Pierwszy raz Picos de Europa odwiedziłam 2 lata temu będąc jeszcze na Erasmusie. Już wtedy wiedziałam, że chciałabym tam wrócić i udało się w tym roku. Picos de Europa to zielona strona Hiszpanii i jednocześnie obowiązkowy punkt zwiedzania północy kraju. Park Narodowy leży na granicy trzech regionów – Kantabria, Asturia, Kastylia i Leon. Całkowita powierzchnia wynosi, aż 65,000 hektarów! Na terenie Picos de Europa nie brakuje skał idealnie nadających się do wspinaczki (zachód parku), szlaków turystycznych oraz zabytków związanych z średniowieczną historią Hiszpanii. Ja za każdym razem skupiłam się na górskich wędrówkach i te dwie trasy chciałabym Wam opisać. Jeżeli potrzebujecie pomocy w organizacji podróży do Hiszpanii – piszcie;)
Ruta del Cares
Tras, szczytów do wyboru jest całkiem dużo. My postawiliśmy na długi, ale dość prosty szlak – Ruta del Cares. Zaczyna się on w miejscowości Cain, a kończy w Poncebos. Ścieżka skalna została wykuta przez…500 robotników. Dróżka jest pełna tuneli, które ze skalnego zawisu prowadzą w głąb góry Picos de Europa. Początkowo celem nie było stworzenie trasy turystycznej, ale ale doprowadzenie wody do miasteczka Cain z rzeki Cares.
Pomagam organizować wakacje w Hiszpanii – znajdę odpowiednie loty, noclegi i atrakcje na miejscu. Wszystkie plany tworzę indywidualnie 🙂 Kliknij w poniższe zdjęcie, aby dowiedzieć się więcej.
W sumie całość wędrówki zajęła nam 8 godzin – w tym godzinny przystanek w barze na końcu trasy. Po drodze podziwialiśmy wapienne skały, zwierzęta, które spacerowały po stromych zboczach, a momentami pojawiał się śnieg. Nie byłoby to duże wydarzenie, gdyby nie to, że dwie osoby z ekipy po raz pierwszy w życiu widziały śnieg. Niektórzy ludzie z wymiany organizowali wycieczki w góry pod Madrytem, aby na żywo zobaczyć ten biały puch. Na tej wycieczce byliśmy także świadkami pierwszej degustacji kebaba przez naszego kolegę Kolumbijczyka. To by było na tyle nowości.
Trasa przebiegała spokojnie, bez przygód. Czasami miałam wrażenie, że jest to dłuższy spacer w ciekawych okolicznościach przyrody. Myślę, że tą ścieżkę mogą obrać nawet rodzice z dziećmi, bo w ogóle nie jest wymagająca. Mam na myśli, że fragmenty, kiedy musimy wspinać się pod górę pojawiają się sporadycznie, ale krajobrazy momentami potrafiły nas zaskoczyć.
I to jest jeden z ładniejszych fragmentów na trasie, już pod koniec ścieżki. Na żywo coś na kształt wodospadu wyglądało bardziej imponująco, ale i tak nie mogliśmy wyjść z zachwytu.
Na końcu wsi znajduje się rzeka i bar, który wynagrodzi trudy. Tak, serwują tam zimne piwo. Być może jest jakaś inna droga powrotna, ale my wróciliśmy tą samą trasą. Nie trzeba wspinać się nie wiadomo jak wysoko i pokonywać męczących tras, aby nacieszyć oko czymś pięknym. Mieliśmy szczęście – pogoda dopisywała, przywitani zostaliśmy słonecznymi promieniami, które utrzymywały się przez większość wycieczki. Wspominam o tym, ponieważ północ Hiszpanii w połączeniu z górami, to zdecydowanie nie jest gwarancja pogody. Północna część kraju to miejsce, gdzie trzeba wyjść z parasolem i okularami przeciwsłonecznymi jednocześnie, bo nigdy nie wiemy co zastaniemy.
Lagos de Covadonga
2 lata później ponownie odwiedziłam Picos de Europa. Wycieczka wisiała na włosku ze względu na drogie noclegi, które i tak w większości były już zajęte. Schroniska w okolicy nie należą do najtańszych, więc czekało nas ponad 2 godziny drogi do naszego hostelu. Polecam Wam skorzystać z tej strony przy rezerwacji noclegów. W końcu sezon trwał w najlepsze. Mimo wszystko udało się. Ponownie obraliśmy łatwą trasę, chociaż kolejnym razem chciałabym wejść nieco wyżej.
Jako, że Lagos de Convadonga jest trasą bardzo często uczęszczaną, dostęp latem i podczas długich weekendów jest regulowany. To oznacza, że auto musimy zostawić na parkingu, a dalszą część, aż do rozpoczęcia szlaku musimy pokonać transportem publicznym. Koszt: 8 euro w dwie strony, parking 2 euro. Trasa wiedzie przez krętą drogę i gdyby nie to, że Żukiem pokonywaliśmy już wiele serpentyn (Droga Trolli, Passo dello Stelvio) odczuwałabym duży strach. Zestresować możemy się szczególnie, kiedy dwa autobusy na małej dróżce próbują się wyminąć. Sprawy nie ułatwiają krowy, które w licznym stadzie są niemal wszędzie. Im wyżej, tym temperatura bardziej spadała, a mgła przykrywała coraz większą powierzchnię gór. Po 45 minutach byliśmy u podnóżach naszego szlaku.
Wszelakie informacje o trasach i okolicznych atrakcjach możecie uzyskać w informacji turystycznej w okolicach parkingu. Na tej stronie znajdziecie rozkład autobusów, ale zazwyczaj co 20 minut odjeżdżają. Zaparkować możemy w w centrum Cangas, El Bosque, Muñigo i Repelao i stamtąd wyruszyć autobusem w kierunku jezior. Ok, przejdźmy już teraz do samej trasy:)
Jezioro Ercina znajduje się tylko 2 kilometry od parkingu, a trasa wiedzie przez Mirador de la Reina, skąd możemy podziwiać panoramę Picos de Europa. Okoliczne wzniesienia, krystalicznie czyste jeziora i liczne pastwiska sprawiają, że chce się tutaj wrócić ponownie. Trasa jest króciutka, a więc warto zrobić sobie spacer do kolejnego jeziora.
Jezioro polodowcowe Enol znajduje się na wysokości 1070 m n.p.m i liczy sobie 25 metrów głębokości. Pogoda już tak się popsuła, że mgła zasłoniła prawie całe jezioro. Co ciekawe, dzięki temu, że woda jest krystalicznie czysta, w jeziorku żyje sobie populacja raków. Z tego co wiem kąpiele nie są wskazane.
Jezioro w dużym stopniu przypominało nasze Morskie Oko. Trasa była zaskakująco łatwa i dość szybko ją przeszliśmy, więc powrót postanowiliśmy sobie wydłużyć. Mgła i deszcz zdecydowanie nie były takimi problemami jak wszechobecne krowy tamujące przejście. Niektóre nie wyglądały przyjaźnie. Mieliśmy szczęście, że przed nami szedł Hiszpan, który kijem skutecznie odganiał stada. Serio, ciśnienie nam skakało kiedy na każdym kroku musieliśmy się mierzyć z tymi zwierzętami i to jeszcze we mgle. Pogoda była taka jak na Asturię przystało – czyli deszcz.
Cangas de Onis
Miasteczko położone jest, tuż przy parku narodowym i jest to najczęściej wybierane miejsce na nocleg. Zawitaliśmy tutaj, aby zobaczyć most rzymski z zawieszonym pod nim krzyżem zwycięstwa widniejącym w herbie Księstwa Asturii. Mimo, że na zdjęciach most wyglądał bardziej spektakularnie, jest warty uwagi i ogólnie samo miasteczko tętni górskim klimatem. Canga de Onis zainteresowała mnie także pod kątem licznych wycieczek organizowanych z tego miejsca. Spływ kajakowy górską rzeką? Marzenie! Raffting w takich okolicznościach przyrody? Jasne! I nawet via ferraty były w ofercie. Chętnie zobaczyłabym jakie trasy mają do zaproponowania. Do tego quady, jazda konna, paintball czy kanioning – idealnie miejsce, aby poznać Hiszpanie od innej, survivalowej strony. Do nadrobienia!
Mogę się mylić, ale chyba churros nie jest popularne w tych stronach. Kiedy tylko zobaczyliśmy, że w Cangas de Onis znajduje się jedyny bar w mieście, gdzie serwują churros poczekaliśmy do ponownego otwarcia. Niestety sjesta często zastawała nas jak chcieliśmy jeść, albo pić. W gwoli wyjaśnienia churros to tradycyjny hiszpański przysmak smażony na głębokim oleju w wysokiej temperaturze. Podawany jest z gorąca czekoladą w której moczy się wypiek. Może nie brzmi zbyt zdrowo i kusząco, ale smakuje wybornie!
Jeżeli przeszliście inną trasę w Picos de Europa dajcie znać, załączajcie linki. Planuję tam kiedyś wrócić i pokazać jeszcze więcej, ciekawych miejsc w nieco mniej popularnym regionie Hiszpanii.