam wrócić, bo jest taka wspaniała. Na sam widok takich słów robi mi się coś. Nie rozumiem tego, bo nie widziałam tam nic co by było specjalnie zachwycające. Może tłumy? Tak bardzo reklamuje się Park Gaudiego – że jest niesamowity, idealny na spacer wśród ciszy czy zieleni. Może kiedyś tak było. Teraz większość parku zadeptali turyści i jest ich tam od groma. Czasami, aż ciężko jest przejść, a co dopiero podziwiać dzieła Gaudiego w spokoju. Miejsce przez to straciło urok. Sagrada Familia jest interesująca i dla mnie tyle, ponieważ nie interesuję się za bardzo architekturą. Zamiast stać w kilometrowych kolejkach wolałam pójść dalej. Główna ulica La Rambla jest po prostu zwykłym deptakiem ze sklepami i kieszonkowcami.

DSC_0330

DSC_0317

DSC_0333

DSC_0341

DSC_0297

DSC_0301

2

Jeżeli macie do wyboru spacer po porcie czy zwiedzanie oceanarium to wybierzcie to pierwsze. Niby największe oceanarium, fajne ryby, tysiące gatunków, szklany tunel z ruchomym chodnikiem, ale nie warty swojej ceny i czasu. Bardziej podobało mi się oceanarium w Gdyni- może dlatego, że byłam mała i było to pierwsze miejsce tego typu jakie widziałam. Ogólnie nie polecam. Spacer w porcie i drogie jedzenie w jego okolicy z pewnością na dłużej zapadnie Wam w pamięci.

DSC_0384

DSC_0379

DSC_0376

Camp Nou – może dlatego, że nie jestem fanką piłki nożnej tak mówię, ale nie wydałabym tylu monet, aby zobaczyć gablotki z pucharami czy śmierdzące szatnie. Podczas pierwszej wizycie w Barcelonie byłyśmy na zorganizowanej wycieczce, więc niestety musiałyśmy koczować przed stadionem zanim reszta zwiedzi owe zakątki. Rozumiem, że dla fanów to jest coś i niesamowite przeżycie, żeby nie było.

DSC_0353

3

I wiele innych na których już nie chcę się skupiać.

Jedyną rzeczą, która była dla mnie fajna, a dla reszty ekipy złombolowej nie to Magiczne Fontanny. O dziwo, wstęp bezpłatny. Korzystajcie, bo zapewne za jakiś czas będzie trzeba za to bulić. Spektakl fajny mimo, że to tylko woda i kolorowe światła. To mogę polecić. Dzielnica gotycka również była niczego sobie. Nie licząc tłumów.

DSC_0590

DSC_0579

DSC_0596

DSC_0570

Ceny

Jeżeli myślicie, że w Madrycie jest drogo to nie byliście w Barcelonie. To są jakieś żarty. Od 2013 roku wejście do parku Gaudiego jest płatne 7 euro. Dodatkowo musimy zapłacić za wejście na malowniczy taras widokowy w parku. Ponadto oceanarium 20 euro (kiedyś 15), Camp Nou 23 euro, Casta Batlló 21, 5 euro, Sagrada Familia 15 euro (bez przewodnika). Tutaj więcej cen popularnych atrakcji. Żeby zwiedzić perełki w tym mieście trzeba mieć worek pieniędzy, albo po prostu na większość popatrzeć z zewnątrz. Ceny w knajpach również nie należą do najtańszych. Nawet w tych oddalonych od głównych atrakcji. Tania Barcelona? Chętnie dowiem się jak to zrobić z czystej ciekawości.

Tłumy, hałas, zanieczyszczenia

Przepychanie się na ulicach jest normą w Barcelonie. Szczególnie w centrum. Z jednej strony nie dziwię się mieszkańcom, że mają już dość turystów, którzy są na każdym kroku. Powodem niezadowolenia jest notorycznie zatłoczona komunikacja miejska, kolejki do barów, problem z zanieczyszczeniem miasta czy nie umiejący się zachować imprezowicze.  „Nie chciałabym, aby Barcelona stała się nową Wenecją, gdzie turyści przepędzili mieszkańców” powiedziała Ada Colau, burmistrz miasta. Jak tam żyć? Ale z drugiej strony przejezdni zostawiają w Barcelonie miliony monet. Mimo wszystko tłumy ludzi odbierają przyjemność z poznawania miasta. Nie wspominając już o hałasie.

Język kataloński

Bardzo prywatna i subiektywna opinia. Nie podoba mi się język kataloński. Może dlatego, że mam słabość do typowego kastylijskiej odmiany. Żeby nie było – baskijski mimo, że jest podobny do sama nie wiem czego brzmi fajnie, ale kataloński nie. Do tego najbardziej irytowała mnie niechęć niektórych kelnerów do posługiwania się językiem kastylijskim. Cóż. Po takich akcjach widząc szyldy czy inne napisy po katalońsku ma się jeszcze większą niechęć do tej odmiany.

Inne

Ponadto uważam, że Barcelona jest wąska i wszystko jest na kupie. Korki wiadomo jak w każdym miejscu. Mam wrażenie, że tam jest ich więcej. Do tego dochodzą spaliny, tłumy i upały i już można mieć dość zwiedzania. Ogólnie jestem negatywnie nastawiona do typowo turystycznych miejsc, ponieważ wszystko jest zrobione pod przejezdnych. Nie poznamy dobrze kraju, kiedy poruszamy się tylko po turystycznej części i jesteśmy odizolowani od tego co prawdziwe i naturalne.

Jedyna zaleta Barcelony

Dostęp do morza. Kiedy z nieba leje się żar i już nie wiadomo co ze sobą zrobić pozostaje plaża i chłodna woda. Doceniłam ten fakt po upalnym lecie w Madrycie. Skrawek trawy w cieniu po jakimś czasie przestawał wystarczać. Siedzenie w chłodnym domu ze zasłoniętymi roletami również nie sprawdziło się w 100%. Jedynie kąpiel w wannie z lodowatą wodą zdała swój egzamin. Zamiast chłodzić się w czterech ścianach w Barcelonie można wskoczyć do morza i problem znika lub staje się mniej upierdliwy. Tego zazdrościłam m.in Barcelonie kiedy termometr pokazywał 35 stopni.

Nie mówię, że Barcelona może nie zachwycać czy nie być momentami czarująca. Może taka być. Z pewnością jest przyjemniejsza po sezonie, ale mimo wszystko mnie nie zachwyciła. Nie planuję dać jej trzeciej szansy, aby znowu się przepychać między turystami czy płacić krocie za sangrie. Nie wspomnę już o hałasie czy niechęci mieszkańców. Sama wielokrotnie odwiedzałam miejsca, które ktoś mi odradzał lub mówił, że są przereklamowane. Warto samemu sprawdzić i wyrobić sobie opinię. Wierze, że można mieć powody, aby zachwycać się Barceloną czy bić jej brawo. Mimo wszystko polecam inne katalońskie miasta, które mają więcej do zaoferowania – Girona, Tossa de Mar, Montserrat, Figueres i Muzeum Dalego. Kiedyś będzie o tym wpis, choć ten region Hiszpanii nie należy do moich ulubionych.

DSC_0530

DSC_0556

P. S Najbardziej rozśmieszył mnie fakt,  że z publicznych rowerów mogą korzystać tylko mieszkańcy, którzy mają specjalne karty. Turyści nie mają takiej możliwości. Absurd. Może ktoś wie dlaczego?

Zdjęcia nie są powalające, ale zostały zrobione 4 lata temu. Najważniejsze to widzieć postęp w nauce:)

Byliście w Barcelonie? Polecacie czy odradzacie? Chętnie posłucham innych argumentów, niż te które zamieściłam:)