O istnieniu regionu Brandenburgia dowiedziałam się w maju, kiedy to z Traveler Adventure Team udaliśmy się w tym kierunku, zaraz po zwiedzaniu Saksonii. Brandenburgia leży tylko godzinę drogi od Berlina i uchodzi za najbardziej zielony rejon Niemiec, a ostatnio takie atrakcje interesują mnie najbardziej. Jeżeli chodzi o aktywności na świeżym powietrzu, to mamy do dyspozycji 7 tys. kilometrów tras rowerowych, możliwość spływu kajakowego, żeglowanie, jazdę na rolkach na Flaeming-Skate i wiele innych. Dla lubiących miasta i zabytki wiele do zaoferowania ma stolica Brandenburgii – Potsdam. My poznaliśmy tylko niewielki wycinek Brandenburgii, ale w ostatni weekend miałam okazję zobaczyć kolejne atrakcje, ale o tym za tydzień. No to jedziemy!
fot. Jeremiasz Gądek
Leżąca wieża Eiffla – kopalnia F60
F60 w Lichterfeld, czyli dawny most do transportu węgla. W latach 90. po zamknięciu kopalni odkrywkowej, miała ona pójść na złom, ale Niemcy postanowili uczynić z niej atrakcją turystyczną. 60 tysięcy rocznie odwiedzających to chyba dobry wynik. Kupa żelastwa jest warta uwagi, szczególnie kiedy pokonujemy coraz więcej kroków w górę. A uwierzcie mi, że z dołu most nie wygląda na takiego, co może dostarczać mocnych wrażeń. Wierzę, że niejednej osobie zakręciło się w głowie w trakcie zdobywania szczytu.
Most ma 500 metrów długości, 80 metrów wysokości i 60 metrów szerokości. Swoimi rozmiarami pokonuje nawet słynną Wieżę Eiffle – stąd ta nazwa.
Na samej górze możemy podziwiać panoramę okolicy, m.in. sztuczne jeziorko, które powstaje w ramach unijnego projektu. Z tej perspektywy czujemy także odległość na jakiej się znajdujemy. Nie bez powodu niektórych z nas zaczęła boleć głowa, strach czy zmiana ciśnienia?
Na sam koniec czekała na nas jeszcze jedna atrakcja. Chętni i odważni mogli zejść po linie na sam dół. Mimo, że nogi nie uginały mi się na tej wysokości, to lina chyba nie mieści się w ramach rzeczy, które jestem w stanie zrobić. Połowa grupy zrezygnowała i zjechała windą, a druga część dzielnie przy życiu dłoni schodziła po linie w dół. Najgorszy jest pierwszy moment, kiedy musi się oderwać od powierzchni i lekko odskoczyć w dół. Później podobno jest już łatwo. Jak możecie się domyślać, wyglądało to dla mnie przerażające, ale musiałam uwiecznić to na zdjęciach.
Na tej stronie dowiecie się trochę więcej o zwiedzaniu F60, cenach biletów i godzinach otwarcia.
Osobiście bardzo polecam, jest to nietypowa atrakcja i wiele możecie się dowiedzieć o tej działalności. Przewodniki audio w języku polskim ułatwią sprawę:)
Domek na drzewie
Po zwiedzaniu kopalni udaliśmy się w miejsce spoczynku do Komfortcamping Senftenberger See, gdzie warto było przyjechać tylko po to, aby spędzić wieczór w domku na drzewie. Jako, że mam słabość do takich nietypowych miejsc do spania musiałam o tym wspomnieć. Sczęśliwcem był Jeremi, który mógł kilkanaście godzin spędzić miejscu o którym marzy prawie każde dziecko. Pokój był bardzo klimatyczny i przytulny, aż żal, że tylko jeden domek mieliśmy zarezerwowany.
fot. Iwona El Tanbouli-Jabłońska
Wycieczka wokół jezior
Następnie przyszedł czas na wycieczkę wokół jezior Senftenberger i Geierswalder. Tutaj do dyspozycji mieliśmy przeróżne rowery. Próbowałam zdobyć e-bike, ale niestety ponownie najmniejszy rozmiar był nadal na mnie za duży. Trasa była lekka i przyjemna, idealna na prawie zakończenie intensywnego tygodnia.
fot. Iwona El Tanbouli-Jabłońska
fot. Iwona El Tanbouli-Jabłońska
Do przejechania mieliśmy niecałe 30 kilometrów po płaskim terenie, ale w pełnym słońcu. Po drodze zatrzymaliśmy się przy wieży widokowej Rostiger Nagel, oglądaliśmy pływające domki letniskowe, aż w końcu dobiliśmy do portu miejskiego Senftenberg. W tym miejscu wsiedliśmy w tzw. BBQ Donuts, wypłynęliśmy na środek jeziora i zaczęliśmy grillowanie. Przyznaje, że to był jeden z ciekawszych sposób na obiad w plenerze.
fot. Iwona El Tanbouli-Jabłońska
Jeden dzień w tropikach – Tropical Island
Oho, tutaj będzie dłuższy wywód. Jeden dzień spędziliśmy pod kopułą w niemieckim Tropical Island. Na dzień dobry przywitała nas fala kiczu i brak powietrza – jak to w tropikach bywa. Moją uwagę przykuły również plastikowe zdobienia. Jak na tropiki przystało roślinność była prawdziwa, papugi w klatach także. Szkoda mi było flamingów brodzących pod tą duszną kopułą.
Generalnie z Tropical Island trochę sobie kpiliśmy. Później sobie przypominałam, że chyba kiedyś widziałam jakiś wpis z Tropical Island i byłam zaintrygowana. Traveler Adventure Team po wspinaczce, rafftingu, kajakach i innych trafiła w miejsce, gdzie rzekomo można się zrelaksować. Do minusów na pewno należą kiczowate zdobienia i brak świeżego powietrza. Przejdźmy do walorów tego miejsca.
Spać mieliśmy pod kopułą i kilka miejsc miejsc mieliśmy zarezerwowanych namiocie. Wyglądają one stylowo i na tym kończy się ich rola. Wyobraźcie sobie, że jest strasznie duszno i chcecie odpocząć na Waszym łóżku po czym trafiacie do jeszcze bardziej dusznego namiotu na materac? Serio, to byłby koszmar. Z tego względu osoby mające zwykłe pokoje z solidną klimatyzacją przyjęły resztę, która miała spędzić noc w namiocie. Klimatyzacja była zbawieniem i przyjemnie się wracało do chłodnego pomieszczenia. A więc jeżeli wybieracie nocleg pod kopułą to polecam pokój, a jeżeli nie to najlepiej spać poza tropikalną wyspą.
Jeżeli chodzi o baseny, to było w czym wybierać. Jacuzzi wyczułam z daleka i głównie tam spędzałam czas. Bardzo ubolewałam, że w termy w Budapeszcie, to „tylko” ciepłe baseny bez bąbelków. Tutaj były bąbelki i jeszcze można przebierać w miejscach. Naszym numerem jeden była basenowa rzeka znajdująca się na zewnątrz. Przypadła nam do gustu nie tylko ze względu na świeże powietrze, ale ciekawą trasę wodną. Zresztą sami zobaczcie.
fot. Jeremiasz Gądek
Trzy razy zjechaliśmy i trzeba było pakować się i jechać dalej. Dlatego pod względem jacuzzi, zjeżdżalni i tej części zewnętrznej Tropical Island zdało egzamin. Chętni mogą jeszcze skorzystać z łaźni parowych i sauny.
Lot balonem
Nasza grupa miała szansę także lecieć balonem pod kopułą. Wsiadaliśmy do realnego balona, który unosił się, a przewodnik z liną ciągnął balon za sobą pokazując nam Tropikalną Wyspę z góry. Brzmi to śmiesznie, zdaję sobie sprawę. Lęk wysokości nie dawał o sobie znać, ale widać organizatorzy byli przygotowani na różne sytuacje. Z tego względu w środku znajdował się woreczek, aby nie wymiotować na zewnątrz, na ludzi. Konstrukcja wydawała się krucha i mało stabilna i ciężko mi sobie wyobrazić lot balonem na zewnątrz. Ale bardzo bym chciała!
W środku spodziewajcie się temperatury 26 stopni, wilgotność powietrza może wynosić nawet 60%. Z tego względu rośliny z całego świata mają tutaj szansę bytu. Przez wiele lat inwestorzy mieli problem z żywotnością roślinności, z tego względu otwarcie zostało przesunięte o kilkanaście miesięcy.
Ale i tak nie wróże sobie tam powrotu:)
Tropical Island uchodzi za największy park rozrywki w Europie o powierzchni 66,000 m2. Wyobraźcie sobie 9 boisk do piłki nożnej, a wtedy poczujecie ogrom lasu tropikalnego pod kopułą.
Jak już jechać to kiedy? Na pewno nie w weekendy, święta czy inne okazje. Ludzi jest tutaj mnóstwo i jeżeli nie chcecie walczyć o skrawek piasku wybierzcie bezpieczniejsze terminy.
Na tej stronie znajdziecie informacje o biletach, atrakcjach na miejscu i możliwościach noclegu.
To tylko niewielki wstęp do Brandenburgii. W następnym wpisie kolejne miejsca warte uwagi, w tym moja ulubiona kategoria – urbex.
Która atrakcja najbardziej przypadła Wam do gustu?