Park Narodowy Sekwoi kojarzy mi się z okropnym zimnem i uczuciem zbliżającego się końca wycieczki. Poza tym na Sekwoje czekaliśmy już od kilku dni. Wszystkie kaniony, które oglądaliśmy wyglądały dość podobnie, a drzew-olbrzymów jeszcze na trasie nie było. Od razu Wam powiem – było warto mimo 8-godzinnej trasy z Doliny Śmierci.
Zobaczcie Sekwoje – las olbrzymów w USA:)
Crescent Meadow
Na początku zrobiliśmy sobie półgodzinny spacer na pobliską łąkę. To taki przedsmak przed zobaczeniem największych drzew na świecie.Tutaj panował już rześki klimat, a zapach lasu to było coś, czego nam brakowało. Sama polana nie wyróżniała się niczym specjalnym, ale główna atrakcja była cały czas przed nami. Generalnie fajny spacer na rozgrzewkę, ale jeżeli Wasz czas w tym parku jest policzony, polecam od razu udać się na szlak Sekwoi 🙂 Ale jeszcze wcześniej…
Tunnel Log
Pewnego razu 84-metrowa Sekwoja przewróciła się na drogę. Wydrążenie tunelu w pniu drzewa dla przejeżdżających samochodów było łatwiejsze, niż usunięcie Sekwoi z przejazdu. Wiem, że na terenie parku znajduje się jeszcze jedna Sekwoja z wydrążoną dziurą, ale niestety nie mogłam jej namierzyć. Tutaj też powoli zaczynają się pojawiać nasze olbrzymy.
Szlak Wielkich Drzew (Big Tree Trial)
Wreszcie przyszedł czas na główny punkt wycieczki. Radość jedynie ochładzała coraz niższa temperatura w okolicy.
W gąszczu olbrzymich drzew zabraliśmy się za poszukiwania tego największego (pod względem objętości) – Generała Shermana. Nie mogłam zrobić zdjęcia na którym wielkolud ukaże się w całej okazałości. Drzewo-mamut ważny około 2000 ton i rozciąga się na 84 metry w górę. Tak, patrząc w niebo jesteście w stanie dostrzec koniec Shermana. Roślina jest tak niezwykła, że ustawiają się przed nią kolejki do zrobienia zdjęcia.
Niestety nie było nam dane przejść całej trasy. Michał z prędkością światła tracił ciepło, a zmrok się zbliżał wielkimi krokami. Szlak jest dość długi i myślę, że nawet z 4 godziny można spacerować między gigantami i podziwiać ich ogrom.
Drzewa nie są w żaden sposób ogrodzone – spokojnie można się przytulić do największej rośliny na świecie. A im dalej w głąb, tym więcej pojawia się Sekwoi z domieszką czarnego koloru na pniach. O tym w kolejnym akapicie.
Tajemnice Sekwoi
Sekwoje nie są najwyższe, ani najstarsze na świecie. Jednak żadne drzewo nie może konkurować z nimi pod względem objętości.
Tajemnicą długowieczności Sekwoi jest odporność. W korze drzewa zawarte są związki chemiczne, które uodparniają Sekwoje na bakterie, a niezwykle gruba kora izoluje je szkód, które wywołują pożary.
Pewnie natkniecie się na Sekwoje, których kora pokryta jest czarnym kolorem. To właśnie za sprawą pożaru, który dodatkowo je wzmocnił. Dlaczego? W trakcie pożaru szyszki rośliny otwierają się i nasiona (wiszą na drzewie około 20 lat) spadają na ziemię. Wysoka temperatura jest jedynym czynnikiem, który masowo otwiera szyszki Sekwoi. Kiedy pożar rozprzestrzenia się po lesie zabiera ze sobą wiele drzew, ale Sekwoje są w stanie znieść duże natężenie ognia i przetrwać.
Spalone drzewa są doskonałym nawozem dla szyszek, dzięki którym rodzą się nowe Sekwoje. Przy dobrych warunkach Sekwoje potrafią rosnąć nawet metr rocznie. Wzrost trwa tak długo dopóki nie zostanie przerwana ciągłość kory wokół pnia.
Człowiek – największy wróg Sekwoi
Oczywiście największym szkodnikiem dla drzew może być człowiek. Na szczęście natura zabezpieczyła Sekwoje przed ludzkimi osobnikami. Drewno Sekwoi nie nadaje się do celów budowlanych – jest zbyt kruche i pęka w poprzek słoi. Ciężko mi sobie to wyobrazić, ale kiedyś ludzie wycinali te cuda natury i robili z nich …ołówki.
Wróg człowieka – niedźwiedzie
Druga sprawa to niedźwiedzie. W wielu miejscach znajdują się znaki, które ostrzegają nas przed tymi pluszakami. Na parkingach znajdują się specjalne szafki, gdzie należy oddać na przechowanie jedzenie i kosmetyki. Trochę nie chciało mi się przenosić połowy dobytku w drugie miejsce, ale ślady pazurów na schowkach mówią same za siebie. Zmotywowałam się, ponieważ opłata za porysowane auto mogłaby nas słono kosztować.
Praktycznie:
Park naprawdę jest ogromny, ale wiele zależy od tego co chcecie robić. Jeden dzień spokojnie wystarczy na spacer między Sekwojami. Jeżeli chcecie zdobyć szczyt Mt. Whitney, to na pewno będzie potrzeba więcej czasu. Sam trekking zajmuje około 18 godzin. W końcu to najwyższy szczyt w kontynentalnych Stanach.
Na mapce strażnik zaznaczył nam kilka, pieszych szlaków, ale nas interesowały głównie Sekwoje. Błędnie myślałam, że znajdują się w całym parku – niestety nie. Trekking wśród zwykłych drzew i wodospady zostawiliśmy sobie na inną okazję. Naprawdę w USA jest tyle malowniczych parków, że szkoda tracić czas na zwykłe przechadzki. Także 1 dzień wystarczy na same Sekwoje:)
Na terenie parku znajduje się niewiele sklepów, stacji benzynowych, a noclegi w hotelach potrafią kosztować nawet 300 zł/noc. Alternatywą jest camping, ale pole namiotowe należy rezerwować z dużym wyprzedzeniem.
Bilet wstępu kosztuje 25 dolarów i jest ważny przez 7 dni. Jak zawsze polecam zakup Annual Pass (80 dolarów), jeżeli macie w planie zwiedzenie minimum trzech parków.
Okazało się, że we wrześniu zwykłe buty sportowe nie zdały egzaminu. Zdecydowanie polecam jakiś cieplejszy model i obowiązkowo rękawiczki. Cieszyłam się, że tą noc spędzimy w okolicach San Francisco. Camping na tej wysokości mógłby być pierwszą zimną nocą na tym wyjeździe.
Przed wyjazdem do parku Narodowego Sekwoi sprawdźcie ostrzeżenia i informację o dostępności dróg.
Na dzień dobry można zajrzeć do darmowego muzeum Giant Forest, aby zaznajomić się z historią Sekwoi.