Menu
Norwegia

Wizyta u Saamów i zaprzęg reniferowy na północy Norwegii

Po kilku latach ponownie zaliczyliśmy spotkanie z reniferami. Tym razem poszliśmy o krok dalej w naszej znajomości. Mogliśmy nie tylko dotknąć poroża, stanąć z nimi oko w oko, ale i je pokarmić. A potem je zjeść. Brzmi brutalnie? Zapraszam na przewodnik po wiosce reniferów i kulturze Saamów. Pół godziny jazdy od Tromso w okolicach Tønsvik znajduje się farma reniferów Johana-Isaka. To było nasze miejsce na pół, mroźnego dnia.

Na wycieczkę wybraliśmy się z firmą Eco Tour z Tromso.

Karmienie reniferów

Już wtedy było wiadomo, że te z większymi rogami pierwsze rzucały się na jedzenie, a te „łyse” grzecznie czekały. Hierarchia musi być. Kilka razy zaliczyłam też potrącenie rogami, kiedy zwierzęta walczyły ze sobą, aby wsadzić pysk do wiaderka z pożywieniem. Z tego względu ważne jest, aby renifery karmić prosto z wiaderka na wyprostowanych rękach, z dala od siebie. Nie pochlajcie się nad nimi – szturchnięcie rogami przez renifera niekoniecznie musi być przyjemnym doświadczeniem. Ja miałam szczęście, że żaden osobnik nie wycelował w moje oko. Przy karmieniu reniferów bardzo zainteresowało mnie ich poroże – niektóre miały bujne rogi, niektóre tylko jeden stojący jak drut, a jeszcze inne żadne…

Jak to jest z tym porożem?

Poroże samca i samicy odpowiadają za miejsce w hierarchii i służą do walki o pozycję. Im większe, tym wyższa pozycja. A za tym idzie dostęp do lepszego pożywienia i korzystniejszego terenu. Samice tracą poroże na wiosnę, kiedy mają już młode. Rogi leżą przez dłuższy czas na ziemi, miękną, więc później może się zdarzyć, że łanie je zjedzą. Taki pokarm to bogate źródło mikroelementów.

Zaprzęg reniferów

Później czekała na nas kolejna atrakcja – przejażdżka saniami ciągniętymi przez renifera. Był to bardziej powolny spacer, ale ja się dobrze bawiłam. Przy okazji mogłam ogrzać się skórą renifera, którą były wyłożone sanie. Obecnie myślę, że karimaty i materace to przeżytek. Skóra renifera to jest to! Spacer trwał niecałe pół godziny, ale przyznaję, że mogłambym dłużej zwiedzać okolicę w ten sposób. Zwierzęta były bardzo przyjazne i aż szkoda mi było później opuszczać wioskę. Po przejażdżce można było wrócić do karmienia reniferów. Tym razem już śmiało wkroczyłam z wiadrem do zagrody i nie obawiałam się tych miłych i niewielkich stworzeń.

Bidos, czyli gulasz z renifera

Przyznaję, że miałam kaca moralnego po zjedzeniu kilku łyżek gulaszu z renifera. Dziwnie się karmiło zwierzę, a potem (oby nie to samo?) lądowało na moim talerzu. Jak to powiedział Michał – najpierw ja karmiłam renifery, a teraz one karmią mnie. Z drugiej strony wiem, że mięso z renifera jest u nich numerem jeden i jest traktowane, poza rybami, jako jeden z podstawowych składników obiadowych – tak jak u nas wołowina czy wieprzowina. Mimo to żałuję, że nie skosztowałam wersji wegetariańskiej. Z kolei Michał był zachwycony i aż dwa razy poszedł po dokładkę. To danie nazywało się bidos i moim zdaniem przypominało gulasz, gdzie poza mięsem renifera dodaje się ziemniaki, marchewkę i cebulę. Obecnie bidos to ekskluzywna potrawa, którą podaje się np. na weselu. Na lunchu nie zabrakło także ciasteczek i ciepłej herbaty 🙂

Łapanie reniferów na lasso

Mieliśmy jeszcze szansę poćwiczyć łapanie reniferów na lasso, a dokładnie poroży przyczepionych do stojaka. Taka namiastka Teksasu w Norwegii ? Michałowi raz prawie udało się mnie złapać na lasso. Później już udawało mu się wycelować w poroże ?

Kim są Saamowie?

Po karmieniu reniferów, przejażdżce i lasso przeszliśmy do ostatniego punktu programu – poznanie kultury Saamów. Usiedliśmy w wielkim namiocie, przy ognisku i słuchaliśmy skandynawskich opowieści. Samowie zwani także Lapończykami mieszkają w północnej części Skandynawii, a dokładnie w Norwegii, Szwecji, Finlandii i nawet Rosji. Swoją drogą Samowie nie lubią określenia Lapończycy. Ma to negatywny wydźwięk, ponieważ kojarzy się z okresem, kiedy kultura i tożsamość Samów była dyskryminowana i brutalnie tłamszona przez rządy państw skandynawskich. Na początku XIX wieku Norwegia akceptowała Saamów i ich odmienność kulturową, ale w połowie stulecia uznali ich za zacofanych i gorszych. Pod koniec XIX saamskie dzieci miały obowiązek nauki pisania czytania i liczenia po norwesku. Tylko w ten sposób dzieci miały szansę być akceptowane społecznie. Tradycyjnie Samowie zajmowali rybołóstwem, hodowlą reniferów, a teraz największa grupa Samów jest częścią społeczeństwa Norwegii i wykonuje typowe prace. Część z nich cały czas w domu kultywuje tradycję.

Czym wyłożyć sobie buty, aby nie zamarznąć?

Nasz gospodarz opowiadał nam o kulturze i zwyczajach Samów. Przykładowo, po wykończeniu ubrania (paski) można stwierdzić, z jakiego regionu pochodzi człowiek oraz określić jego stan cywilny. Okrągłe guziki oznaczają mężczyznę stanu wolnego, a kwadratowe — żonatego. Lepsze od statusu na Facebooku 🙂 Niektóre części garderoby wykonuje się z futer reniferów. Nimi pokryte są spodnie, buty, kurtki. Futra pomagają Samom wytrzymać temperatury dochodzące nawet do -50 stopni. Na nich również się leży i siedzi. To ostatnie mogliśmy sprawdzić na własnej skórze. Ławki i sanie wyłożone futrem renifera były tak ciepłe, że nawet mieliśmy pomysł, aby pod namioty, zamiast karimaty brać skórę zwierzęcia. Dobrym pomysłem jest także wyłożenie butów suszoną trawą – nie ma to jak dobry izolator 🙂

Tradycyjny joik

Muzyka także stanowi ważny element tradycji Saamów. Mieliśmy szansę usłyszeć joik, czyli rytmiczną formę śpiewu a capella. Nie ma w nich wyraźnego początku i końca, zwrotek i refrenów. Śpiew wydobywa się z serca bez użycia słów ani instrumentów. Joikować można o wszystkim – w tej formie nawet można opisać krajobraz.

Zdecydowanie był to jeden z najprzyjemniejszych dni w Tromso. Byliśmy blisko natury, zwierząt i jeszcze poznawaliśmy kulturę mieszkańców.