Przeglądając cuda natury na Islandii wiedziałam już co będzie moim numerem jeden, co koniecznie muszę zobaczyć na własne oczy. Jökulsárlón, jezioro powstające z topniejącego lodowca Vatnajökull przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Obejrzałam wiele zdjęć z tego miejsca, ale żadna fotografia nie jest w stanie oddać piękna tego mroźnego widoku. Zamurowało Was kiedyś z zachwytu? Nie mogliście uwierzyć, że widzicie to naprawdę? Patrząc na lagunę lodowcową czułam, że znajduję się w najpiękniejszym miejscu jakie do tej pory odwiedziłam Zerknęłam na resztę ekipy, która również nie mogła wyjść z podziwu.
Przez chwilę możemy poczuć, że znajdujemy się na Antarktydzie, że widzimy krajobraz, który kiedyś mogliśmy podziwiać tylko na kartkach podręcznika do geografii (mam na myśli lodowiec). Nie wiem czy kiedykolwiek zdarzyło mi się podziwiać widoki jak z bajki. Wtedy pomyślałam, że kolejnym, albo jeszcze kolejnym celem musi być Grenlandia, skoro namiastkę jej już mieliśmy.
Po tafli jeziora dryfują kry, niebieskie, białe, śnieżnobiałe, małe, duże, albo nawet ogromne. Tylko ten szary odcień na niebie nie pasuje, nie pozwala zrobić idealnego zdjęcia. W tle widać jęzor lodowca, wygląda groźnie, może dlatego, że przybrał ciemne, powulkaniczne odcienie, a błękit widoczny jest tylko w śladowych ilościach. Nigdy nie sądziłam, że lodowiec może przybrać, aż tyle, różnych barw. Nie mogłam oderwać wzroku od niebieskich brył, a także tych przezroczystych wyglądających niemal jak lustro. Kolor zależy od od ilości powietrza będącego w lodzie oraz od światła słonecznego przenikającego przez lód…
Skąd się wzięły laguny lodowcowe?
Laguny powstają z wody topniejącego lodowca Vatnajökull, który obecnie jest największym lodowcem w Europie. Można powiedzieć, że powoli schodzi on do wody, odłamuje się i wpada do jeziora tworząc majestatyczne krajobrazy. Jeszcze 70 lat temu laguna lodowcowa nie istniała. Od tamtej pory lodowiec, co roku cofa się nawet o 500 metrów. W tych miejscach zbiera się woda i dzięki temu powstały trzy jeziora, które z roku na rok powiększają się coraz bardziej. Największy z nich to Jökulsárlón, który w ostatniej dekadzie zwiększył swoją powierzchnię, aż czterokrotnie. Obecnie może poszczycić się mianem największego jeziora na Islandii. Może minąć nawet kilka lat, zanim góry lodowe stopnieją i powoli będą przesuwać się w kierunku oceanu. Z kolei w zimę jezioro zamarza, zatem bryły lodu uwięzione są w lagunie lodowcowej, aż do wiosny.
Jökulsárlón
Największe jezioro i z pewnością najbardziej spektakularne. Zachwyca swoim ogromem, kolorami, wielkimi bryłami lodu swobodnie dryfującymi po wodzie. Mierzy sobie 18 km2 i rozciąga się, aż do jęzora lodowca Breiðamerkurjökull. To właśnie tutaj miałam szansę być świadkiem najpiękniejszego zachodu słońca. Niebo przybrało żółto-fioletową barwę górując nad niebieskimi kawałkami lodu. Widok niemal idealny dla wszystkich fotografów. Poza tym miałam okazję podglądać śmiałków, tudzież morsów, którzy postanowili zażyć rześkiej kąpieli w wodzie z lodowca. Naliczyłam 4 szaleńców brodzących w otoczeniu mroźnej kry.
Fjallsárlón
Mniejsze jeziorko oddalone ok. 10 kilometrów od Jökulsárlón. To właśnie tutaj trafiliśmy na początku i nie spodziewałam się, że to pierwszy przystanek, a najlepsze jeszcze przed nami. W tej części jest o wiele mniej turystów, dominuje tutaj cisza, spokój i równie piękne widoki. Rzutem na taśmę załapaliśmy się na rejs łódką po jeziorze. Z racji, że wypłynęliśmy już po zakończeniu pracy sternika to zamiast 45 minut na wodzie spędziliśmy 30 minut. Wystarczająco, aby spojrzeć na niebieskie kry z innej perspektywy. Miałam skrytą nadzieję, że jeszcze bliżej podpłyniemy do jęzora lodowca, aby przyjrzeć mu się z bliska. Niestety, zapewne z powodów bezpieczeństwa nie było nam to dane. Sternik o skandynawskiej urodzie zabawiał nas opowieściami o swoim kraju, o lodowcu, o powstanie tego cudu natury. Nie obeszło się także bez żartów, a półgodzinny rejs nie obfitował w niezwykłe fotografie. Zamiast podpływać do jęzora lodowca chyba lepiej jest zgubić się w labiryncie gór lodowych. Tak na przyszłość:) Ponadto mając szczęście można natknąć się na foki. Wypatrujcie ich, nam się nie pokazały.
Szkoda, że dopiero teraz dowiedziałam się, że kawałek dalej znajduje się czarna plaża, gdzie porozrzucane są bryły lodu. Wielka szkoda! Klik. Wygląda to niesamowicie.
Skaftafellsjökull
Tego dnia dawkowaliśmy sobie atrakcję i widoki. Zanim widok laguny lodowcowej zmiótł nas z powierzchni ziemi najpierw stanęliśmy twarzą w twarz z jęzorem lodowca Skaftafellsjökull należącego również do Vatnajökull. Ogromna bryła lodu przyjmująca różne odcienie, gdzie dominował szary i błękitny. Grobowa pogoda nie sprzyjała zdjęciom, ale w taką ciemność na niebie możemy poczuć grozę wielkiej masy lodu. Muszę to wrócić, ale już tylko po to, aby wybrać się na spacer po lodowcu.
Przyjeżdżając na Islandię, nawet na chwilę nie omijajcie tego miejsca. Znajduje się ono kawałem od Reykjaviku (372 km), ale widoki warte są pokonanie każdego kilometra. Wybrałabym się tam jeszcze raz po to, aby zrobić lepsze zdjęcia, nacieszyć oko czymś niesamowitym, a także udać się na czarną plażę, gdzie na brzegu wyrzucone ą odłamki lodu. Może i warto rozważyć nocleg przy lodowcu, aby z samego rana mieć najpiękniejszy widok jaki może być na Islandii.