Menu
Illinois / USA

Czarne chmury nad polską dzielnicą w Chicago (Jackowo)

„Posłuchaj synu, tato Ci opowie, jak na Jackowie stawiał pierwsze kroki, Belmont/Milwaukee, okolica znana, na stacji Shella płaczu ściana, w portfelu magiczna zielona karta, bez języka niewiele warta” – śpiewa Funky Polak

Cofnijmy się do lat 90. kiedy to Polacy osiedlali się w Chicago w poszukiwaniu lepszego życia. To tutaj miał się spełnić amerykański sen. Obecnie w polskiej dzielnicy czas się zatrzymał, a po rodakach prawie nie ma śladu. Mimo wszystko udaliśmy się w te strony, aby namierzyć polskie akcenty. Jesteście ciekawi, jak obecnie wygląda Jackowo, czyli polska dzielnica w Chicago?

Dlaczego Chicago?

Na początku powinnam Wam wyjaśnić, skąd się wzięła nazwa Jackowo. Rozwiązanie zagadki jest proste – od kościoła św. Jacka, mieszczącego się w sercu tej dzielnicy.

Skąd pomysł na emigrację do Chicago? Polacy wybrali akurat te okolice, ponieważ było tutaj dużo fabryk i łatwo było znaleźć pracę. W tym czasie była duża przepaść ekonomiczna między Polską a USA. Stany w pewnym sensie były ziemią obiecaną i szansą na lepsze „jutro”.

Ściana płaczu

W Jackowie znajduje się słynna „ściana płaczu” – emigranci codziennie tutaj przychodzili i ustawiali się w kolejce po pracę. Amerykanie często na tej stacji benzynowej tankowali i jeśli ktoś miał szczęście dostawał pracę (najczęściej na budowie lub przy sprzątaniu biura). Nie wiem ile w tym prawdy, ale wystarczyło być trzeźwym, aby szanse na zatrudnienie kilkukrotnie wzrosły.

Tak naprawdę zatrudnienia nie brakowało, a pracodawcy głównie narzekali na jakość pracy Polaków. Niektórzy nie chcieli się przemęczać, a inni byli bardzo roszczeniowi.

Można powiedzieć, że na tyłach stacji powstała „meksykańska ściana płaczu”. Niestety ten naród był bardzo wyzyskiwany. Pracodawcy bardziej opłacało się zatrudnić trzech Meksykanów zamiast jednego polaka. Powód: jak zawsze – pieniądze. Niestety jakość roboty była adekwatna do zarobków.

Jackowo – polska dzielnica w Chicago

Nasi rodacy szybko przejęli dzielnicę i w latach 90. ciężko było tutaj usłyszeć inny język niż polski. Powstały tu setki polskich sklepów i restauracji i punktów zakładowych…

Po wielu latach…

Z czasem nie każdemu spełnił się amerykański sen – niektórzy wrócili do Polski, a inni wraz ze wzrostem zarobków przeprowadzili się do lepszych dzielnic w Chicago. Niestety Jackowo zawsze należało do tych gorszych i tanich miejsc. Dzielnica była zanieczyszczona, hałaśliwa oraz panowały tu złe warunki. Ci, którzy zostali faktycznie nadal żyją w tutaj z dwóch powodów – alkohol i brak znajomości jęz. angielskiego, nawet po 20 latach życia w Stanach, co uniemożliwia im znalezienie lepszej pracy.

Czarne chmury nad polską dzielnicą w Chicago (Jackowo)

„Polskie getto” jest już wymarłe. Czasami faktycznie można natknąć się na polskie sklepy z mięsem, wersalkami i różańcami. Inne lokale są zakurzone, a towary pożółkłe, że czasami nie wiadomo czy ten sklep działa, czy już nie. Dziś częściej możemy usłyszeć tutaj język hiszpański niż polski. Zdecydowanie „naszych” została tutaj garstka, a powoli robi się to dzielnica, gdzie urzędują głównie meksykanie.

Przyznaję, że nie tak łatwo można było znaleźć polskie akcenty. Trochę musieliśmy się naszukać, aby natknąć się na polskie napisy. To już jest znak, że polskość w tych stronach zanika. Żałuję tylko, że nie znaleźliśmy popularnego centra rozrywkowego o dumnej nazwie „Podlasie” czy kwiaciarni „Szarotka”.

Moim zdaniem Jackowo trąci komuną i spacerując po tej dzielnicy, można mentalnie przenieść się do czasów, kiedy w Polsce był szczyt kryzysu. Nawet reklamy w polskim radiu brzmią tak lokalnie, staro. Obecnie ciężko usłyszeć w mediach, że ktoś zaprasza do kwiaciarni do pani Basi, tej na rogu. Chociaż z drugiej strony w Polsce nie słyszałam, aby w radio ktoś reklamował powiększanie piersi 😀

Warto było tutaj zajrzeć, aby zobaczyć ducha dawnych czasów, kiedy wszyscy wyjeżdżali do Ameryki w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. Trzeba się trochę naszukać pozostałości po polskości, ale polecam 😉