Rok temu po krótkim pobycie w Norwegii zamarzył nam się #zimowyroadtrip po Skandynawii. Plany były ambitne. Chcieliśmy przez 2-3 tygodnie podróżować i doświadczać „arktycznego życia”. Czas i finanse zdecydowały, że pojedziemy tylko na 8 dni do Finlandii. Po rozważeniu różnych opcji ustaliliśmy, że polecimy samolotem do Turku, tam przesiądziemy się w samochód i pociśniemy na północ do Rovaniemi. Niestety nie mieliśmy czasu, aby pojechać jeszcze dalej na północ. Bardzo żałuję, bo tamte tereny wydają się bardzo dziewicze i puste.
Poniżej przedstawiam Wam nasz 8-dniowy plan podróży po Finlandii. Niektóre dni były intensywne, a inny ubogie w atrakcje. Musieliśmy też dostosować się do terminów wycieczek, ale myślę, że plan jest optymalny i wykonalny.
Turku
Wylądowaliśmy w Turku. Byłam z tego powodu szczęśliwa. To był ten czas, kiedy Europę nawiedzały silne wiatry i bałam się, że odwołają nasz lot. Turku zwiedziłam rok temu w zestawie z Helsinkami i Parkiem Nuuksio. Odsyłam Was do wpisu, gdzie szczegółowo opisuję tę wycieczkę.
Finlandia: saunowanie, chodzenie po zamarzniętym jeziorze i kościół w skale
Posankka, czyli świnio-kaczka
Podczas tego pobytu wypiliśmy herbatę w centrum i sfotografowaliśmy się na tle wielkiej świni. Posankka to rzeźba fińskiego artysty. Jest to hybryda pomiędzy gumową kaczką a świnią marcepanową. Nazwa pochodzi od dwóch fińskich słów świnia (possu) i kaczka (ankka). Dzieło sztuki ma być krytyką współczesnej technologii genowej, jak i reprezentacją konfliktu między kulturami.
Dolina Muminków
Następnie szybciutko udaliśmy się do atrakcji dnia, czyli do Doliny Muminków. W dzieciństwie bardzo marzyłam, aby tam się znaleźć i teraz się udało. Polecam przyjechać tutaj, kiedy obiekt jest otwarty, ponieważ można zwiedzić Dom Muminków od środka. Jest to idealne odwzorowanie z książki/bajki! Kolejnym plusem są pluszowe Muminki, które chętnie pozują do zdjęć. Więcej informacji o tym miejscu i jeszcze więcej zdjęć znajduje się w osobnym wpisie o Dolinie Muminków. Link poniżej.
Park Kurjenrahka na południu Finlandii
Postanowiliśmy zażyć trochę świeżego powietrza bez smogu. Podobno znajdują się tu wypasione trasy na narty biegowe. Jako że zastała nas jesień tej zimy, postawiliśmy na trekking. Wybraliśmy krótką 6-kilometrową trasę wokół jeziora. Poniżej zdjęcie trasy.
Było tu jakby luksusowo. Szlak był dobrze przygotowany. Na podłożu były ułożone wąskie kładki. Myśleliśmy, że to dlatego, aby nie niszczyć ściółki leśnej, ale jednak nie. Park położony jest na bagnach i dlatego dla ułatwienia chodzi się po kładkach. Niestety w niektórych miejscach poziom wody przerósł wysokość kładek. Nie wiem, czego się spodziewaliśmy. Na pewno nie tego, że będziemy moczyć stopy w wodzie, kiedy temperatura pokazuje 5 stopni C. Szkoda nam było zawracać, a jeszcze bardziej moczyć buty. Pozostało je zdjąć, skarpety tak samo i szybko przebiec przez zalaną trasę.
W trakcie całej wycieczki 9 razy lub nawet więcej musieliśmy powtórzyć ten zabieg. Trochę się baliśmy, że im dalej w las, to tereny będą bardziej podmokłe. Wracać nam się nie uśmiechało. Wiedzieliśmy, że cofanie się oznacza chodzenie bosymi stopami po bagiennych terenach.
Ja tu chciałam morsować, a tu się okazuje, że przejście kilku metrów na bosaka po jeziorze mrozi krew w żyłach. A co dopiero całe cielsko zanurzyć w wodzie! Mimo tego bardzo dobrze wspominam tę wycieczkę. To świeże powietrze, naturę i totalną ciszę.
Park Kurjenrahka jest super oznakowany. W wielu miejscach na tablicach są wskazówki, gdzie można rozbić namiot, rozpalić ognisko, czy schronić się w wiacie. Co ważne, sławojki również znajdują się na tych mapach.
Nocleg w drewnianym domku z przeszklonym sufitem
Pierwszą noc spędziliśmy na farmie. Spaliśmy w domu, który wygląda jak sławojka na Syberii. Stoi gdzieś z tyłu i jest dość niepozorny. Wystarczyło otworzyć drewniane drzwi, aby wejść do przytulnego pomieszczenia z przeszklonym dachem. Mimo małej powierzchni zmieściło się wielkie łóżko i niewielki stolik z mikrofalą. W nocy było trochę zimno w głowę, ponieważ domek szybko się wychodził, ale i tak dało się spać 🙂 W każdej chwili można było włączyć ogrzewanie, ale niestety trochę szumiało. W nocy co prawda na zorzę nie liczyliśmy, ale mogliśmy doświadczyć noclegu pod wieloma gwiazdkami.
W kolejnym budynku w gospodarstwie znajduje się sauna fińska. Z jednej strony zabudowy pocisz się, jak świnia (w saunie), a za drzwiami wydziera się prawdziwa, różowa świnka. Jak na farmę przystało poznaliśmy pozostałych lokatorów – świnie, krowę, kury, kaczki, barany, kozy i małego koteczka.
Takie sauny własnej roboty, schowane gdzieś za domem mają świetny klimat. Lepszy niż w tych wychuchanych spa. Do tego cały obiekt był tylko dla nas.
Właścicielami są Amerykanka i Fin – mega mili i przyjaźni ludzie 🙂 Pokazali nam całą farmę, udostępnili saunę i doradzili w kwestii atrakcji w okolicy. Bardzo polecam nocleg w drewnianym domku z przeszklonym sufitem w miejscowości Laitila. Nie tylko był to niezwykły nocleg, ale i świetny kontakt z lokalsami.
Rauma – miasto z drewnianą zabudową
Jako że w tym roku zima nie dotarła na południe Finlandii (nici z nart biegowych) postanowiliśmy drugi dzień spędzić w mieście. Stara Rauma może pochwalić się skupiskiem 600 drewnianych domków. „Starówka” została wpisana na listę UNESCO. Większość jest naprawdę dobrze zachowana. Jest to urocze miasto z klasyczną zabudową, warsztatami rzemieślniczymi i wąskimi uliczkami w skandynawskim stylu, w którym czas wolno płynie. Zatrzymaliśmy się w fajnej kawiarni Wanhan Rauman KaffeBar na herbatę i ciasto. Bardzo polecam:)
Polecam zajrzeć do Kościoła Świętego Krzyża. Znajduje się trochę na uboczu, ale i te okolice są przyjemne dla oka. W środku po raz pierwszy w życiu widziałam osobne pomieszczenie z kącikiem dla zabaw dla dzieci. Starsi się modlą, a młodzi nie płaczą i nie przebierają nogami, tylko idą się bawić.
Był to beztroski dzień – ładna i słoneczna pogoda, spacer po uroczym skandynawskim mieście i wycieczka samochodowa po południowej Finlandii. Polecam spędzić w Raumie pół dnia. Spokojnie wystarczy czasu na zwiedzanie i odpoczynek.
Zorza polarna
Warto było nie uwzględniać zorzy w swoich planach i marzeniach na ten wyjazd. Rok remu w Norwegii poświęciliśmy ok. 10 godzin na polowanie na zorzę (udało się raz i drugi w samolocie). Tym razem jechaliśmy przed siebie, szukaliśmy noclegu w krzakach i niespodziewanie niebo zrobiło się zielone. Co ciekawe, byliśmy cały czas na południu kraju. Myślałam, że tu trudno o zorzę.
Oulu
Oulu jest istotnym portem w Finlandii, miastem uniwersyteckim, który doskonale współpracuje z ośrodkami badawczymi i parkiem technologicznym. Z tego powodu czasami nazywane jest „Doliną Krzemową Finlandii”. W Oulu znajduje się jedna z najgęstszych ścieżek rowerowych w kraju, przez co miasto zyskało miano stolicy rowerowej. Niestety nie skorzystaliśmy z tej opcji, ale postawiliśmy na zwiedzanie 🙂
W Oulu na górce stoi sobie samotny kamień. Z dołu wygląda jak zwykły głaz. Warto przejść na drugą stronę, aby ujrzeć znajomą twarz. W końcu znalazłam Bukę! W Dolinie Muminków schowała się przede mną, ale dopadłam ją w Oulu. Nie wiem dlaczego, ale akurat tutaj fińscy fani hokeja świętowali zwycięstwo w Pucharze Świata. Zdecydowanie jest to moje ulubione miejsce w Oulu, ale chodźmy dalej 🙂
Wybraliśmy się też na dworzec kolejowy. Czytałam, że budynek jest wart uwagi ze względu na drewnianą zabudowę w pastelowym kolorze. Potwierdzam 😉 Bardzo zależało mi na hali targowej Kauppatori, ale niestety jest w trakcie remontu. Za to obok stoi sobie Statua Bobby’ego na cześć człowieka, który patrolował rynek.
Warto zajrzeć do katedry, która góruje nad miastem. Jest to najwyższa budowla w mieście. W 1822 roku Oulu nawiedził pożar i spłonęło większość drewnianych elementów. 10 lat później odbudowali ją na kamiennych murach. Ze względu na historię związaną z pobliską zatoką, sklepienie katedry jest w kształcie statku. W tej okolicy znajduje się główna ulica Kirkkokatu i ratusz. Deptak jak deptak – sklepy, restauracje, bary. W tym miejscu tętni życie 🙂
Udaliśmy się również na poszukiwania ruin zamku. Obecnie znajduje się tam kawiarnia z wystawą na temat dawnego zamku. Polecam również spacer po parku Hupisaaret. Tego dnia w końcu zobaczyliśmy namiastkę zimy.
Poza Buką najciekawszym miejscem w Oulu była dla nas plaża Nallikari. Tutaj już dotarła mroźna zima. Woda w zatoce zamarzła i można było po niej spacerować. Do tego doszedł malowniczy zachód słońca. Zresztą zobaczcie sami 😉
Rovaniemi
W końcu dojechaliśmy do Rovaniemi. Liczyliśmy, że tutaj zobaczymy prawdziwą zimę. Wielkie hałdy śniegu, -20 stopni C i szczypiący mróz w policzki. Następnego dnia czekał na nas pakiet atrakcji – wizyta na farmie reniferów, psi zaprzęg i odwiedziny w przereklamowanej wiosce św. Mikołaja. Tyle się działo, że ta wycieczka zasłużyła na osobny wpis. Link poniżej.
Prawdziwa zima w Laponii: psi zaprzęg i spotkanie z reniferami
Hotel lodowy
Wieczór w Rovaniemi zakończyliśmy wizytą w lodowym hotelu. Czekała nas noc w -5 stopniach C, sauna, zwiedzanie igloo i rano pyszne śniadanie. Dwie nocy z rzędu nie mogłabym spać w takich warunkach, ale kiedyś chętnie powtórzę to doświadczenie. Jest to kolejne miejsce, które zasługuje na osobny wpis. Zamieściłam dużo zdjęć, opisałam co można robić na miejscu i ile to kosztuje.
Skutery śnieżne w Ruka
Kolejnego dnia zebraliśmy się w miarę sprawnie, aby dojechać do miejscowości Ruka, z której mieliśmy wyruszyć na wycieczkę skuterami śnieżnymi. W ciągu 2 godzin objechaliśmy ośnieżony las pełen wertepów, górek i czasami terenów płaskich.
Mimo że nie prowadzę pojazdów mechanicznych, byłam mega zmęczona po tym przejeździe. Jeszcze kolejnego dnia czułam ręce i nogi. Bardziej bałam się tego zimna, ale dali nam turbo ciepłe kombinezony. W takim stroju można doświadczać Finlandii zimą 😉 Szkoda tylko, że na naszej trasie nie było zamarzniętych jezior.
Tej nocy chcieliśmy nocować w darmowych chatkach, których na mapie Finlandii jest bardzo dużo. Znaleźliśmy jedną w Parku Narodowym Oulanka. Od parkingu zaledwie 2 kilometry musielibyśmy przejść do celu. Na zdjęciach wyglądała na bardzo zadbaną i był kominek, aby nie zamarznąć w nocy. Zastanawialiśmy się, czy na miejscu będzie drewno. Raczej nie mieliśmy szans, aby do rąk wziąć zapasy drewna na całą noc. Plan był ambitny, ale i zima zrobiła się porządniejsza. Z różnych stron próbowaliśmy się tam dostać, ale zamknięte drogi, zawalone śniegiem nam to uniemożliwiły. Pewnie nawet trasa piesza niekoniecznie by była do przejścia. Pomysł musieliśmy na razie porzucić. Na szybko wynajęliśmy nocleg na airbnb. Rano czekało na nas kolejne wyzwanie.
Park Narodowy Oulanka
Tego dnia dopadła nas kolejna atrakcja zimowa. Samochód zakopał się, ślizgał się po lodzie i nie mogliśmy ruszyć. Na różne sposoby próbowaliśmy poradzić sobie z sytuacją. Po godzinie prób ruszenia z miejsca skorzystałam z moich umiejętności autostopowych, aby poprosić kogoś o pomoc. Pan taksówkarz pomógł nam zażegnać kryzys i mogliśmy jechać dalej.
Park Oulanka miał obfitować w liczne trekkingi, mostki wiszące i ładne widoki. Tylko to ostatnie się udało. Na pierwszym szlaku zawróciliśmy po jakiś 30 minutach. Coraz bardziej brodziliśmy w śniegu, zapadaliśmy się, a oznakowania trasy zniknęły gdzieś pod białym puchem.
Zimą warto od razu udać się do informacji turystycznej, aby uzyskać informacje o otwartych szlakach. Do dyspozycji mieliśmy trzy trasy, nadal malownicze, ale spodziewałam się czegoś więcej. Mimo wszystko cieszyliśmy się zimą, bo zaraz mieliśmy jechać na południe, a tam była już wiosna przeplatana jesienią.
Silent People
To była dziwna atrakcja przy drodze. Kilkanaście postaci, wyglądających jak strach na wróble stoi sobie przy ulicy. Twarze, a raczej ich brak skierowane są w jednym kierunku. Jedynie kolorowe ubrania wprowadzają trochę życia. Dwa razy w roku zmieniają im odzienie 😉 Nieruchoma armia stoi na straży na drodze, a nie zawsze było tu takie pustkowie. Artysta niestety nie chce ujawnić „co autor miał na myśli”, tworząc taką instalację.
Muminkowa jaskinia lodowa
W fińskiej wiosce 30 metrów pod ziemią znajduje się Lodowa Jaskinia Muminków. Wygląda to tak, że Muminek budzi się w środku zimowej z hibernacji i odkrywa świat zimna i śniegu. Z lodu wykonane są nie tylko same rzeźby Muminków, ale i konkretne sceny z książki/bajki. Wszystkie nawiązują do zimowego snu bohaterów.
W rzece Lainio zbiera się najczystszy lód rzeźbiarski, z którego artyści wykonali figury Muminków. Jakie to było ładne i starannie zrobione. Poza tym dobrze bawiliśmy się na zjeżdżalni lodowej dla dzieci i tej drugiej, gdzie można było zjechać na pontonie. Zdecydowanie bym tu wróciła!
Jeżeli lubicie Muminki i rzeźby lodowe, będzie zachwyceni 🙂
Tampere, czyli przemysłowe centrum Finlandii
Tampere to jedno z najważniejszych ośrodków przemysłowych w kraju. Mimo wszystko nie brakuje tutaj atrakcji. Byłam bardzo pozytywnie zaskoczona tym miastem. Szczególną uwagę zwróciłam na industrialną zabudowę, widoki z wieży i spokój, który panuje w Tampere.
W Tampere znajduje się Muzeum Muminków, ale wiecie co? Jest nieczynne w poniedziałki, a z naszego planu tak wyszło, że trafiliśmy tutaj w pierwszy dzień tygodnia. Bardzo żałuję, że nie mogłam go odwiedzić i dowiedzieć się czegoś ciekawego na temat Muminków. Pozostało mi jedynie fotografowanie rzeźby Muminka przed muzeum.
Najciekawszym miejscem była Pispankatu, czyli ulica z kolorowymi, drewnianymi i typowo fińskimi domkami. Znajdują się one na wzgórzu i przy okazji można zobaczyć miasto z góry. Zdjęć niestety nie mamy, ponieważ dotarliśmy tam po zmroku i niekoniecznie było światło do fotografowania.
Kolejnym celem była wieża widokowa, którą widać z każdego punktu w mieście. Trochę się naszukałam wejścia i mimo że z zewnątrz wyglądała na zamkniętą, to po sezonie nadal była dostępna dla zwiedzających. Jak zawsze na takich wieżach nie czuję się w pełni komfortowo, ale warto było tam wjechać. Widoki na przemysłowe miasto i wodę były piękne i idealnie komponowały się ze słoneczną pogodą. Polecam również przespacerować się okolicznym parkiem 😉 Co prawda wiało jak na kieleckim dworcu, ale nie spotkałam żywej duszy.
Najwięcej atrakcji znajduje się wokoło Rynku Głównego. W jego okolicy możemy zwiedzić Stary Kościół, katedrę, ratusz, parki miejskie i liczne muzea. Niestety nie zdążyliśmy przed zamknięciem zajrzeć do Muzeum Szpiegostwa. Kilka kroków dalej mieści się hala targowa Tampereen Kauppahalli. Przyznaję, że trochę dziwnie się tam czułam. W niektórym miejscach miałam wrażenie, że przebywa szemrane towarzystwo. Większość produktów wyglądała na świeże, ale niekiedy czułam się trochę jak na jakimś obleśnym targu. Jeśli już jesteśmy przy jedzeniu to Tampere słynie z kiełbasy z…krwią, którą najczęściej podaje się z dżemem borówkowym. Nie miałam odwagi skosztowania tego przysmaku 😉
Jak wygląda roadtrip po Finlandii?
Obydwoje mieliśmy już okazję jeździć po Finlandii – latem podczas Złombola. Opisać to możemy krótko – za Helsinkami wjechaliśmy do lasu, wyjechaliśmy z niego dwa dni później. Pewne urozmaicenie stanowiły skałki i wzniesienia na północy, poza tym – las jezioro, las, las, jezioro i… las.
Mieliśmy nadzieję, że podróż zimą będzie ciekawsza i rzeczywiście była. Ale po kolei – w Finlandii, podobnie jak w Norwegii, autostrady znajdują się głównie w okolicach większych miast. Pomiędzy nimi (znów podobnie jak w Norwegii) są jednopasmowe drogi z ograniczeniem 80 km/h. Przy czym wszyscy kierowcy jadą te 80 km/h, nie mają z resztą innego wyboru, skoro wszędzie są fotoradary (lub ich atrapy).
Biorąc to pod uwagę – podróże są dzięki temu długie, ale bardzo relaksujące. Trochę mniej, kiedy jeździmy na śniegu – miejscowi jadą te 80 na godzinę niezależnie od tego, czy jadą po asfalcie po śniegu, czy lodzie. Dlatego przydają się tam zimowe opony z kolcami (z tego, co widzieliśmy – legalne w Estonii i wszystkich krajach europejskich znajdujących się na północ od niej), które na śniegu i lodzie przypominają zachowaniem zwykłe zimówki na szutrze.
W tym roku trafiliśmy na łagodną (jak na Finlandię) zimę i jedynie 1/3 z przejechanych 2300 km była biała. To nadal ponad 700 km po śniegu, dlatego zimą polecamy wynajem aut z oponami dobranymi do warunków. Jeżeli chodzi o noclegi i postoje, to przy drodze jest mnóstwo możliwości – co kilka kilometrów znajduje się jakiś parking (bez żadnej infrastruktury). Większość z nich to po prostu zatoczki, ale o przyjemne miejsce schowane między drzewami w ogóle nie jest trudno.
Spanie w samochodzie
Z tego, co zauważyliśmy, to z naszymi śpiworami, bez problemu możemy się wyspać w aucie przy temperaturze ok. 0 stopni lub lekko poniżej. Natomiast jak było -6 to musieliśmy się w nocy budzić i odpalić auto, żeby się rozgrzać. Niestety -6 w samochodzie to inne -6 niż w namiocie lub nawet hotelu zrobionym ze śniegu i lodu. Żadne zwykłe, niekempingowe auto nie jest zaprojektowane, żeby utrzymać temperaturę we wnętrzu bez włączonego silnika – za to chętnie zatrzymuje wilgoć, co sprawia, że odczuwalna temperatura jest bardzo niska.
Dlatego jadąc na północ zimą i chcąc spać w aucie trzeba je i siebie przygotować – dobre śpiwory, ogrzewanie postojowe, może futro z renifera jako kołdra. My mieliśmy tylko to pierwsze, ale na szczęście warunki były łagodne jak na miejsce i porę, w której byliśmy – minimalne średnie temperatury w Rovaniemi zimą to normalnie -16 czy nawet -18 stopni. Na następny wyjazd zdecydowanie musimy się lepiej przygotować pod kątem ubioru. Może w końcu uda się wypożyczyć samochód z ogrzewaniem postojowym?
W Finlandii żyje 5 mln ludzi na terenie trochę większym od Polski więc – często ma się wrażenie, że jedziemy przez zupełne pustkowie. Wrażenie potęguje wjazd na boczne drogi, w większości gruntowe. Jadąc przez lasy, między jeziorami sporadycznie widzimy jakieś domki, a ludzi w ogóle. Mamy wrażenie, że jedziemy na koniec świata i możemy poczuć się jak wielcy podróżnicy i rajdowcy jednocześnie. Wrócimy na pewno!