Menu
Arizona / USA / Utah

Święta ziemia Indian Navajo i Kanion Antylopy

Navajo to najliczniejsze Indiańskie plemię w Ameryce Północnej. Ich teren (The Navajo Indian Reservation) rozciąga się przez cztery stany – Arizonę, Nowy Meksyk, Utah i Kolorado. W 1969 roku społeczność została oficjalnie uznane za naród. Od tego czasu Navajo mają własnego prezydenta, władzę ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą z siedzibą w Window Rock. Szacuje się, że ludność Navajo liczy sobie ponad 300 tysięcy.

Navajo kiedyś i dziś

Głównym źródłem kultury Indian była przyroda. Z natury wynikają indiańskie wierzenia, obyczaje oraz sposób zdobywania pokarmu. Navajo uważają się za część przyrody i całkowicie się jej podporządkowali.

Czy Navajo żyli w tipi?

Większość rodzin Navajo żyła w hoganach. Te budynki w kształcie stożka zostały wykonane z drewnianych słupów i kory drzewnej i pokryte gliną. Nawahowie wierzyli, że gdyby główne drzwi były ustawione tak, aby otwierały się na wschód, przyniosłyby im dobre błogosławieństwa.

Współcześni Nawahowie nie zamieszkują już w pueblach, tylko w zwykłych domach. Niektórzy z nich nawiązują do tradycji strojami czy stylem życia. Wielu z nich wyrabia biżuterię czy ozdoby plemienne, które potem sprzedaje turystom.

Przesądy Navajo

Tradycja Navajo jest pełna zakazów, które mają chronić ludzi przed krzywdą i nieszczęściem. Przykładowo, nie można wskazywać palcem na tęczę, ani patrzeć na wolno poruszające się chmury albo szybko poruszające się rzeki. Jeśli będziemy gwizdać w nocy, to złe duchy będą gwizdać z powrotem.

Długi Spacer

Długi Spacer w 1860 roku był początkiem ciemnego okresu w historii Navajo. Biali koloniści przenieśli się do swojej ojczyzny, a tysiące Navajo zostało schwytane i zabite. Ich wsie były palone, a zwierzęta zabijane. Pozostali członkowie plemienia zostali zmuszeni do przejścia z Window Rock w Arizonie do Nowego Meksyku, w odległości ponad 300 mil. Około 200 Navajo zmarło w tym wymuszonym marszu.

Navajo musieli przeprowadzić się do Bosque Redondo, czyli rezerwatu w Nowy Meksyku. Nie żyło im się tutaj dobrze. Zima była nieprzyjazna, brakowało wody, drewna na opał, a zarazy skutecznie niszczyły plony. Co ważne, na tym samym terenie mieszkali Apacze. Te dwa plemienia niekoniecznie za sobą przepadały, także dochodziło do wielu bójek czy najazdów.

Jeden z najwybitniejszych wodzów w historii Navajo, Manuelito, podpisał traktat z rządem USA w 1868 roku, który pozwolił Navajo wrócić do ojczyzny. W ramach umowy wynegocjował także narzędzia rolnicze, stypendium odzieżowe i edukację dla dzieci.

Navajo jako szyfranci na wojnie z Japonią

Wielu strategów uważa, że to dzięki szyfrantom z plemienia Navajo Amerykanom udało się wygrać II wojnę z Japonią. Ten słynny szyfr to nic innego jak język Navajo. Ze względu na specyficzną gramatykę i brak dostępnego słownika, okazał się nie do złamania. W 2001 roku Ci, którzy dożyli, otrzymali Złote Medale Kongresu za wkład w zwycięstwo USA. Aby uhonorować wkład Indian w zwycięstwo, Ronald Reagan ustanowił 14 sierpnia Dniem Nawajskiego Szyfranta.

Ludzie

Navajo są bardzo przyjaźnie nastawieni do turystów, ale są raczej wycofani z kontaktów. Często miałam wrażenie, że są przygnębieni czy przytłoczeni swoim losem (nic dziwnego). Zdecydowanie są przeciwieństwem typowych Amerykanów, którzy od razu pytają co u nas słychać, uśmiechają się czy próbują nawiązać kontakt.


Jeżeli udało nam się pomóc Ci w organizowaniu kolejnego wyjazdu albo po prostu podobają Ci się nasze materiały, możesz wspomóc ich dalsze tworzenie. Dziękujemy i bardzo się cieszymy – to dla nas nie tylko wsparcie, ale i dodatkowa motywacja!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Monument Valley – święta ziemia Indian Navajo

Dolina Monumentów jest położona na granicy dwóch stanów, Utah i Arizony. Tak naprawdę to płaskowyż, gdzie erozja stworzyła z piaskowców nietypowe formy. Ich czerwone barwa to nic innego jak duża ilość tlenku żelaza.

To nie jest zwykły Park Narodowy. Jest to rezerwat Indian Navajo i zarazem ich ziemia święta. Podziwianie pięknych krajobrazów czy trekking można połączyć z poznawaniem kultury Navajo, ponieważ to tutaj indiańskie rodziny mieszkają od pokoleń. Jako ciekawostkę powiem Wam, że kręcili tutaj Forresta Gumpa, Powrót do przyszłości czy Odyseję Kosmiczną.

Udaliśmy się na krótki trekking szlakiem Wildcat Trail. Pętelka była krótka, max. 2 h ale upalna. Do tego nie było gdzie się schronić przed promieniami słonecznymi. Mimo że widoki nie różniły się za bardzo od tych na trasie, którą pokonaliśmy autem i tak było warto. Nie lubię zwiedzać tylko z perspektywy samochodu. Zdecydowanie preferuję trekkingi, spacery i po prostu pobycie z naturą. Polecam 😉

Następnie udaliśmy się na wycieczkę samochodową po 27-kilometrowej, szutrowej drodze. Nie mieliśmy pewności czy nasza osobówka to przeżyje, ale dzielnie sunęła do przodu bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Przewodnik mówi, że tę trasę możemy pokonać w 45 minut. Najczęściej ten czas się wydłuża ze względu na liczne postoje na zdjęcia. Nie warto się spieszyć. Rdzawe krajobrazy są tak śliczne, że warto chłonąć je jak najdłużej.

Warto zaopatrzyć się w mapkę w Visitor Center. Przejechaliśmy przez punkty Bringham Tombe, The King on his Throne, Stagecoach, Bear and Rabbit i Castle Butte, Big Indian zwany też Big Chief oraz Sentinel Mesa.

Ostatni miejsce to punkt Johna Forda, gdzie można za opłatą zrobić sobie zdjęcie na koniu i poczuć się jak na prawdziwym westernie. Mnie wystarczyła fotografia przypadkowej osoby na koniu.

Bardzo żałuję, że autostradę 163 przejechaliśmy w nocy. To tam Forrest Gump postanowił zakończyć swój bieg oraz to jeden z ładniejszych krajobrazów w Monument Valley. W drodze powrotnej tę słynną ścieżkę znowu mijaliśmy po zmroku. Nie popełnijcie tego błędu 😀

Praktycznie:

Wjazd na teren parku kosztuje 20$ i karta Annual Pass nie obowiązuje. Zwiedzać możecie na wiele sposobów: pieszo, konno, własnym autem czy samochodem z przewodnikiem. Na terenie Doliny Monumentów znajduje się camping oraz restauracja, hotel i sklep z pamiątkami, z którego tarasu rozciera się przepiękny widok na dolinę.  Warto zaczekać na zachód słońca, to tam zrobiłam jedno z moich ulubionych zdjęć w USA. Latem pamiętajcie o zapasie wody – jest naprawdę gorąco i sucho.

Pamiętajcie, aby na terenie Doliny Monumentów nie spożywać alkoholu, ani nawet nie wwozić trunków. Grozi to wysokimi karami. Nawet jeżeli będziecie pić sobie w spokoju w zaciszu hotelowym i ktoś Was na tym przyłapie, to również będzie to słono kosztować.

Horseshoe Bend – podkowa w szafirowym kolorze

Kolejnym punktem na naszej trasie było Horseshoe Bend. Jest to miejsce, które na zdjęciach wygląda bajecznie. Szlak do kanionu jest bardzo krótki (3/4 mili) i bardzo łatwy. Jedynym utrudnieniem mogą być upały i brak cienia. Pamiętajcie o butelce wody, jesteśmy na pustyni, a w pełnym stopniu temperatura może sięgać nawet 38 stopnia C. Czapka na głowę również będzie dobrym wyborem.

Po krótkim spacerze znajdziemy się na krawędzi urwiska, a nam ukaże się kolejny cud natury, który rzeka Kolorado wyrzeźbiła meandrując przez tysiące lat pośród piaskowych skał. To jest to słynne miejsce, gdzie rzeka Kolorado zawija o 270 stopni tworząc przepiękny punkt widokowy. Zestawienie kolorów powala – niebieski, zielony, turkusowy, żółty, pomarańczowy. To trzeba zobaczyć na żywo 😉 Jeszcze jako ciekawostkę powiem Wam, że rzeka wygląda jakby płynęła z lewej strony, ale tak naprawdę jest na odwrót.

Jeszcze rok temu trasa nie była zabezpieczona żadnymi barierkami i bardzo łatwo było stoczyć się w dół. Przyznam szczerze, że to urwisko mnie trochę przerażało i bałam się nachylić, aby zrobić idealne zdjęcie. Niestety po czasie dowiedziałam się, że bez szerokokątnego obiektu nie uda mi się ta fotografia. Obecnie zamontowali bramę i co prawda jest bezpieczniej, ale Horshoe Bend straciło po części swoją dzikość.

Kanion Antylopy

Na to miejsce najbardziej czekałam spośród całego wyjazdu. Za bilet do Kanionu Antylopy byłam w stanie zapłacić worek dolarów. Z tyłu głowy miałam myśl, że być może będzie to przereklamowany punkt na mapie, a te wszystkie piękne fotografie są po prostu przekoloryzowane. Mimo wszystko na własne oczy chciałam zobaczyć to dzieło sztuki wykonane przez samą Matkę Naturę.

Kanion Antylopy składa się z dwóch części: Upper Antelope Canyon i Lower Antelope Canzon. My zwiedziliśmy ten drugi, a ja już przebierałam nogami, aby złapać na zdjęciach słupy świetlne, czyli to, co w Kanionie Antylopie jest najbardziej spektakularne.

Bez cienia przesady mogę powiedzieć, że to było jedno z najładniejszych miejsc, jakie w życiu widziałam. Prześlicznie kształty wyrzeźbione przez naturę w piaskowych ścianach prezentowały się idealnie. Do tego te czerwono-pomarańczowe barwy i gra światła z cieniem. Każda kasa jest warta tych widoków i tym razem nie miałam ani jednego powodu do narzekania 😉 Wróciłabym tam, choćby dziś!

W Kanionie Antylopy nie sposób się zaklinować, ale można się utopić. Występuje tutaj zagrożenie wystąpienia powodzi błyskawicznych. Podczas nagłej ulewy kanion szybko napełnia się wodą, co już było przyczyną śmierci 11 turystów w 1997 roku.

Zależy to pewnie od dnia, godziny i rodzaju wycieczki, ale musicie się liczyć z dużą ilości osób na małej przestrzeni. Kiedy my zwiedzaliśmy, było sporo osób i czasami tworzył się korek. Jednak nie było ich na tyle, abym jakoś specjalnie się irytowała. Oglądając zdjęcia i filmiki innych zwiedzających, nie dziwię się, że narzekali. Ludzi było multum i moim zdaniem była to przesada ze strony organizatorów. Może my mieliśmy po prostu szczęście?

Liczcie się też z tym, że przez te tłumy ludzi będzie kilka sekund na zrobienie zdjęcia i ciężko będzie o dobry kadr. Tutaj znowu nie miałam powodów do krytyki. Zrobiłam mnóstwo zdjęć, z których jestem zadowolona. Mamy nawet wspólne z Michałem. Przewodnik sam oferował robienie zdjęć (wiedział jak ustawić aparat) plus ludzie na ten czas po prostu się zatrzymywali i nie wchodzili w kadr. Wszystko przebiegało sprawnie, a przewodnicy cały czas się ze sobą komunikowali i nikt nikomu nie wchodził w paradę. Być może znowu mieliśmy szczęście. Tak samo nie czułam, że pobyt w tym miejscu jest zbyt krótki. Dla mnie te ponad 1,5 h było wystarczające. Piszę Wam o tym, ponieważ czytałam wiele negatywnych komentarzy z powyższych powodów i ludzie byli po prostu zawiedzeni.

Popularność Kanionu Antylopy rośnie i Navajo czują w tym biznes. Moim zdaniem upychanie ludzi ile wlezie jest bardzo niesprawiedliwie. Nie jest to tania wycieczka i czułabym się po prostu oszukana, jakbym w totalnym ścisku musiała zwiedzać i zamiast się cieszyć pobytem, po prostu chciałabym stąd uciec. Miejcie to na uwadze 😉

Praktycznie:

Bilety na wycieczkę (do kanionu nie można wejść samodzielnie) kupiliśmy 2-3 dni przed. Dopiero wtedy wiedzieliśmy, kiedy będziemy w tej okolicy. Niestety zostały jakieś resztki albo pojedyncze wejściówki. Z tego względu nie mieliśmy wyboru i trzeba było wybrać firmę, która wysoko się ceni – może dlatego jako jedyna miała wolne miejsca. Zapłaciliśmy około 35$/osoba (teraz już dokładnie nie pamiętam, ale kojarzę, że ta cena była dużo wyższa niż u konkurencji – 2017 rok, obecnie koszt wycieczki wynosu 52$). Dla porównania – wycieczki fotograficzne kosztują 120$.

Jeśli macie możliwość, polecam kupić wejściówki z wyprzedzeniem.

Należy pojawić się ok. 30 minut przed wycieczką i odebrać bilet. Na całość polecam zarezerwować sobie około 3 h.

Nie działa tutaj karta Annual Pass i poza biletem do kanionu należy jeszcze zapłacić za wstęp do rezerwatu (8$).