Widziałam plaże piaszczyste i kamieniste, ale wszystkie były mniej więcej w żółtym kolorze, ale nigdy nie widziałam czarnej plaży. Aby podziwiać ten wybryk natury udaliśmy się do Vik. Jak się później okaże widok ciemnej plaży nam spowszednieje. Jak to się stało, że plaża w Vik przybrała taki mroczny kolor? Jak zawsze na Islandii wszystkiemu winien jest wulkan. Składnikiem ciemnego piasku są pyły i popioły wulkaniczne, do tego trochę bazaltu i szkliwa i proszę bardzo – mamy czarną plażę. Co prawda nie było nam dane stąpać po tych ciemnościach, ponieważ natknęliśmy się na tabliczkę z zakazem wstępu. Zostało nam tylko podziwianie z klifu.
Ciemną plaże oglądaliśmy z półwyspu Dyrhólaey, który dzieli się na dolną i górną część. My na samym początku zaatakowaliśmy tą drugą. Droga na szczyt jest bardzo kręta i wąska, także silnik pracuje na pełnych obrotach, kierowca zresztą też. Pasażerowie w tym czasie zachwycali się pięknymi widokami i ładną pogodą. Wreszcie niebo było przejrzyste i nic nie wskazywało na typowo islandzką pogodę. Po kilkunastu minutach byliśmy na parkingu i udaliśmy się na zwiedzanie. Poza czarną plażą i oceanem dookoła na pewno zauważycie malowniczą latarnię morską. Idealnie pasuje do tego miejsca. Wiecie, że ona liczy sobie już 89 lat? Dawno, dawno temu w latarni mieszkał oczywiście latarnik, który zajmował się hodowlą owiec. Obecnie jakiś czas temu przez 2 miesiące były dostępne tutaj miejsca noclegowe, co prawda tylko pięć i kosztowały worek islandzkich koron. Ale wyobraźcie sobie nocleg w latarni morskiej z widokiem na ocean, czarną plażę i fikuśne ptaki? Ideał!
Ponadto możemy nacieszyć oko powulkanicznymi klifami. Na pobliskiej farmie można wykupić rejs amfibią wokół klifu. Poza pseudo sportami wodnymi półwysep jest idealnym miejscem do obserwacji różnorodnych ptaków. Ponoć i maskonury były tutaj widziane. Niestety nam nie było dane ich zobaczyć.
Samo „centrum” Vik jest po prostu mało ciekawe. Poza kościołem i kilkoma domkami nic tam nie uraczymy. Za to okolice Vik są ukojeniem dla oczu. A i co ciekawsze, jest to najbardziej deszczowa miejscowość na Islandii, a przed nami ukazała się w swoim słonecznym wydaniu. Jednak, na pewno mieliśmy dużo szczęścia na tym wyjeździe:) Poza tym Vik położone jest u stóp wulkanu Katla i posiada jedną z najładniejszych plaż na świecie. Niestety wylegiwanie się i kąpanie w błękitnym oceanie może pozostać tylko w marzeniach, ponieważ w lipcu temperatura rzadko przekracza 10 stopni. No, ale idźmy dalej…
Następnie zeszliśmy niżej i już byliśmy nad zatoką. Piękna pogoda nie ustępowała. Po raz pierwszy mogliśmy spacerować tylko w swetrze, a nie ubrani na cebulkę. Promieniujące słońce i czyste niebo, aż zachęcało do częstszego przyciskania spustu migawki. Naszym ulubionym zajęciem poza wylegiwaniem się na skałach, było oglądanie fal rozbijających się o brzeg i o skały. Czasami ich moc robiła na nas niemałe wrażenie. Niestety wejście na plażę było zamknięte, także skierowaliśmy swoje kroki w stronę trolla ciągnącego trójmasztowy statek.
Wylądowaliśmy na Reynisfjara, czyli najdalej wysuniętej plaży na południu Islandii. To właśnie tutaj znajdują się bazaltowe jaskinie morskie stworzone oczywiście z bazaltowych kolumn. Miejsce to jest bardzo popularne i ciężko zrobić tutaj zdjęcie bez udziału innych osób. Jedni pozują na skałach wspinając się po nich, a inni prezentują się w sukni ślubnej, aby wykonać pamiątkowe zdjęcia. Nie tylko państwo młodzi postanowili tutaj wykonać swoją sesję, ale także magazyny modowe. Chodzicie po markecie w poszukiwaniu tanich produktów, a tam na okładce modelka pozująca na tle bazaltowych skał. Podziwiacie kolumny z bazaltu, a tutaj model pozuje pokazując swój modny zegarek. Miejsce popularne, ale warte uwagi. Tuż obok przy plaży stoją słupy skalne. Legenda mówi, że są to trolle wyciągające na brzeg trójmasztowy statek. Niestety zaskoczył ich świt i zostały zamienione w skały przez promieniujące słońce. Stąpaliśmy po czarnym piasku z jednej strony mając przed sobą bazaltowe iglice, a z drugiej strony trolle. Wycieczka nabierała rozpędu:) Czy można powiedzieć, że Islandia to raj na ziemi? Zdecydowanie.
Pod koniec dnia udaliśmy się do kanionu, który rekomendowany jest jako magiczna dolina. Kanion Fjaðrárgljúfur znajduje się bardzo blisko drogi 1 okrążającej całą Islandię. Kanion miał być magiczny, ale był po prostu ładny. Obeszliśmy go górą dokąd prowadziła wydzielona ścieżka. Chłopaki stwierdzili, że im mało, także wskoczyli w buty do pływania, a niektórzy w japonki i poszli sobie oglądać kanion od dołu. Jaka była woda to pewnie się domyślacie, że mroziła krew w żyłach. Przejście na drugą stronę rzeki nie należało do najprostszych zadań, ale dzięki temu mieli coś więcej z tej atrakcji. Powiem szczerze, że kanion mnie nie zaskoczył. Być może gdyby nie zbliżający się zmrok i większa ilość czasu na przejście tego wzgórza byłoby lepiej. Nie mówię, ze było źle, tylko było dość słabo jak na Islandię.
Nasza podróż po Islandii nabierała tempa. Każdego dnia odkrywaliśmy nowe miejsca, które wcześniej widziałam tylko na zdjęciach i nie wierzyłam, że kiedyś zobaczę je na żywo. Mimo, że niskie temperatury doskwierały i wysysały z nas energię to warto było tutaj przyjechać i każdego dnia odkrywać niezwykłe cuda natury. Nie zawsze było kolorowo, ale chyba każda podróż składa się z dobrych i gorszych dni.