Menu
Czechy

Zabrnęliśmy aż do Brna

Drugie największe miasto w Czechach urzekło mnie bardziej niż Praga. Nie było aż takich tłumów, ceny niższe, a wszystkie atrakcje są w zasięgu spaceru. Macie ochotę przejść się podziemnym labiryntem, zwiedzić krypty mnichów czy spojrzeć na miasto z góry, aby dzień zakończyć porządną porcją smażonego sera i czeskiego piwa?

Do planowania Brna podeszłam trochę inaczej niż do wcześniejszych wyjazdów na weekend. Trochę mam dość zwiedzania kościołów, ratuszy i placów. W Brnie postawiłam na ciekawsze atrakcje, które nie są typowe dla każdego miasta. Jeżeli starczy czasu na inne miejsca, to super. Jak nie, to i tak wyjadę z poczuciem, że zobaczyłam, to na czym mi zależało. Plan został wykonany prawie w 100%. Zapraszam do przeglądu atrakcji w Brnie, które naprawdę są wyjątkowe.

Brno na weekend

Brno było dobrym wyborem z dwóch względów. Miasto jest bardzo kompaktowe – największe atrakcje położone są blisko siebie. Po sporych odległościach w Moskwie i licznych przejażdżkach metrem, w Brnie mogłam odetchnąć. Z tego względu stolica Moraw jest idealna na dwa dni. Na spokojnie obeszliśmy wszystkie miejsca, na których nam zależało i jeszcze mieliśmy sporo czasu na delektowanie się czeskim piwem i dużymi porcjami smażonego sera.

Miasto jest różnorodne – tereny zielone, krypty, zamek, punkty widokowe, knajpy, bunkry i wiele innych. Nie mam wątpliwości, że każdy znajdzie coś dla siebie. Polubiłam Brno mimo tego, że ostatnio jestem negatywnie nastawiona do zwiedzania miast.

Targ Zielny

Żeby przejść do drugiego punktu, na początku muszę wspomnieć o Targu Zielnym, zwanym także Kapustnym. Od Średniowiecza po dziś w tym miejscu odbywa się handel produktami rolniczymi. W weekend plac zamienia się w miejsce, gdzie można kupić rośliny, świeże owoce i warzywa. Mimo że najczęściej nic nie kupuję na takich targach, to i tak lubię je odwiedzać. Mają swój specyficzny, miejski klimat. Kiedy już napatrzyliśmy się na zioła w doniczkach, zrobiliśmy kilka kroków w dół.

Podziemne oblicze miasta – Labirynt pod warzywnym targiem

8 metrów pod rynkiem znajduje się podziemny labirynt targu zielnego. Mieliśmy szansę odwiedzić średniowieczne piwnice, które służyły jako magazyn dla właścicieli i kupców.

Wydawało mi się, że wszystkie korytarze i pomieszczenia będą poświęcone targowi, ale każde z nich prezentowało fragment życia w średniowiecznym Brnie. Załapaliśmy się na krótką lekcję historii. Już na wstępnie dowiedzieliśmy się, że labirynt spełniał jeszcze jedną funkcję – służył jako schron podczas wojny.

Przeszliśmy przez winnice i tawernę, która jest symbolem lokalnej tradycji winiarstwa. Popełniliśmy błąd, że przez te dwa dni, ani razu nie skosztowaliśmy wina z Moraw.

W kolejnej sali mieliśmy szansę posłuchać o chemikach, alchemikach, dzięki którym Brno jest rozpoznawalnym miastem. Nie zabrakło także miejsca z mroczną historią – zapoznaliśmy się z karami i więzieniem, które czekało na nieuczciwych kupców i rzemieślników.

Zwiedzanie możliwe jest tylko z przewodnikiem, który tylko przywita Was w języku angielskim, a reszta wycieczki będzie prowadzona po czesku. Ale nic straconego, każdy dostanie audioprzewodnik z wybranym językiem. Na tej stronie znajdziecie szczegółowe informacje na temat zwiedzania.

Zamek Spilberk

Największa atrakcja w Brnie nie była w kręgu naszych zainteresowań. Na wzgórze, gdzie znajdował się Zamek Spilberk udaliśmy się tylko w celu podziwiania panoramy miasta. Kolejny punkt widokowy mieści się na wieży zamku. Nie jesteśmy fanami zamków, a u podnóży tej budowli czekała na nas atrakcja, który była jednym z naszych głównych punktów.

Informacje o biletach wstępu i godzinach otwarcia zamku znajdują się na tej stronie.

Bunkier 10-Z

Po wyjeździe do Moskwy stałam się fanką bunkrów, chociaż wcześniej nie przepadałam za takimi atrakcjami. Wojna, militaria to zdecydowanie tematy, które usypiały mnie na lekcji historii. Okazało się, że warto spróbować i tym sposobem w ciągu miesiąca eksplorowaliśmy już dwa bunkry.

Początkowo obiekt pełnił funkcję schronu przeciwlotniczego. Po wojnie sprawdził się jako piwnica na wino, a w 1948 roku trafił w ręce wojska. Schron został przebudowany i dostosowany do potrzeb ochrony przed atakiem atomowym. Do początku lat 90. miejsce było tajne. Dopiero w 1993 roku wojsko przekazało schron miastu, aby przez kolejne 20 lat służyć jako składzik.

Na pierwszy rzut oka schron nie wygląda na duży. Mimo wszystko liczne korytarze i pomieszczenia są bogate w eksponaty i materiały filmowe przedstawiające historię Brna i Czechosłowacji, które można oglądać przez kilka godzin.

W bunkrze zobaczyliśmy m.in generatory, centralę telefoniczną, pomieszczenie służące dekontaminacji. Największe wrażenie zrobiły na nasz drzwi z celi śmierci, w których więźniowie wyryli „złote myśli” na do widzenia.

Bunkier udostępniony jest nie tylko zwiedzającym, ale i osobom, które szukają klimatycznych noclegów. Tak, istnieje możliwość spędzenia nocy w bunkrze atomowym. Niestety dowiedziałam się o tym za późno i na nasz nocleg w innym miejscu został już opłacony.

Przy samym wyjściu znajduje się bar mleczny, gdzie można wypić oranżadę z czasów dzieciństwa oraz zjeść lokalne przysmaki. Miejsce urządzone jest w klimacie komunistycznym. Przypomina stare bary mleczne w Warszawie:)

Szczegółowe informacje o zwiedzaniu i aktualne ceny biletów znajdziecie na tej stronie.

Krypty klasztoru Kapucynów

Jest to miejsce dla osób o silnych nerwach. Mimo że wiedziałam czego się spodziewać, widok zwłok mnichów mnie zszokował.

Na początku zwiedziłam salę, gdzie ciała znajdowały się w zaszklonych trumnach. Małymi krokami zagłębiałam się w ten „mroczny temat”.

Miałam wrażenie, że na niektórych martwych ciałach można było dostrzec emocje i to te z kategorii nieprzyjemnych. Ten widok ciężko zapomnieć.

W ostatnim pomieszczeniu znajduje się zbiorowa krypta, która najbardziej mnie zszokowała. Zakonnicy leżą jeden obok drugiego, a kraty oddzielające zwiedzających od ciał przypominają więzienie.

Ciała mnichów przetrwały do dziś za sprawą stopniowego suszenia ciała. Skład ekologiczny ziemi oraz wentylacja powodowały, że ciało nie rozkładało się. Dzięki temu zachowana zostaje oryginalna fizjonomia oraz wszystkie cechy budowy ciała.

Kapucyni mieli bardzo prosty sposób pochówku. Zmarły mnich układany był w trumnie z wysuwanym dnem, a po ceremonii pogrzebowej znoszono trumnę do grobu. Brat był składany na ziemi, tylko z cegłą pod głową i drewnianym krzyżem w dłoni. Z kolei trumna została zabierana na kolejny pochówek. Powodem takiego pogrzenu był niski status materialny kapucynów.

Willa Tugendhatów

Nie nastawialiśmy się, że wille zwiedzimy od środka. Niemal na każdej stronie było napisane, że biletów nie kupimy ot tak, od ręki. Miejscówkę należy zarezerwować sobie dużo wcześniej. W kasie z ciekawości zapytaliśmy, z jakim wyprzedzeniem należy nabyć bilety, aby podziwiać luksusy. Odpowiedź: 4 miesiące. Ekhm. Wychodzi na to, że warto.
Pozostało nam odwiedzenie ogrodów przynależnych do willi. Zależy kto jak rozumie słowo ogród. Przed moimi oczami pojawiły się liczne kwiaty i inne badyle. Rzeczywistość była inna – ogród przed willą to zwykły, zielony trawnik. Przynajmniej przez szybę zajrzeliśmy do środka willi, aby choć trochę zobaczyć ten fenomen.

Willa Tugendhatów to luksusowy dom jednorodzinnych, zbudowany w latach 1929-1930 szybko stał się symbolem architektury modernistycznej. W 2001 roku willa została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Słynny architekt niemiecki van der Rohe stworzył to dzieło dla zamożnej rodziny żydowskiej. Pieniądze nie grały roli. Najważniejsze było, aby willa była oryginalna i nietuzinkowa.

Na oficjalnej stronie willi znajdziecie szczegółowe informacje odnośnie biletów.

Katedra św. Piotra i św. Pawła

Katedra w stylu gotyckim dominuje nad całym miastem. Nie jestem fanką kościołów, ale ten naprawdę wyróżniał się na tle innych. Warto także zajrzeć do środka – gotycki ołtarz oraz witraże robią wrażenie. Mimo wszystko od początku moim celem była wizyta na wieży widokowej. Panorama miasta spełniła nasze oczekiwania:)

Zapora

Ostatniego dnia wybraliśmy się nad Zaporę Brneńską. Wystarczy 30 minut jazdy tramwajem, aby znaleźć się na łonie natury, albo w naszym, polskim Władysławowie. No dobra, spodziewaliśmy się bardziej dzikiego terenu, a nie festynu dla rodzin z dziećmi.

Mimo że miejsce nie wyróżnia się niczym szczególnym, to w szybki sposób można uciec od miejskiego zgiełku. Nie brakuje tutaj ścieżek pieszych czy rowerowych. Można odpocząć na skrawku trawy albo wskoczyć do orzeźwiającej wody. Z głodu nikt nie umrze za sprawą licznych restauracji czy budek ze słodkościami.
Byliśmy, zobaczyliśmy i już nie wrócimy, ale przyznaję, że i nam przydał się odpoczynek od rynków i katedr.

Street Art

Już na samym końcu, w drodze na dworzec miałam w końcu okazję nacieszyć oko sztuką uliczną. Idealne zakończenie wyjazdu!

Przejazd – Leo Express

Do Brna udaliśmy się dzięki linii Leo Express. Wybraliśmy kurs z Warszawy o 22, aby o 6 rano wysiąść w Brnie. W drugą stronę powtórzyliśmy obraną taktykę. Oboje nie mamy specjalnych trudności, aby usnąć w busie. Co prawda następnego dnia nie jesteśmy super wypoczęci, ale lubimy taki rodzaj teleportacji. Zaoszczędzamy czas, dni urlopowe i pieniądze.

Przejazd Leo Expressem był miłą odmianą po innych autokarach. Tutaj mieliśmy tyle miejsca na nogi, że równie druga osoba mogłaby spać na podłodze. Do tego fotele były wygodne i spokojnie mogły służyć za podróżne łóżko.

Knajpy z czeski piwem

Čtyři růže, Veveří 32
Stylowe miejsce, które przy barze ma huśtawki zamiast krzeseł. Wybór piwa może nie jest imponujący, ale ja znalazłam swój smak. Michał z kolei urządził sobie ucztę dla podniebienia za sprawą tatara. Nigdy tego nie zrozumiem:)

Modrá růže, Kounicova 2
Tutaj z kolei w rodzajach piwa można przebierać.

U Třech Čertů, Starobrněnská 7
Dwa, duże kawałki smażonego sera za 20 zł kupiły nas całkowicie. Do tego dobre, pszeniczne piwo. Idealne miejsce na przeczekanie deszczu.

Nocleg

Spaliśmy w hotelu Ubytování Šámalka. Wszystko spoko, tylko okazało się, że nasza noclegownia znajduje się w romskiej dzielnicy Cejl. Znana jest z wysokich wskaźników przestępczości i zaniedbania. Czytałam, że nawet policja ma trudności, aby zapanować na sytuacją. Dobrze, że te informacje zdobyłam po powrocie. Nie czułam się tam bezpiecznie i cieszę się, że tylko raz musieliśmy wracać tam po zmroku.

Które miejsca z listy najbardziej Was zaciekawiło?:>