Będąc w Londynie nie mogliśmy pominąć alternatywnej i nietuzinkowej dzielnicy – Camden Town. Wysiedliśmy na stacji metra o tej samej nazwie i od razu czuliśmy, że jesteśmy po innej stronie mocy. Uliczni artyści, punki, metale, specyficzne murale, sklepy z dziwnymi ubraniami. No i oczywiście hipsterzy. Do tego wielki market, który był celem naszego wypadu w te strony Londynu. Spotkać było można przedstawiciela każdej rasy. Mieszkańcy Londynu są różnorodni i na ulicach nic ich nie zaskakuje -począwszy od sposobu ubierania się, a kończąc na związkach homoseksualnych. Na Camden Town to wszystko widać dwa razy bardziej. Zawitaliśmy do krainy dziwactw. Tutaj możecie zrobić sobie tatuaż na ulicy, kupić nietuzinkowe, gotyckie ubrania oraz płyty winylowe. Można powiedzieć, że każdy robi co chce i nikogo to nie dziwi. Dotarliśmy do mekki gotów, emo, cyber punków i innych subkultur w tym klimacie, które ciężko spamiętać.
Po wyjściu z metra przywitały nas postaci z Alicji w Krainie Czarów. Na filmie usnęłam, ale same jednostki są wystarczająco ciekawe, aby wyjąć aparat. Na Camden Town Street nie brakuje różnorodnych przedstawień czy specyficznych jednostek robiących show. My głównie skupiliśmy się na markecie ulicznym.
Zatem zobaczcie co ciekawego udało nam się odkryć na targu w Camden Town:
To nie są zwykłe buty. Codziennie mogą wyglądać inaczej. Wszystko zależy jakie wybierzesz dziś skarpety. Pierwszy raz miałam styczność z takim dziełem i powiem, że jest na prawdę oryginalne. A że wcześniej nikt na to nie wpadł? Czy może szafiarki mają już taką parę w swoim dorobku?:p
Nie zabrakło również ciężkich, rockowych butów. W większości nie wyglądały jakby można było przejść w nich chociaż jeden metr.
Nie mogłam pominąć tabliczki z życiową poradą „Piwo jest tańsze, niż terapia”.
Plakaty lub kiczowate obrazy atakowały nas na każdym kroku. Ale akurat ten z Breaking Bad zwrócił moją uwagę mimo, że nie jest stylowy.
Na naszej drodze pojawiły się także wkłady do świeczek, które można włożyć do wszystkiego np. do ananasa, szklanki czy innego przedmiotu który akurat mamy pod ręką. Jak się okazuje również do główki kapusty. Nawet świece pozostają w specyficznym stylu wykorzystane.
Zakupić można było również nietypowe kartki na każda okazję. Szkoda, że kosztowały aż 5 funtów.
Na horyzoncie pojawił się także raj dla tradycyjnych fotografów. Cała ściana wypełniona aparatami sprzed wielu lat. Czy działały nie wiadomo, ale na pewno wyglądały ciekawie.
Niestety kiczowatymi pamiątkami czy pocztówkami z czerwonym autobusem. Klasyki pominęliśmy i udaliśmy się na stragan z ubraniami. Dziewczyny nie wiedziały gdzie patrzeć, tyle ładnego odzienia było.
Malina pokazała nam sklep jedyny w swoim rodzaju. „Cyberdog” ociekał nie tylko perwersją, ale także tajemniczością. Asortyment który posiadali powodował, że szczęki opadały na ziemię, a nawet niżej. Kasia Tusk z pewnością nie pochwaliła by się na blogu stylizacją z tego sklepu. Dostać możemy tam tylko fluorescencyjne, perwersyjne i oryginalne ubrania. Nie ma tam półki z ubraniami obok której można przejść obojętnie. Cyrk zaczyna się dopiero jak zejdziemy piętro niżej. Patrząc na tę garderobę nie raz można zastanowić się jak ktoś mógł wymyślić coś takiego. Akcesoria erotyczne sprawiają, że każdy psycholog zastanawia się jak bardzo zaburzona jest osoba, która wymyśliła takie rzeczy prosto z kosmosu. W pewnym momencie pojawiły się również kobiety ubrane w skąpe stroje, które odtańczyły taniec godowy na podeście. Tak, to jest normalne w tym sklepie. Nie tylko manekiny wyglądają dziwacznie, ale również mamy do czynienia z kobietami które nie tańczą byle czego.
Panuje tam zakaz robienia zdjęć i obsługa bardzo tego pilnuje. Michałowi udało się przemycić kilka kadrów. Żałuję, że nie przymierzyłam neonowej sukienki. Z pewnością byłby to najbardziej oryginalny ciuch jaki miałabym na sobie. Polecamy. Ceny oczywiście są adekwatne do całej otoczki tego sklepu, ale warto udać się dla samych wrażeń i nacieszyć oko czymś nietypowym. Pomyślcie, że tuż obok, za murami tego sklepu toczy się prawie normalne życie…
Camden Town Market to także uczta dla podniebienia. Uliczne żarcie w najlepszej odsłonie. Zjeść możemy potrawy niemal z każdego zakątka na tym świecie. Serwują hiszpańskie specjały, meksykańskie potrawy, prawdziwą chińszczyznę, malutkie naleśniki i owoce w czekoladzie. Gdzieś z daleka widziałam również stoisko z polską kiełbasą. Generalnie każdy znajdzie coś dobrego i nowego do spróbowania.
Daliśmy się namówić m.in na naleśniki wypiekane jako małe, płaskie kuleczki. Wielkie słoiki z nutellą nas przekonały. No i może nietypowy kształt. Chińszczyzna otaczała nas z każdej strony, więc i tego spróbowaliśmy. Wbrew pozorom ceny nie były wysokie. Za 5 funtów można było zjeść danie obiadowe. A to jak na Londyn grosze.
Camden Town to nie tylko fatałaszki, dziwne sklepy i międzynarodowe jedzenie. To także dzielnica kanałów. Nas zastało takie oto zjawisko. Zauważcie, że nawet butelki swobodnie unoszą się na tym syfie. Jak widać niektórych nie odstraszyła nawet gęsta, zielona wydzielina i zdecydowali się na rejs stylową barką.
Nie skorzystaliśmy z nocnego życia, które oferuje Camden Town. Podobno nie jest to byle co i można pójść w dobry balet. Jeżeli imprezy są adekwatne do wystroju dzielnicy to z pewnością nie będzie to stracona noc.
Krążą opinie, że to miejsce jest czysto komercyjnie i bez żadnego wyrazu. Myślę, że to dość surowa opinia. Camden Town jest nastawione na turystów, ale jak najbardziej zachowuje przy tym swój styl i wyraźny charakter. Tak czy inaczej można poczuć się jak w totalnie innym świecie i polecam każdemu przespacerować się po tej dzielnicy, gdzie kiedyś znajdowały się stajnie dla koni i kuców kolejowych. Nawet dla samego klimatu i zdjęć. Przymykając oko na tłumy, które tam goszczą.
A jakie są Wasze wrażenie po odwiedzeniu tego miejsca?