Pamiętam jak rok temu pisałam podsumowanie, a tu już powstaje kolejne. Czas szybko leci. Wcale nie ma go aż tak dużo, aby móc zrealizować wszystkie pomysły podróżnicze. Zakładając, że (niestety) mój rok nie składał się tylko z wyjazdów. Mimo wszystko udało się odwiedzić w tym roku wiele miejsc, spełnić marzenia te największe i te mniejsze. Niektóre wycieczki w ogóle nie były planowane. Przykładowo nie spodziewałam się, że wygram konkurs National Geographic, że ponownie kupię bilety na Islandię, ani że spędzę weekend na tratwie. Takie niespodzianki lubię 🙂
Przedzieram się myślami przez wszystkie miesiące i staram się z nim wyciągnąć to co najlepsze. Nie jest to łatwe, ponieważ zawsze uważam, że wszystko mogłoby lepiej wyglądać – blog szybciej się rozwijać, portfel bardziej wypchany, podróże bardziej egzotyczne, a ludzie bardziej życzliwy. Ale dziś skupię się na tym co się udało i co było pozytywne:)
Przejdźmy do miejsc, które w tym roku zasługują na miano najlepszych 🙂 Oto najlepsze podróże w 2017 roku 😀
USA
Chyba nikt nie jest zaskoczony, że w tym roku zdecydowanie wygrywa USA. Jeszcze zanim tam pojechałam czułam, że to będzie mój najlepszy wyjazd jak do tej pory. Cały czas wierzę, że najlepsze dopiero przede mną 😀 Ciężko wybrać mi konkretnie jedno miejsce, które urzekło mnie najbardziej. Na pewno w czołówce znajduje się Dolina Śmierci, Sekwoje, Venice, Dolina Monumentów czy Amboy (miasteczko na Drodze 66). O tych wszystkich miejscach będą wpisy 🙂 Tak naprawdę każde miejsce miało w sobie coś co mi się podobało – nawet Los Angeles (np. Venice czy burgery) i Las Vegas (kino samochodowe, Muzeum Neonów). Jedyne czego żałuję to, że nie mieliśmy więcej czasu. Mogłabym nawet przez pół roku żyć w tym samochodzie i przemieszczać się coraz bardziej w głąb Ameryki.
Niestety wyjazd w te strony nie należy do najtańszych nawet przy dość skromnym życiu. Zastanawiam się czy stworzyć wpis z podsumowaniem kosztów. W końcu sama w pierwszym kolejności wyszukiwałam artykułów o wydatkach, chociaż to bardzo indywidualna kwestia. Bylibyście zainteresowani takim zestawieniem?
Wyjazd do USA utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem w stanie zrealizować każdy pomysł i każde marzenie. Pod warunkiem, że w głowię podejmę decyzję, że czas zacząć marzenia przekształcać w rzeczywistość. Im dłużej i dalej podróżuję, tym bardziej odnoszę wrażenie, że nie doceniamy naszego kraju, który jest różnorodny i wbrew pozorom nie żyje się tutaj najgorzej. Pierwsze takie refleksje miałam po powrocie z Madrytu i nadal nic się nie zmieniło.
Jak góry to tylko zimą
Od dłuższego czasu uwielbiam góry zimą, a niekoniecznie mam ochotę zdobywać szczyty podczas upalnego lata. Już wolę marznąć, niż rozpływać się z gorąca. Poza tym ośnieżone góry wyglądają bardziej spektakularnie, niż te w zielonych odcieniach. W Bieszczadach zimą byłam 3 razy i od początku mimo trudnych warunków, mgły wiedziałam, że to będzie moja ulubiona pora w górach. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciach i wybierzcie się chociaż raz w góry zimową porą 🙂
Via ferraty w Saksonii
Nie planowałam wspinaczki i w sumie do ostatniej chwili nie wiedziałam co mnie czeka. W innym wypadku szybko bym uciekła, a tak zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Od jakiegoś czasu mam lęk wysokości. Pojawił się znikąd i z zaskoczenia. W głębi duszy mam nadzieję, że kiedyś zniknie i przestanie mi utrudniać życie właśnie w takich sytuacjach jak via ferraty (nie to, że jakoś często mam okazję wspinać się na głazy). Okazało się, że wspinaczka może być przerażająca, ale i pasjonująca. Pierwsze kroki były najgorsze, do tego stopnia, że chciałam zrezygnować. Im dalej w las, tym lepiej było iść do przodu niż wracać. Przyznaję, że z czasem mój lęk ustępował, aż do kolejnej, poważnej przeszkody. Dzięki temu, że tutaj po raz pierwszy zaczęłam przełamywać swój strach, wejście na Angel Landing w USA nie było, aż tak emocjonujące i nie poddałam się nawet przy trudniejszych fragmentach.
Saksonia jest idealna na wspinaczkę i na via ferraty. Nie tylko pod względem tras, ale i krajobrazów. Jest po prostu bajkowo:) Po tym wyjeździe nabrałam ochoty na więcej – np. Słowacja czy Dolomity. Oczywiście cały czas stawiam na trasy dla początkujących:)
Wybrałam via ferraty jako jedno z lepszych miejsc odwiedzonych w tym roku, ponieważ dostarczyły one dużo emocji i pozwoliły zintegrować się naszej grupie. A co ważniejsze to doświadczenie pokazała, że nawet z największym strachem można walczyć z powodzeniem.
Tratwa nad Biebrzą
Weekend na tratwie? Można! Nad Biebrzą możemy wypożyczyć tratwę, która stanie się naszym domem na ten czas. Uważam, że to świetna alternatywa dla kajaków, które z czasem mogą się znudzić. Chyba musimy zacząć wybierać trudniejsze trasy. Co polecacie?
Wiosłowanie na tratwie nie jest, aż takie łatwe i oczywiste, ale szybko można to opanować. Do tego dochodzi grillowanie w okolicznościach przyrody, patrzenie na gwiazdy z tarasu na tratwie, kąpiel w zimnej rzece i święty spokój. Spanie na takiej łajbie również można zaliczyć do atrakcji:) Może nie jest to tania wyprawa, ale warta każdej wydanej złotówki.
Brijuni
Brijuni na swój sposób jest wyjątkową wyspą, ale to tylko moja subiektywna ocena. Warto tam zajrzeć ze względu na fikuśne drzewa i całkiem spory fragment zieleni. Ale zazdrościłam ludziom na rowerach, którzy sobie pedałowali w takich okolicznościach przyrody. Jeżeli komuś znudzi się spacer, tudzież rower może wskoczyć do morza i w ten sposób spędzić czas. Degustacja jedzenia i picia może trochę kosztować, więc tą przyjemność zrealizowaliśmy już po powrocie do Fazany. Mimo wszystko Brijuni wspominam bardzo dobrze, nawet odwiedzone ruiny. Na takiej małej powierzchni było wszystko co mi się podoba. Szkoda, że nie mogliśmy spędzić tam więcej czasu, ale z drugiej strony nasze portfele są nam wdzięczne.
Gaztelugatxe
Od pewnego czasu fascynuje mnie Kraj Basków i w ostatnie wakacje miałam szansę odkryć nowe miejsca na północy Hiszpanii. Gaztelugatxe uchodzi za jedno z ładniejszych atrakcji w Baskonii i całkowicie się zgadzam z tym stwierdzeniem. Wygląda bardzo widowiskowo, trochę tajemniczo i groźnie. Nie bez powodu kręcili tutaj „Grę o tron”:)
Zastanawiam się także nad miejscami, które mnie zawiodły w tym roku. Na pewno wysoko na liście znajdzie się Neapol, ale po nim wiedziałam czego się spodziewać. Słyszałam, że jest bardzo brudny i nie ciężko o utratę portfela czy dokumentów. Z kolei po Wiedniu spodziewałam się czegoś więcej. Na pewno nie tego, że dostanę mandat za zakup złego biletu. Wiedeń jest bardzo monumentalny, wychuchany i czyściutki. Wtedy po raz kolejny pomyślałam, że starczy mi wycieczek na zachód. Co ważniejsze akceptuję, że nie każdy wyjazd będzie interesujący czy udany. Statystycznie któryś musi być nieporozumieniem.
Podsumowanie
W minionym roku odwiedziłam 5 nowych państw: USA, Austria, Łotwa, Belgia, Rumunia. Nie jeżdżę po to aby zaliczać nowe punkty na mapie, ale zawsze nowe, odwiedzone państwa w pewien sposób mnie wzbogacają. Przykładowo, pod koniec tego roku w Bukareszcie dowiedziałam się, że można kisić arbuzy.
W tym roku przynajmniej trzy razy zmierzyłam się ze swoimi lękami – wspinając się w Saksonii i wchodząc na Angel Landing. Jednak na największe uznanie zasługuje spędzenie ponad 10 godzin w samolocie bez żadnych tabletek na spanie, uspokojenie czy innych środków znieczulających w postaci alkoholu. Nadal nienawidzę latać, ale nie mam wyjścia jeżeli chcę podróżować coraz dalej i co najważniejsze widzę postępy w tej nierównej walce. Jeżeli już jesteśmy przy sukcesach to okazuje się, że moja orientacja w terenie nie jest aż taka zła. Jak chcę to potrafię i patrzę gdzie idę, a nie tylko podążam za kimś. Mimo wszystko Michał pewnie już zawsze będzie się ze mnie śmiał, że nigdy nie wiem gdzie na parkingu zostawiliśmy samochód. Raz nawet chciałam wsiąść do innego. True story!
Blog
W tym roku podwoiła się liczba odsłon na blogu w stosunku do poprzednich 12 miesięcy. Nic się nie zmieniło, nadal nie jestem w pełni zadowolona ze statystyk, ale z drugiej strony jest Was 2 razy więcej, niż w tamtym roku. A to oznacza tylko, że blog jest coraz częściej czytany i przyciąga nowych czytelników:)
W mijającym roku przeczytałam bardzo dużo pozytywnych komentarzy na temat tego co piszę, jakie zdjęcia robię i jak wytrwale dążę do swoich celów. Nic jednak nie cieszy tak bardzo jak usłyszenie od kogoś, że został zainspirowany do odwiedzenia polecanego przeze mnie miejsca, albo skorzystał z moich rad.
W mijającym roku najchętniej czytaliście:
Czy Los Angeles jest przereklamowane?
Błędy i grzechy początkujących autostopowiczów.
Gdzie pojechać na wakacje do Hiszpanii?
Jak dostać wizę turystyczną do USA? Poradnik krok po kroku
10 rzeczy które warto zrobić w USA
Ponoć podróże to nie wszystko
Chociaż w moim przypadku może brzmieć to jak hipokryzja, ale podróże to nie wszystko. W tym roku odwidziało mi się bycie psychoterapeutą co było dla mnie oczywiste przez 13 lat. Dobrze słyszycie, przez pół życia byłam pewna, że będę wyciągać ludzi z kryzysów życiowych. Na chwilę straciłam grunt pod nogami i dołączyłam do osób, które nie wiedzą kim chcą być jak dorosną. Potwierdzam, nie jest to nic pożądanego. Ale obecnie wiem, że wolę planować innym wakacje i pisać niż zbawiać świat. O tym więcej w styczniu.
Mam wrażenie, że z wiekiem ludzie mają coraz mniej czasu, a posiadanie pracy i rodziny jeszcze bardziej wypełnia dobę. Ja z kolei wielokrotnie miałam wyrzuty sumienia, że odkrywam kolejne punkty na mapie, a tyle się działo na miejscu. Ale z drugiej strony czy znajomi zrezygnowali by ze swoich planów dla mnie? Zapewne niekoniecznie. Mimo wszystko udało się zorganizować kilkanaście wyjść, wspólnych wyjazdów czy imprez na naszym kwadracie. Albo imprezy były dobre, albo mamy wrażliwych sąsiadów. Ochrona interweniowała 5 razy, a ozdoby z naszych urodzin (sierpień) wisiały, aż do grudnia.
Aby trochę uciszyć wyrzuty sumienia, że większość pieniędzy i czasu przeznaczam na podróże, zapisałam się na dwa kursy i na studia podyplomowe. Okazuje się, że wyjeżdżanie w celu nauki wcale nie jest tak przyjemne jak wycieczki nastawione na zwiedzanie. Przez to moja sympatia do Poznania trochę przygasła, ale czekam na lato i na wizytę w słynnych Kontenerach. Aha, jeżeli chodzi o szkolenia to oczywiście związane są z blogiem 😀
Co w 2018 roku?
W najbliższym roku w końcu na tapecie pojawiła się Rosja, która już od dłuższego czasu chodzi nam po głowie. Chcemy trochę liznąć rosyjskich terenów, aby w przyszłości zrobić wycieczkę po odludziach i zobaczyć Rosję w prawdziwej odsłonie.
Wysoko na mojej liście cały czas znajduje się USA. Kto powiedział, że nie można dwa razy spełnić tego samego marzenia? Póki co obstawiamy południe kraju, więc chętnie przygarnę wszelakie rady i propozycje miejsc do odwiedzenia.
Rok temu była tratwa. Mam nadzieję, że w tym roku spędzimy weekend w domku na drzewie. Potem zostanie tylko domek na wodzie w Mielnie:)
O górach w zimie i zorzy polarnej chyba nie muszę wspominać?:D Podobnie w tym roku nie odpuszczę ruchomych wydm w Łebie. Cały czas marzy mi się Tomatina (bitwa na pomidory) pod Walencją, ale szkoda, że impreza zawsze odbywa się w środę. Wizyta w Hiszpanii musi być, od 2 lat próbuje kupić bilet do Madrytu, ale wrócić w miejsca z Erasmusa. Plany planami, ale mam nadzieję, że po drodze pojawią się inne, ciekawe pomysły na wyjazd…A co Wy planujecie w tym roku? Jakie miejsca zasługuję na miano „najlepsze w 2017”?:)