Landmannalaugar – Tęczowe Góry położone w południowej Islandii. Właśnie tutaj natura zabawiła się w malarza, dzięki czemu masywy górskie przyjmują różnorodne kolory. Namiastka interioru, gdzie wreszcie można ujrzeć dziką Islandię.
***
Warto było przejechać tyle kilometrów w interiorze, gdzie skyr podchodził mi do gardła, a głowa latała we wszystkie strony, aby zobaczyć kolorowe góry i wykąpać się w kolejnym gorącym źródle. Generalnie jazda w interiorze tzw. off road jest przyjemna tylko na krótką metę. Chyba, że lubicie jak Was porządnie wytrzęsie. No, ale księżycowy krajobraz, czy widoki jak z Marsa rekompensują wszystko. W tych miejscach Islandia naprawdę jest dzika i surowa. Tylko raz na jakiś czas przemknie samochód, a cały teren świeci pustką z groźnym wulkanem gdzieś w oddali. Dojechaliśmy późno. Przez rzekę nie odważyliśmy się przejechać po ciemku, bo w sumie nie wiedzieliśmy co nas czeka. Przejście z rzeczami na camping nie należało dla mnie do najprzyjemniejszych rzeczy. Temperatura również nie dopisywała. Obawiałam się tej nocy i w sumie odechciało mi się tych gór i wszystkiego. Widok z samego rana był wyjątkowy. Camping otoczony był kolorowymi górami. Dojechaliśmy późno w nocy, więc okoliczności noclegu pozostały dla nas niespodzianką. Było pięknie i nawet islandzki wiatr nie był, aż tak absorbujący. Jak się okazało Tęczowe Góry otaczają nie tylko nasz camping, ale i pobliskie gorące źródło.
Kolorowe góry, siarkowe jeziora…
Tęczowe Góry są niesamowite, chyba nigdzie indziej takich nie ujrzymy. Masywy górskie przybierają różnokolorowe z przewagą żółtego i pomarańczowego, posiadające czarne elementy. Ciemne barwy zawdzięczamy lawie. Kolory są wynikiem aktywności geotermiczne i dużej zawartości minerałów w ziemi. Dostrzec można również plamki śniegu na pagórkach. Na samym początku trasy dominują pola lawy zarośnięte przez mech. Dodatkowego uroku dodają gorące wyziewy gazów wulkanicznych i siarki. Urozmaicają one krajobraz, ale uważajcie, ponieważ śmierdzą niemiłosiernie. Nie wkładajcie rąk do dymiących dziur – temperatura wyziewu jest naprawdę wysoka;) Siarkowe jeziorka były dodatkową atrakcją wśród kolorowych pejzaży. Takie połączenie możemy zobaczyć zapewne tylko na Islandii. Nie bez powodu jest to jedna z ulubionych tras w głąb kraju, a widoki są jak nie z tej ziemi. Nad całym masywem króluje Hekla – najaktywniejszy wulkan na Islandii, który dawał o sobie znać kilka dni przed naszym przylotem. W średniowieczu Hekla nazywana była wrotami do piekieł. Mówi się, że im dłużej milczy, tym później silniej wybucha. Ostatni raz erupcja miała miejsce w 2000 roku.
Trasa
Spacerowaliśmy tylko przez pół dnia, ale spokojnie można się udać na dłuższe trekkingi, nawet kilkudniowe. Przy campingu znajduje się informacja turystyczna z mapkami i trasami. Wybór był duży. Wybraliśmy wycieczkę na kilka godzin. Niestety wyruszyliśmy o godzinie o której już się nie wyrusza z góry. Gdzie jak gdzie, ale robiąc trekking warto zebrać się z samego rana. Droga od samego początku była bogata w ładne widoki i tylko przez chwilę popadało. Bałam się, że znowu złapie nas ulewa i będę musiała suszyć ubrania przez 2 dni przy wywiewie powietrza w aucie. Stopniowo słońce delikatnie wyłaniało się zza chmur, ale nie na długo. Niestety nie było to idealne światło na zdjęcia. Mieliśmy szczęście, że byliśmy we wrześniu, kiedy góry mieniły się w różnych barwach, a drogi były jeszcze otwarte. Podobno pod koniec września, na początku października trasy nie są już dostępne ze względu na warunki pogodowe. Nie popełniajcie tego błędu i sprawdźcie czy trasy są przejezdne.
Gorące źródło
Dzień zakończyliśmy wygrzewając się w gorącym źródle, którego obecności w ogóle się nie spodziewaliśmy. To miejsce w porównaniu z poprzednim było o wiele większe, cieplejsze, a i woda była czystsza. Ciepły prąd wody mieszał się z zimnym i samemu można było wybierać miejsce, gdzie temperatura najbardziej nam odpowiadała. Nienawidzę zimna i często moje myśli kręciły się wokół tego, że zaraz muszę wyjść z tego upału na totalny ziąb. Nie było to nigdy przyjemne uczucie. Mimo wszystko gorące źródło po (prawie) całodniowym wysiłku było idealnym pomysłem.
Praktycznie:
Camping Brenisteinsalda – GPS: 63.99064, -19.06069 Camping w otoczeniu kolorowych gór z gorącym źródłem.
Informacje praktyczne z przykładami tras. Klik.
Spędziliśmy tam niewiele czasu i koniecznie musimy (muszę?) wrócić na dłuższy trekking, aby dłużej nacieszyć się niezwykłym cudem natury. A przede wszystkim jest to zachęcająca namiastka interioru. Ale przed tym warto zadać o kondycję fizyczną. Taki mam cel:)
Byliście? Które trasy polecacie?