Camden Town – alternatywna stolica Londynu
Londyn podziwialiśmy również po zachodzie słońca. W sztucznym świetle nadal jest zachwycający, momentami nawet bardziej, niż za dnia. W niektóre miejsca warto trafić jak się ściemni. Spacerowaliśmy od rana do późnego wieczora, więc siłą rzeczy niektóre miejsca trzeba było zaliczyć po ciemku. Co innego, gdyby piwo w knajpach było tańsze… Zatem zobaczcie jak prezentuje się Londyn po zmroku
Piccadilly Circus
Na Piccadilly Circus krzyżują się dwie, główne i zatłoczone ulice – Regent Street i Piccadilly Street. Sam plac położony jest w bardzo rozrywkowej i teatralnej dzielnicy West End. Piccadilly zwraca uwagę przede wszystkim za sprawą wielkich, świetlnych i neonowych reklam. Taka niewielka namiastka gigantycznych reklam jakie można zobaczyć w Nowym Jorku czy w Hong Kongu. Otoczeni kolorowymi światełkami nie wiemy, gdzie mamy patrzeć. Momentami czujemy się mali i zagubieni w tym kolorowym chaosie reklam. Miejsce jest na tyle popularne, że nie brakuje turystów i mieszkańców, którzy wybierają Piccadilly jako miejsce spotkań.
Piccadilly Circus zdecydowanie zyskuje po zmroku. W dzień nie widać podświetlonych reklam, a to właśnie one robią robotę. Co prawda za dnia nie spotkamy, aż takiej ilości tłumów, ale polecam udać się tam wieczorem, kiedy plac tętni życiem. Bez wątpienia Piccadilly jest jedną z ikon miasta 🙂
W tym przypadku „circus” nie ma nic wspólnego z cyrkiem. Tym razem słowo „cricus” zostało zapożyczone z łaciny i oznacza „koło”. Plac Piccadilly nazwany został tak, ponieważ swoim kształtem jest zbliżony do koła.
Canary Wharf
Canary Wharf kojarzy mi się głównie z małym głodem, który mnie dopadł i ciągiem myślenia o jedzeniu. Chyba jeszcze muszę tam wrócić. Będąc na Canary Wharf przez chwilę można pobyć w towarzystwie drapaczy chmur, które zapewne w sztucznym świetle prezentują się lepiej, niż w naturalnym. Wokół szklanych budynków czuć luksus i miliony monet. Gdybyśmy zawitali tam w dzień to zapewne na każdy kroku spotykalibyśmy eleganckich biznesmenów idących zarobić kolejne, wielkie pieniądze. Chyba, że akurat wędrują na lunch:) W powietrzu, aż czuć rywalizację. Canary Wharf konkuruje z City od London o miano centrum biznesu.
Spacer po Canary Wharf jest przyjemny (jeżeli nie jesteście turbo głodni i jeżeli temperatura nie zaczyna spadać). Błądzimy między wysokimi wieżowcami, a nadbrzeżem portowym. Wyłaniają się małe, duże i różnorodne jachty. Po drodze trafimy na bardzo drogie sklepy z garniturami, fontanny, modne knajpy czy centrum handlowe.
Canary Wharf nie jest jakieś super duże, ale do czasu. Powoli się rozrasta i powstaje coraz więcej, szklanych wieżowców.
Zwróćcie uwagę jak drapacze chmur odbijają się w wodzie. Niesamowite!
Największa budowla w Londynie usytuowana jest właśnie na Nadbrzeżu Kanarków. One Canada Square ma, aż 235 metrów wysokości. Nie wiem czemu, ale zazwyczaj zwiedzający rzadko wybierają to miejsce. No chyba, że są w Lądku- Zdrój któryś raz z kolei. Mimo wszystko polecam, aby w swoim planie zwiedzania umieścić Canary Wharf. Miejsce inne, niż wszystkie. Można rzec, że to krótka podróż w przyszłość i namiastka luksusu.
London Eye
London Eye po zmroku jest jeszcze bardziej diabelskie. I w dzień i w nocy nie sposób oderwać od niego oczu. Szczególnie jak jesteście w środku. Przechodząc nie-pamiętam-jakim-parkiem Malina podała nam dokładne współrzędne, gdzie można pstryknąć takie oto zdjęcie. Chyba Oko Londynu mam już obczajone z każdej strony. Więcej w tym poście. Klik.
Big Ben i Pałac Westminsterski
Symbol Londynu będący na wszystkich pocztówkach. Poza tymi, gdzie są czerwone autobusy i równie czerwone budki telefoniczne.
Będąc w Londynie trzeba przejść się wzdłuż Tamizy, aby na własne oczy zobaczyć Big Bena i Pałac Westminsterski. Oklepane miejsce, ale zdjęcie musiało być. Zwiedzanie od środka już sobie darowaliśmy. Tym bardziej, ze dotarliśmy tam późno.
Big Ben jest największym zegarem w Londynie, a chodzi jak szwajcarski zegarek. Co godzinę wydaje odgłosy, które słychać nawet w radio BBC. Z kolei w Pałacu Westminsterskim odbywają się wszelakie posiedzenia obu izb – Izby Lordów i Izby Gmin.
Cieszę się, że doszliśmy tam w momencie, kiedy słońce chowało się za chmurami. Dzięki temu ujrzeliśmy ładnie oświetlony budynek, a nie zwykły, szary obiekt.
Chciałam zrobić takie zdjęcie jak pewnie maja wszyscy: Big ben + czerwona budka telefoniczna. Niestety miejsce było zbyt długo oblegane. Będąc gdzieś za pierwszym razem lubię zobaczyć na własne oczy ikony i symbole miasta. Londyn pod tym kątem mam zaliczony:)
Koniec relacji z mojego pierwszego pobytu w Londynie. Z początkiem marca wracamy na brytyjskie ziemie. Niech żyją promocje! Niestety przez weekend wiele nie zobaczymy, ale Hogwart Express zabierze nas na długo wyczekiwaną wycieczkę. Michał w tym czasie będzie mógł w spokoju odwiedzać wojenne muzea.
Londyn jest tak dużo i tyle rzeczy można tam robić, że ilość opcji przytłacza. Czekam na Wasze polecenia innych, ciekawych miejsc w Londynie:)