O Brukseli słyszałam opinie, że jest mało ciekawa i można ją obejść w jeden dzień (nie zgadzam się), a o Brugii jedni mówili, że jest niezwykła, a drudzy, że przereklamowana. Moje zdanie mieści się, gdzieś po środku. Flamandzką Wenecję chciałam zobaczyć jeszcze bardziej, niż Brukselę. Przejrzałam wiele zdjęć z Brugii i na usta cisnęło mi się tylko jedno słowo – czarująca. Zobaczcie jak było w rzeczywistości.
Kiedy wysiedliśmy z pociągu około godziny 11, trochę się obawiałam, że nie starczy nam czasu, aby przejść całe miasteczko w normalnym tempie, bez zbędnego pośpiechu. Zerknęliśmy na mapę i już było jasne, że Brugię (bez wizyt w muzeach) można objeść w 2-3 godziny, robiąc przy tym przystanki na belgijskie przysmaki.
Pierwsze wrażenie
Nastawiałam na bajkowe miasteczko z romantycznym akcentem. Owszem, Brugia jest urocza, ale nie, aż tak jak na zdjęciach, które widziałam. Tłumy ludzi również miażdżą jej klimat i jej kameralność. Dobra, tak naprawdę wiedziałam, że jest tam więcej ludzi, niż atrakcji. Jednak wystarczyło skręcić w pierwszą boczną uliczkę, aby odpocząć od gwaru. Obrzeża miasteczka straszyły pustką i dzięki temu miały swój urok. Mieszkańcy stanowią tutaj tylko 10% ludności, reszta to turyści. Lokalsi nie są pozytywnie nastawieni do przejezdnych, wprost przeciwnie, obdarowują ich dystansem i niechęcią. Powód jest prosty – mają już dość tłumów, których nie brakuje tutaj w każdą porę roku.
Krótki przewodnik po Brugii
Stare Miasto zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a Brugię uznaje się za najlepiej zachowane średniowieczne miasteczko w Europie. Podobną historie słyszałam o starówce w Brukseli. Cechą charakterystyczną Brugii jest średniowieczna architektura i zabudowa oraz kanały wodne. Poza niektórymi uliczkami ciężko jest znaleźć nowoczesne budowle, co jest urokiem tego miejsca.
Brugia była kiedyś jednym z najważniejszych miast handlowych w regionie. Wszystko zawdzięcza swojemu położeniu blisko morza, dzięki czemu biznes kwitnął. Nie trudno zauważyć, że kiedyś Brugia była bardzo bogata, a przeszłość handlową widać do dziś. Mowa oczywiście o czekoladzie, budownictwie i kanałach.
Najbardziej charakterystycznym punktem w Brugii jest 80-metrowa wieża Belfort. Liczyłam, że dzięki temu wysokiemu punktowi spojrzę na Brugię z lotu ptaka, ale niestety wjazd na wieżę kosztuje 10 euro. Ogólnie Brugia do najtańszych miasteczek nie należy. Wieża mieści się na głównym placu – Grote Markt. Czekałam, aż dotrzemy na ten plac, ponieważ wcześniej prócz pleców ludzi, sklepów z czekoladkami nie widziałam nic ciekawego, a Brugia wydawała się taka czarująca. Plac Grote Markt i wieża Belfort są centrum Brugii i jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli wrażenie, że się zgubiliście, należy spojrzeć w górę i szukać wieży. Wszystkie drogi prowadzą właśnie tam.
Tuż obok znajduje się Rynek Burg i Bazylika Świętej Krwi. Burg wygląda trochę jak kolejny plac, ale zachwyca fasadą zdobioną figurami flamandzkich hrabin i hrabiów. Moim zdaniem jest trochę podobny do Grote Markt i tak samo bogaty jest w liczne zdobienia. Momentami nie wiedziałam na, co mam patrzeć. Kiedyś właśnie tutaj toczyło się życie miasta.
Wszelakie place chciałam szybko obejść, aby w końcu zobaczyć słynne, flamandzkie kanały.
Nie będę oryginalna. Najbardziej podobało mi się miejsce Rozenhoedkaai. Tutaj znajduje się malownicze drzewo pochylające się nad wodą. Nic dziwnego, że większość turystów tutaj spędza najwięcej czasu. Płaczące drzewo jest bardzo fotogeniczne, szczególnie, że znajduje się w otoczeniu kanałów. Stąd też wyruszają wycieczki barkami po kanałach. Kolejki chyba zawsze są długie. Najwięcej czasu spędziłam na fotografowaniu kanałów i podziwianiu zakątków Brugii w otoczeniu właśnie kanałów.
Jednym z miejsc, które najbardziej mnie urzekły był Beginaż, czyli miejsce, gdzie mieszkały beginki. Powstawały one głównie w średniowieczu, a ten w Brugii został założony w 1245 roku. Obecnie urzędują tu benedyktynki. Beginaż to szereg białych domków pomiędzy którymi znajduje się zadbany park. Mieliśmy szczęście, ponieważ zastaliśmy park cały w żółtych kwiatach. Mały, uroczy zakątek o którym dowiedziałam się dopiero z mapy.
W drodze na dworzec przeszliśmy przez park Minnewater, gdzie można dopłynąć łodzią do Jeziora Miłości. Beginaż przytłoczony był kolorem żółtym, ale w parku jak to w parku dominowała zieleń…no i spokój. Albo jeszcze tutaj nie doszli turyści, albo po prostu odpuścili sobie zielone płuca Brugii. Rzuciliśmy okiem na park i przyznaję, że czuć w nim romantyczną atmosferę. Pasjonaci dziejów Brugii twierdzą, że oryginalna nazwa parku oznaczała po prostu miejskie wodociągi.
Tak naprawdę Brugię warto odwiedzić dla średniowiecznych budynków, kanałów i Beginażu, ale tylko wiosną. Nie lubię muzeów i kościołów. Nie ważne czy to znane miejsce kultu czy arcydzieło po prostu nie lubię, a więc i w Brugii odpuściłam sobie tę męczarnię. Wolałam podziwiać budynki z czerwonej cegły i fotografować ludzi przepływających kanałami.
W sumie trochę nie wiem jak podsumować Brugię. Na pewno warto tutaj przyjechać i chociaż jeden dzień poświęcić na spacer po średniowiecznym miasteczku. Nie wiem czy kiedykolwiek jest tutaj mniej turystów, tak samo ceny chyba o każdej porze roku są wysokie. Brugia jest turystyczna i trochę mnie zawiodła. Liczyłam, że miasteczko jest bardziej bajeczne, ale chyba tak często bywa, że zdjęcia rozmywają się z rzeczywistością.
Praktycznie:
Brugia położona jest około 90 kilometrów od Brukseli. Podróż pociągiem zajmuje około godziny. Połączenie jest bardzo dobre i średnio, co godzinę odjeżdża pociąg do Brugii i z powrotem. Bilety możecie kupić na tej stronie.
Jeżeli planujecie odwiedzić Brugię w weekend, linie kolejowe oferują 50% zniżki na bilety. Co lepsze nie musicie kupować biletów na konkretne godziny, tylko jedziecie i wracacie, kiedy chcecie. A najlepsze jest to, że po drodze możecie wysiąść np. w Gandawie i później na tym samym bilecie jechać dalej.
Jedyną wadą tej promocji jest to, że dużo osób z niej korzysta, a więc pociągi są bardzo obłożone. Nam przypadło miejsce przy toalecie na dywanie. Mimo wszystko, to tylko godzina jazdy.
Za bilety w cenie promocyjnej, w dwie strony zapłaciliśmy około 30 euro.
Muzeum Piwa – wstęp 9 euro
Muzeum Czekolady – wstęp 8 euro
Muzeum Tortur – wstęp 7 euro
Jeżeli chcecie zwiedzić kilka miejsc, dobrym pomysłem jest zakup karty Musea Brugge, która przez 3 dni pozwala zobaczyć najważniejsza zabytki. Karta kosztuje 20 euro i jest ważne przez 3 dni od pierwszego użycia. Zakupić można ją w każdej atrakcji.
Rejs łódką po okolicznych kanałach kosztuje tylko 8 euro i trwa tylko 30 minut. Po cenach w Wenecji spodziewałam się, że i w Brugii ceny będą wysokie. Ze względu na brak czasu nie skorzystaliśmy z tej okazji, ale w innym przypadku chętnie bym się wybrała. Rejs łódką to niepowtarzalna okazja, aby spojrzeć na miasteczko z innej perspektywy.
Ceny w Brugii są wysokie. Przeciętnie za obiad trzeba zapłacić około 12 euro. Ciężko było znaleźć coś tańszego, więc postawiliśmy na frytki i gofry. Z kolei piwo 0,3 l kosztuje około 3-4 euro. Piwo mają tutaj doskonałe;)