Menu
Bez kategorii / Wielka Brytania / Złombol

Podróż Żukiem po Irlandii Północnej: subiektywny plan zwiedzania

Do Irlandii zaciągnął nas biało-czarny Żuk i rajd charytatywny Złombol. Poza tym Irlandia zachęciła nas dziką naturą, skalistymi wybrzeżami i oczywiście Guinessem. Już oczami wyobraźni widziałam te zielone wzgórza i owce na każdym kroku. Chodźcie na wycieczkę po Irlandii Północnej w towarzystwie biało-czarnego Żuka!

fot. Łukasz

Żukiem do Irlandii

To była 13 edycja Złombola, a nasza 6. Wróciliśmy po 2 latach przerwy 🙂 W tym wpisie możecie przeczytać o naszej historii i poprzednich edycjach Złombola. W skrócie: jest to charytatywny rajd samochodów produkcji lub projektu komunistycznego. Czyli mile widziane są np. Żuki, Nysy, Maluchy, Fiaty, Polonezy i inne.

Tym razem meta była w Irlandii w Górach Wicklow. Przejechaliśmy przez Czechy, Niemcy, Holandię, Belgię, Francję, Wielką Brytanię, aby dojechać Żukiem do Irlandii. Przez 3 tygodnie zrobiliśmy około 6,500 kilometrów, w sumie 4 razy płynęliśmy promem, 2 noce spędziliśmy w Żuku, rozkręciliśmy dwie imprezy i już nie zliczę, ile widzieliśmy owiec. Zebraliśmy ponad 3 tysiące złotych dla dzieci z Domów Dziecka. To jest chyba nasz rekord:) Mimo że, Złombol nie jest już żadnym wyzwaniem, nie jest niczym nowym i pociągającym, to zawszę będę miała sentyment do tych wypraw. Tym bardziej, chętnie opiszę nasz ostatni, Żukowy wypad.

fot. Łukasz

Tylko jeden dzień w Dublinie

Zanim ruszyliśmy na zwiedzanie Irlandii Północnej, spędziliśmy jeszcze 2 dni w Dublinie i okolicach.

Nie mogę powiedzieć, że zwiedziliśmy dobrze to miasto. Nie byliśmy w bibliotece w Trinity College, nie widzieliśmy półdzikich danieli w Phoenix Park,  nie podziwialiśmy panoramy miasta z żadnych okolicznych wzgórz. Polecam przeczytać artykuł Busem przez świat o Dublinie. Te kadry i te opisy zachęcają, aby poświęcić Dublinowi więcej czasu. Kiedyś wrócę na pewno. Może na Dzień św. Patryka?

Tak naprawdę, tylko o dwóch miejscach mogę się wypowiedzieć. Temple Bar to wbrew nazwie ani świątynia, ani bar. Jest to dzielnica, w której toczy się nocne życie. To własnie tutaj są najlepsze knajpy z muzyką na żywo, dobrym jedzeniem, pracownie artystyczne i sklepy z odzieżą. Temple Bar to także murale i artystyczne zakątki 🙂 Bardzo malownicze miejsce, które jest kwintesencją Dublina – tego, który najczęściej pojawia się na pocztówkach.

fot. Matej

fot. Matej

Muzeum Guinessa zdecydowanie jest przereklamowane. Degustacja trzech rodzajów piwa była super, pokaz stepowania w barze także, ale reszta to garstka wiedzy w ładnym opakowaniu. Ale jako ciekawostkę warto wiedzieć, że budynek ma 7 pięter, a środek został zamknięty w okrągłej formie, w kształcie szklanki Guinnessa. Zwróciłam również uwagę na wystawę postaci z reklam Guinnessa – było to dziwne doświadczenie np. ryba jadąca na rowerze. Mimo wszystkie, 18,5 euro to dużo za taką atrakcję.

fot. Łukasz

Trekking wzdłuż klifów Howth

Niecałe 15 km od Dublina znajduje się wioska rybacka na półwyspie Howth (20 min jazdy pociągiem z Dublina ze stacji Connoly). To tutaj można zjeść w dobrych restauracjach rybę, udać się na targ rybny w weekend czy przespacerować się malowniczą trasą Howth Cliff Walk. Tak też uczyniliśmy 😉

Howth Cliff Walk to krótki szlak z widokiem na morzę i Zatokę Dublińską. Przez większość czasu idzie się po płaskim terenie, więc trasa w ogóle nie jest wymagająca. Przy niewielkim wysiłku możemy podziwiać piękne widoki z klifu. Na końcu znajduje się latarnia morska i restauracja, ale my skręciliśmy i swoje fish & chips zjedliśmy już w miasteczku.

Swoją drogę, Howth odczarowało mi fish & chips. Zazwyczaj to danie było połączeniem fast fooda i suchej ryby. Tutaj faktycznie czuliśmy, że jemy świeżą rybę i świeże frytki bez ociekającego tłuszczu. Polecam! Może i w tym barze nie ma gdzie usiąść, ale naprzeciwko znajduje się park. Dołączyliśmy do reszty klientów na trawę i przy okazji trochę podroczyliśmy się z mewami.

Najlepszy camping na trasie

Ten wpis miał tylko dotyczyć atrakcji, ale o tym campingu muszę wspomnieć. Tepee Valley Campsite to urokliwe miejsce o modnej teraz kombinacji glamping (camping + galmour = luksusowy camping). Kiedy wjechaliśmy Żukiem na posesję okazało się, że tę noc spędzimy w towarzystwie ogolonych owiec i jednej alpaki.

Nie spodziewałam się, że moim pierwszym widokiem po przebudzeniu się będzie alpaka o uroczej mordce. My spaliśmy pod namiotami, ale można wynająć namioty tipi z normalnym łóżkiem czy inne domki w dziwnych kształtach. No i ta łazienka – czysta, duża, drewniana, z ciepłą wodą 🙂 To był dla nas luksus na skalę światową. No i te zwierzęta, które dały się karmić i dostarczyły nam więcej radości niż jakiekolwiek zwiedzanie. Tutaj też po raz pierwszy zobaczyłam tę zieloną Irlandię z pocztówek.

Londonderry~Derry

Nazwa Derry używane jest cały czas przez lokalną i katolicką społeczność. Z kolei protestanci preferują formę Londonderry. Rada Miejska uznała Derry za oficjalną nazwę, ale Sąd Najwyższy uznaje Londonderry za legalną nazwę. Z kolei media używają na przemian jednej i drugiej. Spór trwa w najlepsze, ale w żaden sposób nie uderza w turystów. Miasto jest bezpieczne i bardzo urokliwe.

Co zwiedzić w Derry?

  • Kamienne mury obronne – średniowieczne mury przetrwały praktycznie w całości. Na trasie można zobaczyć armaty, które były używane podczas oblężenia Derry.
  • Ratusz Guildhall – słynie z witrażowych okien.
  • Most Pokoju – projekt miał na celu pokazać dwie społeczności nadbrzeżne (protestanci) i śródmiejskie (katolicy). Jak się okazało most odegrał kluczową rolę w zbliżeniu obu wspólnot.

  • Pomnik Krwawej Niedzieli i Wolny Róg Derry – wtedy brytyjscy żołnierze zastrzelili 28 cywilów podczas pokojowego marszu na rzecz praw obywatelskich. Wydarzenia przedstawione są na dwunastu muralach w dzielnicy Bogside.
  • Wolne Derry – wolno stojąca ściana upamiętniająca wolne miasto Derry + muzeum.
  • Muzeum Wieży – tutaj poznamy brutalną i krwawą przeszłość Derry.

  • Derry Craft Village, czyli uroczny i bajkowy kompleks z wyrobami rzemieślniczymi, restauracjami i kawiarniami.
  • Kościół św. Kolumba – zaraz po obronnych murach jest najstarszym obiektem w Derry. Wygląda jak z bajki 😉

Uważam, że warto tu przyjechać na minimum jeden dzień. Jest to porządna lekcja historii, przeplatana muralami i uroczymi uliczkami.

Castlerock i Mussenden Temple

Castlerock to miejsce to przede wszystkim długa, niekończąca się plaża. Z jednej strony mamy widok na góry, a z drugiem na ocean. Na wzgórzu znajduje się świątynia, która wygląda jakby była zawieszona na urwisku. Warto podjechać lub podejść, żeby zobaczyć ją z bliska, a przy okazji zwiedzić ruiny biblioteki. Tego dnia było pochmurno i mgliście, co jeszcze bardziej podkreślało mroczny klimat tego miejsca. Dla urozmaicenia wjechaliśmy samochodami wraz z zaprzyjaźnioną ekipą Czerwonego Żuka na plażę, aby porobić trochę zdjęć na opustoszałej plaży.

Destylarnia w Bushmills

Bushmills to najstarsza działająca destylarnia na świecie. Przy okazji jest to miejsce, które łączy Irlandię Północną i Republikę Irlandii. Jęczmień uprawia się na południu, aby później mogło na północy w Bushmills wykiełkować i sfermentować. A wiedzą co robią, ponieważ gorzałę produkuje się tutaj od XIII wieku.

W sklepie można nabyć 12-letnią whiskey Bushmills, która nie jest dostępna w żadnym innym miejscu. Dodatkowo kupić można dżem o smaku whiskey i cukierki z aromatem tego trunku. Zwiedzać można tylko z przewodnikiem. Nie było problemów z kupieniem biletów na miejscu bez rezerwacji. Na końcu jest degustacja jednej szklaneczki whiskey, ale zawsze można dokupić sobie cały zestaw.

Most Carrick-A-Rede

Na to miejsce czekałam najbardziej. Kiedy szukałam atrakcji w Irlandii wiedziałam, że na pewno będę musiała przejść przez most linowy zawieszony 30 metrów nad malowniczą przepaścią. Łączy on urwisko ze skalną wysepką. Czyli jak już przejdziecie na wyspę i stwierdzicie, że te 2 minuty na kołyszącym się moście były straszne, to niestety nie ma wyjścia – trzeba jakoś wrócić na ląd. Przyznaję, że trochę się obawiałam, nadal mam lęk wysokości, ale w niewielkim stopniu. Most może nie wygląda na stabilny, buja się na boki, ale już nie mogłam się doczekać powrotu i ponownego spaceru po moście. Bardzo polecam! Do tego widoki dookoła faktycznie są piękne- zielone tereny, szafirowa woda:)

Praktycznie:

Ta przyjemność kosztuje 9 funtów. O 18.30 zamykają teren, tzn. nie będzie można przejść przez most, ale nadal można chodzić po okolicznych klifach.

Na moście może być max. 8 osób. i obowiązuje ruch wahadłowy. Miła pani przed bramką steruje ruchem na moście 😉

Grobla Olbrzyma (Giant’s Causeway)

Są to formacje skalne składająca się z 40 000 bazaltowych kolumn. Najwyższe z nich sięgają nawet 12 metrów. Zdecydowanie to miejsce przypomina mi trochę Islandię, tylko tutaj było znacznie więcej ludzi. Skały powstały w wyniku erupcji wulkanu ponad 60 milionów lat temu. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że to człowiek tak ładnie i równo poukładał te skały. Zaraz po wiszącym mostku, jest to moje ulubione miejsce w Irlandii Północnej. Takie cuda natury nie zdarzają się tak często.

Praktycznie:

Zwiedzanie Grobli Olbrzyma jest darmowe, ale żeby zwiedzić muzeum czy zaparkować (!) trzeba już kupić bilet. No i ważna informacja – miejscówka jest na liście UNESCO, czyli nie jest to byle jaka atrakcja:)

The Dark Hedges

Jest to wąska ulica obrośnięta z dwóch stron pochylonymi drzewami buka. Cały obrazek jest trochę tajemniczy, a trochę mroczny. Te 150 drzew posadziła tutaj rodzina Stuartów w XVIII wieku, aby alejkę mogli podziwiać odwiedzający ich goście. Obecnie tunel przeżywa ogromne oblężenie, ponieważ droga była użyta w serialu Gra o Tron. Rzeczywistość wygląda tak, że The Dark Hedges o wiele ładniej i mroczniej prezentuje się na zdjęciach niż  na żywo. Rozczarowanie to zbyt mocne słowo, ale nigdy bym jej nie nazwała „najładniejszą drogą w Irlandii”. Mimo wszystko uważam, że warto tu przyjechać i zrobić sobie krótki spacer wzdłuż drzew:)

fot. Matej

Belfast

Belfast z jednej strony jest interesujący, bogaty w zabytki i puby, a z drugiej strony kapryśna pogoda i zła sława ze względu na historię ciągnie się za miastem do tej pory.

The Troubles, czyli „Kłopoty”

The Troubles, czyli konflikt etniczno-polityczny od lat 60 XX wieku, aż do podpisania porozumienia wielkopiątkowego w Belfaście w 1998 roku. Powodem zamieszek była chęć zjednoczenia się z Republiką Irlandii. Po jednej stronie byli republikanie, którzy chcieli przyłączyć się do Irlandii, a lojalistami, którzy woleli zostać w granicach Zjednoczonego Królestwa. „Kłopoty” miały przede wszystkim podłoże społeczne i terytorialne, ale użyto religii (podział na katolików i protestantów), aby zaostrzyć konflikt i zmobilizować ludzi do działania.

Nazwę „Kłopoty” zaproponowała strona brytyjska, aby pokazać konflikt w Irlandii Północnej w najbardziej zbagatelizowany sposób. Nikt nie chciał się przyznać, że dzieje się coś naprawdę poważnego, a potężna Wielka Brytania nie może poradzić sobie z problemami na swojej ziemi. W konflikcie zginęło około 3500 osób. Rozbój miał miejsce głównie na ulicach Shankill Road i Falls Road. Obecnie między nimi stoi Mur Pokoju z muralami, które mają zachęcić do pokoju. Spacerując po okolicy, do tej pory czuć, że atmosfera jest jakaś gęsta.

Śladami Titanica

To właśnie w Belfaście firma Harland and Wolff zbudowała Titanica i dwa bliźniacze statki – Olimpic i Britannic. Z portu w Belfaście statek ruszył w rejs do Nowego Jorku. Warto odwiedzić Muzeum Titanica. Nie jest to tania atrakcja, ponieważ bilet kosztuje 19 funtów. No ale jest na to sposób. Godzinę przed zamknięciem można zakupić wejściówkę za 11 funtów. Tak też uczyniliśmy. Zwiedzanie oczywiście było w przyspieszonym tempie, ale i tak zobaczyłam, to co najbardziej mnie interesowało. Wystawa umożliwia zapoznanie się z historią Titanica, a także zwiedzenie odtworzonego wnętrza statku.

Na 1 piętrze możemy się także zapoznać z historią Belfastu, którą pominęłam ze względu na czas. W kolejnych salach możemy zobaczyć zdjęcia obrazujące postępy w budowie Titanica. Następnie przechodzimy do galerii, gdzie zapoznajemy się z rodzajami kabin, ich wyposażeniem i cenami. Jeszcze dalej znajdują się punkty odsłuchowe wypowiedzi pasażerów i załogi. Najwięcej informacji jest oczywiście o momencie katastrofy. Na mnie największe wrażenie zrobiły informacje o orkiestrze, która musiała grać do samego końca. Na sam koniec wystawy idziemy do sali z filmami, pokazującymi znalezione wraki TitanicaZwróćcie uwagę także na sam budynek muzeum – przypomina kadłub statku. 

Kawałek dalej w stoczni można zobaczyć doki, które służyły do budowy Titanica (Samson and Goliath). Niestety po fakcie dowiedziałam się, że można je zwiedzać, dowiedzieć się jak wygląda budowa statków i gdzie powstał Titanic.

Przy ratuszu znajduje się pomnik poświęcony ofiarom Titanica. Na płycie wypisane są nazwiska osób, które nie przeżyły dziewiczego rejsu.

fot. Łukasz

Co jeszcze zobaczyć w Belfaście?

  • Stare więzienie Crumlin – zwiedzanie możliwe jest tylko z przewodnikiem. Poznamy historię tego miasta, zobaczymy tunel prowadzący do sądu, dowiemy się sporo o karze śmierci.
  • Cathedral Quarter – najstarsza i wyróżniająca się architektonicznie uliczka. Spacerując wąskimi uliczkami, możemy podziwiać budynki w stylu wiktoriańskim, knajpy i muzea.
  • Wielka Ryba, czyli 10-centymetrowy ceramiczny łosoś. Powstał w 1999 roku, jako pamiątka po oczyszczaniu brudnych wód rzeki Lagan.
  • Krzywa wieża Belfastu, czyli Albert Memorial Clock Tower – budowanie na grząskim gruncie spowodowało, że budynek zauważalnie przechyla się w jedną stronę.
  • Ratusz w Belfaście nazywany jest „tortem weselnym” za sprawą zdobienia z białego kamienia portlandzkiego.
  • Centrum handlowe Victoria – czytałam, że warto wjechać windą na samą górę na kopułę widokową i niestety się nie zgadzam. Widok nie był imponujący, ale architektura galerii już tak.