Menu
Islandia

Islandia może być nudna

Jeżeli ogarnia Cię frustracja to dobrze przelać ją na papier. Dlaczego by nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu i przy okazji napisać o części Islandii, która niespecjalnie przypadła mi do gustu. Tak, poza zachwycającymi miejscami na Islandii są też te nudne. Według mnie. Uznaje się, że Golden Circle jest kwintesencją  Islandii z czym kompletnie się nie zgadzam i dziś będzie o tym.

dsc_2950

Pod koniec wyjazdu byłam już zmęczona. Żaden Złombol, nawet ten do Norwegii, gdzie spędziliśmy trzy tygodnie nie wyssał ze mnie tyle energii co Islandia. Przebieranie się do snu, kiedy Twoje ciało owiewa mroźny wiatr pod koniec wyjazdu zaczęło być już irytujące. Ileż można zmieniać ubiór w lodowatym namiocie, łazience zbitej z desek czasami nawet bez światła? Brak świeżych ubrań również nie wywoływał uśmiechu na twarzy. Chciałam już wrócić do swojego łóżka (czyt. materaca), wykąpać się i wyleżeć w wannie (mimo, że nie mieliśmy drzwi do łazienki), założyć tylko jedną parę skarpet, a nie cztery i zjeść polski, typowy obiad, a nie liofilizaty z proszku. Nie ma to jak być w jednym z piękniejszych miejsc w Europie i jeszcze wybrzydzać. Tak, w tej części posta skupimy się na narzekaniu na islandzkie atrakcje. W końcu nie wszystko musi zachwycać i warunki polowe w pewnym momencie również mogą być nieprzyjemne.

dsc_2889

Miejscem, a raczej miejscami do których już nie chcę wracać jest Golden Circle. Tak zwany Złoty Krąg skupia największe atrakcje na Islandii. Niezaprzeczalna zaletą jest także to, że znajduje się blisko Reykjaviku, także wybierając się tylko  na weekend macie szansę zaliczyć rzekome perełki na Islandii. Jeżeli od tego punktu zaczęlibyśmy zwiedzanie Islandii to widzę dwie opcje. Albo bym się zachwyciła wybuchającym gejzerem, wielkim wodospadem i jakąś płytę tektoniczną, albo bym się rozczarowała i wkurzyła. W końcu na lewo i prawo trąbią o Islandii, pięknych krajobrazach, cudach natury, a tu taki bubel. Znając mnie miałabym nadzieję, że im w dalej las, tym będzie lepiej, a to tylko wypadek przy pracy.

dsc_2909-2 dsc_2907

Przyzwyczajona do zapierających dech w piersiach krajobrazów Golden Circle mnie po prostu rozczarowało, bo było takie o, bez szału, bez niczego specjalnego. Od dwóch tygodni podziwialiśmy same ładne miejsca, myśleliśmy, że już nic nas nie zaskoczy, a jednak zaskakiwało i żałowałam, że tym razem już naprawdę koniec niespodzianek. Widoki w okolicach Gorden Circle jak na Islandię są nijakie. Wodospady już były, nie raz, nie dwa, a chyba z 10. Za to gejzer był czymś nowym, jedynym takim punkcie na mapie. Obecnie największą atrakcją turystyczną jest gejzer Strokkur, który strzela na 20-30 metrów co kilka minut. Cały spektakl trwa kilka sekund, także aparaty muszą być cały czas w pogotowiu. Gejzer możemy podziwiać nie tylko z bliska, ale także z pobliskiego wzgórza na które warto się wspiąć. Kiedyś numerem jeden był po prostu Geysir wybuchający na ponad 80 metrów. Teraz musimy się zadowolić jego, gorszą wersję.

dsc_2927 dsc_2935 dsc_2948

Nie myślcie, że będziecie tylko on i Wy i ewentualnie Wasz aparat. Tłumy turystów będą Wam towarzyszyły w podziwianiu tej atrakcji. Już na samym początku możecie dostrzec, że weszliście na teren bardzo turystyczny – drewniana droga, ogrodzenie i tabliczki z informacjami, pewnie niedługo postawią budkę, żeby pobierać opłaty. Czasami, a może nawet często odwiedzam pospolite miejsca, gdzie spodziewam się dużego skupiska populacji, ale nadal myśl, że w spokoju nie mogę przejść mnie irytuje i nic na to nie poradzę. Tak było tutaj. Sam gejzer hmm..nie zachwycił mnie specjalnie. Najchętniej rzuciłabym okiem na kilka eksplozji i pojechała dalej. Nie mówię, że nie warto tam podjechać, bo to z pewnością wyjątkowe miejsce, ale dobre tylko na raz. Na jeden, szybki raz.

dsc_2946

Kawałek dalej znajduje się najsłynniejszy wodospad na Islandii – Gullfoss. Trochę tych wodospadów obskoczyliśmy na Islandii i powiem szczerze, że już trochę nużył mnie ten krajobraz. Mimo, że Gullfoss znajduje się na liście najpiękniejszych wodospadów na świecie. Myślę, że gdyby Gullfoss był pierwszym wodospadem zobaczonym na Islandii to nie odrywałabym od niego wzorku. Jako, że był na samym końcu i już byłam zmęczona to bez większych chęci udałam się w jego stronę. Warto wejść na górę na platformę widokową, a także przejść do samego końca, aby objąć wzrokiem jego ogrom. Pierwszą moją myślą było, że nie chciałabym się znaleźć w jego szponach. Już na samym końcu aparat bardziej mi ciążył, niż pomagał, ale kilka razy wymierzyłam obiektyw w stronę wodospadu, żeby mimo wszystko nie zapomnieć jego widoku. Pamiętajcie, że zbliżając się do Gullfoss warto mieć coś wodoodpornego, ponieważ woda tryska na wszystkie strony. Jeżeli przypadkowo macie ze sobą zatyczki do uszu to również mogą się przydać. Wielkie bydle porządnie hałasuje. W końcu co dwie kaskady to nie jedna. Szukając pozytywów zerknęłam na swoje zdjęcia, których zrobiłam niewiele zauważyłam, że mieliśmy ładną pogodę w tym miejscu. A jak wiecie, słońce na Islandii jest na wagę złota.

dsc_2976 dsc_2960 dsc_2957

Spacerując po Parku Narodowym Thingvellir możemy zobaczyć jak rozchodzą się dwie płyty tektoniczne – Amerykańska i Euroazjatycka. Swoją drogą park w 2004 roku został wpisany na listę UNESCO. Poza tym powołano tutaj najstarszy parlament, który funkcjonuje do dziś. Raz do roku w lato najważniejsi spotykają się tutaj na obradach. Wracając do właściwego tematu…Rozdzielanie się płyt powoduje liczne pęknięcia w skałach, a jedno z nich specjalnie upatrzyli sobie turyści. Silfra jest rajem dla nurków, a dla spragnionych pięknych, islandzkich widoków niewielkim rozczarowaniem. O, jedynie ten znak zapadł mi w pamięć i lekko rozbawił. Nurkowanie z rurką kosztowało kosmiczne pieniądze – około 600-700 zł. Chyba, nie jestem pewna. Nawet nie pytaliśmy ile kosztowało zanurzenie się z butlą do których i tak nie mamy uprawnień. Gdzie są turyści, tam są ogromne ceny. Sama Silfra zdecydowanie była największym, islandzkim rozczarowaniem. Niestety nawet wiedza, że płyty tektoniczne są w ciągłym ruchu nie dodaje uroku temu miejscu, Nie wiem jak reszta powierzchni parku narodowego ta którą my maszerowaliśmy nie była przyozdobiona w ładne widoki.

dsc_2895 dsc_2899 dsc_2906 dsc_2893

Jadąc na słynne Golden Circle zatrzymaliśmy się w tzw. punkcie głaskania koni islandzkich 🙂 Nie są to zwykłe konie, ale konie z najczystszej krwi ze wszystkich ras. Jeżeli koń islandzki opuści wyspę Lodu i Ognia to już nigdy nie będzie mógł na nią wrócić. Dzięki temu rasa jest nieskazitelna, czysta, a konie są wytrzymałe i przystosowane do panujących tutaj warunków. Koń islandzki jest trochę mniejszy, maksymalnie może osiągnąć 142 cm wielkości. Są one bardzo łagodne i przy właściwym użytkowaniu nie powinny zrobić krzywdy:) Poza tym są po prostu ładne:)

dsc_2912 dsc_2915 dsc_2916 dsc_2919 dsc_2925 dsc_2926

Ubiegając pytania i nieprzyjemne komentarze. Nic złego mnie nie spotkało w tym miejscu, nie mogę powiedzieć, że było tam brzydko, ale na pewno  wyobrażenia rozbiegły się z rzeczywistością. Po prostu mnie te trzy punkty nie zachwyciły. Nie będę odradzać wycieczki w te strony, bo niby dlaczego? Widok gejzera nie jest czymś powszechnym, a gigantyczny wodospad również nie zawsze jest w zasięgu naszego wzroku, więc czemu nie? Jedynie samą Silfrę można sobie odpuścić, jeżeli nie nurkujecie. Być może tak jest, że im więcej się zobaczy, tym później ciężko czymś się zachwycić czy po prostu zaskoczyć. Cała Islandia jest magiczną krainą, ale są miejsca przereklamowane  – tak jak Golden Circle dla mnie. I tłumy z dronami i selfie stickami wyprowadzają mnie z równowagi.

A jak Wasze wrażenie z Golden Circle?