Menu
Wielka Brytania / Złombol

Biało-czarnym Żukiem przez Anglię i Walię

Wyjechaliśmy, a dokładnie wypłynęliśmy z Irlandii, aby jeszcze zobaczyć kilka miejsc w Walii i Anglii przed powrotem do domu. Walia podobnie jak Irlandia kojarzy mi się z soczyście zieloną trawą, licznymi owcami i opadami deszczu. W tym przypadku muszę jeszcze wspomnieć o puddingu toffi i słynnych, przereklamowanych atrakcjach. Zapraszam na ostatni wpis złombolowy biało-czarnym Żukiem przez Anglię i Walię.

Liverpool i zwiedzanie śladami The Beatles

Irlandię opuściliśmy w Belfaście. Wsiedliśmy na prom, aby po kilku godzinach wysiąść już w Wielkiej Brytanii. Kolejnym celem naszej wycieczki był Liverpool i zwiedzanie śladami The Beatles. Poza tym Liverpool nas nie zauroczył. Może przez tę pogodę miasto wydawało się szare i nijakie. 

  • Odwiedziliśmy knajpę Cavern Club, gdzie zespół zorganizował swój pierwszy koncert. Występowały tu także takie gwiazdy jak The Rolling Stones, Queen, Elton John, czy Adele. Fajne miejsce, gdzie serwują dobry cydr i frytki 😉
  • Byliśmy na grobie Eleanor Rigby. Nie wiadomo, kim była, ani co zainspirowało Beatelsów do stworzenia tego utworu. Jej nazwisko jest tytułem popularnej piosenki. Sam cmentarz i kamienne groby robią wrażenie. Jest tak jakby bajkowo 😉
  • St Peter’s Church to miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Na festynie kościelnym 6 lipca 1957 roku Lennon i reszta zespołu zostali przedstawieni Pauli McCartneyowi przez ich wspólnego przyjaciela.

  • Na pewno nie można pominąć domu, w którym mieszkał Paul McCartney (Forthlin Road 20) ze swoją rodziną, zanim zyskał sławę. Na początku Beatelsi spędzali tutaj mnóstwo czasu, komponując utwory. Niektórzy uważają, że ten dom jest „miejscem narodzin The Beatles„.

  • Na Mathew Street znajduje się nie tylko knajpa The Cavern Club, ale i pomnik Lennona. Muzyk jest oparty o ścianę i moim zdaniem jest to super wykonane:) Na tej samej ulicy mieści się także sklep Beatelsów i inne puby, gdzie Wielka Czwórka spędzała czas.
  • Byliśmy także pod domem Lennona (251 Menlove Avenue), w którym mieszkał ze swoją matką od 5 do 22 roku życia. Obecnie dom można zwiedzać, ale bilety należy zarezerwować dużo wcześniej.

  • Penny Lane to ulica, która była inspiracją do powstania popularnej piosenki o tej samej nazwie.
  • Strawberry Fields (Beaconsfield Road) to niepozorny budynek, który zainspirował muzyków do napisania jednej z najpopularniejszych piosenek Beatlesów. W tamtych czasach był to dom dla dzieci z Armii Zbawienia. Jeden z muzyków regularnie tu uczęszczał na imprezy ogrodowe. Z czasem zniszczono sierociniec i zbudowano dom dla mniejszych dzieci. Zamknęli go w 2005 roku. Obecnie w tym miejscu znajduje się kościół. Niestety w 2011 roku słynną czerwoną bramę zastąpiono repliką 🙁

  • Pomnik Wielkiej Czwórki na Pier Head to chyba moja ulubiona lokalizacja. Monument z brązu odsłonili dopiero w 2017 roku. Rzeźbę podarowali miastu właściciele The Cavern Club. Przedstawia ona Beatlesów, spacerujących po Mersey.

  • The Beatles Story to muzeum, gdzie od podszewki możemy poznać historię zespołu. Niestety my tam nie zawitaliśmy, ale podobno warto.

Little Orme

Little Orme to nazwa przylądka i szczytu liczącego 141 m n.p. W ciągu 1,5 godziny przeszliśmy cały szlak z widokiem na dzikie, walijskie wybrzeże z czarnymi plażami. Ze szczytu był ładny widok na Llandudno i okolice. Bardzo kameralne miejsce, gdzie głównie spotykaliśmy lokalsów na spacerach z psami.

Marine Drive

Kawałek dalej znajduje się Marine Drive, czyli malownicza 6-kilometrowa droga. Opłata za przejazd wynosi 3 funty. Ze szczytu możemy podziwiać widoki na ląd i morze, a po drodze spotkać owce w ich naturalnym środowisku. Z pewnością strome zakręty urozmaicą przeprawę 😉

Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch

Odwiedziliśmy miasteczko z najdłuższą nazwą na świecie –  Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch. Po polsku oznacza to:  Kościół Świętej Marii nad stawem wśród białych leszczyn niedaleko wodnego wiru pod Czerwoną pieczarą przy kościele św. Tysilia. W samej miejscowości nie ma nic ciekawego. Turyści przyjeżdżają głównie na dworzec, aby zrobić sobie zdjęcie z 58-literową nazwą walijskiej mieściny.

Najwyższy szczyt Walii – Snowdon

Park Narodowy Snowdonia zaliczany jest do pięciu cudów Walii. W tych bajkowych okolicznościach można spacerować, zdobywać szczyty, pływać kajakiem, czy udać się na rafting. My postanowiliśmy pójść na całość i zdobyć najwyższą górę Walii – Snowdon (1085 m n.p.m). W parku spędziliśmy tylko dwa dni, ale zdecydowanie muszę ta wrócić po więcej atrakcji!

Wybraliśmy szlak z najłagodniejszym wejściem na szczyt – Pyg Pyg Track. Trasa jest kamienista i stroma w niektórych momentach. Czasami jest duża ekspozycja na wysokość, ale moim zdaniem do pokonania. Niekiedy pomocne były nie tylko nogi, ale i dłonie, aby zejść z wysokich kamieni. Łatwo było się zsunąć w dół po żwirze. Na początku byłam zaskoczona, że już od pierwszego kilometra podejście było strome i nie było żadnego łatwiejszego fragmentu, żeby sobie odetchnąć. Mimo wszystko całość wspominam jako połączenie fajnego spaceru z widokami na jeziorko, szare szczyty, owce i inne.

Jeżeli nie chce Wam się pokonywać trasy na piechotę, możecie wybrać przejażdżkę kolejką wąskotorową (Snowdon Mountain Railway). 7,5 kilometra pokonuje w niecałą godzinę. Bilety należy zarezerwować z wyprzedzeniem. Zapewne z tego względu na szczycie są tłumy.

Deszcz jest nieodłączną częścią walijskich krajobrazów, ale tym razem mieliśmy szczęście. Nie spadła żadna kropla i mimo że widoczność nie była najlepsza na świecie, to z góry rozprzestrzeniały się zielono-szare krajobrazy. Jak to w górach, warto być przygotowanym na każdą pogodę, która bardzo szybko się zmienia.

***

Warto przespacerować się po miasteczku Beddgelert. Wygląda ono świetnie ze sprawą kamiennych domów położonych nad rzeką. Tam mieliśmy okazję stołować się w Caffi Colwyn i skosztować  Sticky Toffee Puding, czyli walijski deser.

Stonehenge – przereklamowane?

Stonehenge jest przereklamowane. Na żywo nie robi specjalnego wrażenia. Jak do tego dodamy fakt, że znajduje się na liście UNESCO, a bilet kosztuje 20 funtów, to można spodziewać się czegoś szczególnego. Sam widok nie był imponujący, ale Stonehenge jest ciekawe pod kątem historii. Warto wspomnieć o czymś pozytywnym, żeby nie było, że tylko krytykuję popularną atrakcję 🙂

Te równo ułożone kamienie od wieków są zagadką. Badacze są zgodni, że Stonehenge prawdopodobnie była świątynią, a jej położenie i kształt są ściśle powiązane z ruchem słońca. Do tej pory nie wiadomo, w jaki sposób przetransportowano kamienie. Niektórzy uważają, że tutaj swoją świątynię mieli druidzi, a inne teorie zakładają, że było to centrum uleczania.

Są i tacy, którzy są przekonani, że Stonehenge to wielkie obserwatorium astronomiczne. Cała konstrukcja miała umożliwić badanie ruchów ciał niebieskich oraz dokładne określanie pór roku. Inni badacze udowodnili, że Stonehenge jest tak bardzo namagnesowane, przez co jego okolica jest uboga w roślinność.

Białe Klify w Dover

Naszym ostatnim przystankiem w Wielkiej Brytanii były Białe Klify w Dover. Swój biały kolor zawdzięczają kredzie, kwarcowi i krzemieniu. Wysokie na 107 metrów Białe Klify zapewniają widoki na port i okoliczne pola. Swój kształt zawdzięczają erozji, która do dziś sprawia, że co roku skracają się o około 50 cm. Przy dobrej widoczności można dostrzec francuskie wybrzeże. To tylko 35 kilometrów od Wielkiej Brytanii. Białe Klify w Dover chcieliśmy zobaczyć na tle zachodzącego słońca. Prawie się udało. Ja i tak jestem zadowolona z widoków białych skarp na tle portu. Ostatnie chwile w Anglii spędziliśmy na soczyście zielonej trawie nad urwiskiem. W ciągu kilku dni mieliśmy dojechać do domu i zakończyć naszego szóstego Złombola. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o Berlin i opuszczoną stację nasłuchową.