Arizonę chciałam zobaczyć głównie ze względu na spektakularną naturę. Tutaj możemy podziwiać pustynne wyżyny, kaniony, skały i te słynne kaktusy z westernów. Ognisty kolor ziemi i różnorodność to dwa punkty charakterystyczne w tym stanie. Arizona to także miejsce, gdzie żyją rdzenni mieszkańcy Ameryki, czyli plemię Nawajo, Hopi, Zuni i inni.
Wielki Kanion
Jest to największa, a na pewno najpopularniejsza atrakcja w Arizonie. Dla mnie Wielki Kanion zawsze był takim symbolem USA i po części oznaką spełnionego amerykańskiego marzenia. Z tego względu nie mogłam go pominąć podczas pierwszej wizyty w Ameryce. Naprawdę trudno jest objąć Wielki Kanion wzrokiem. Jest rozległy, kolorowy i aż strach spojrzeć w dół na samą rzekę Kolorado. Jedyne czego żałuję to tego, że nie mieliśmy czasu, aby zejść w dół kanionu (potrzeba na to 2 dni). Do nadrobienia 🙂 Zdecydowanie ta atrakcja zasługuje na osobny wpis na blogu, do którego Was odsyłam. Oczywiście będzie dużo zdjęć i trochę praktycznych wskazówek 😉
Pustynia Pstra
Nie lubię tego polskiego tłumaczenia. Zdecydowanie Painted Desert brzmi lepiej. Wiem, że moje zdjęcia mogą tego nie oddawać (robiłam je ponad 2 lata temu i potem się trochę douczyłam), ale to miejsce jest bardzo widowiskowe i zapiera dech w piersiach. Te kolory, wzniesienia i ogrom pustyni mnie powalił na kolana. Różne kolory są wynikiem obecności żelaza oraz działania powietrza podczas procesu utleniania.
Polecamy zajechać na Tawa Point, aby objąć wzorkiem wycinek pustyni i zobaczyć jej największe walory. Tutaj można fotografować do woli. W tym miejscu rozpoczynają się dwa szlaki piesze:
a) 1-kilometrowy szlak Tawa, który biegnie od Visitor Center,
b) 0,5-kilometrowy szlak z Painted Desert Rim Trail do Painted Desert Inn.
Spacer pomiędzy tymi wzgórzami był wisienką na torcie. Na tę okazję wybraliśmy fragment parku, który nazwa się The Tepees ze względu na swoje kształty i okrojoną paletę barw. Tutaj dominowały kolory błękitny, biały i rdzawy tudzież rudy. Podobnym szlakiem jest 3,5-kilometrowa pętla Blue Mesa. Tutaj dodatkowo możemy jeszcze zobaczyć odcienie fioletu i brązu.
Skamieniały Las
Zdecydowanie jest to jeden z najbardziej kameralnych parków. Powierzchnia Skamieniałego Lasu jest prawie dwa razy większa od Warszawy. Wyobrażacie sobie ogrom tego terenu?
Niektóre formacje skalne leżą tu sobie od 225 milionów lat, kiedy to obecne kontynenty nawet nie wydzieliły się z Pangei. W tamtym czasie Arizona była jednym wielkim lasem, przez którą płynęły rzeki. Z czasem nurt porywał drzewa, które wbijały się w dno i następnie zostały przykryte przez wioski. Przez ten czas wnikały w muł, a dodatkowo przykrył je popiół wulkaniczny, aż straciły dostęp do tlenu. Obecnie pnie wyglądają jak drewno, ale dopiero z bliska widać, że jest to skała składająca się z wielu warstw. Za sprawą krzemionki i minerałów kłody mają różne kolory. Żelazo nadaje kolor czerwony, a mangan fioletowy i czerwony.
Potem wyłoniły się dobrze nam już znane kontynenty, a procesy erozji i wiatry zaczęły odsłaniać kolejne warstwy. Natura doszła do momentu, że odsłoniły się nawet skamieniałe drzewa.
Na pewno o skamieniałościach można byłoby napisać osobny wpis albo nawet i książkę. Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, więc postanowiłam nakreślić jednie podstawy podstaw związane z powstaniem Skamieniałego Lasu.
***
W parku znajdują się takie szlaki jak: Crystal Forest (ten polecam najbardziej), Agate House, Giant Logs, czy Jasper Forest. Nie są one długie i przy każdej trasie możemy podziwiać skamieniałości. Polecam również Newspaper Rock, gdzie znajdują się skały z petroglifami, czyli „językiem” dawnych mieszkańców. Na kamieniach widać takie rysunki jak owce, jaszczurki, dziwne postaci i inne kształty geometryczne.
Jako że jestem kinestetykiem, lubię wszystko dotknąć. Macanie skał w Skamieniałym Lesie jest możliwe i w pełni legalne. Warto na tym zakończyć doświadczanie parku i nie zabierać skał na pamiątkę. Na mieście mówią, że kradzież tychże kamieni sprowadza na osobnika klątwę. Niektórzy nawet wracali do parku, aby odwrócić tego pecha, także wiecie…:)
Kanion Antylopy, Dolina Monumentów, Horseshoe Bend
Przygotowując się do pierwszego wyjazdu do USA, Kanion Antylopy był moim priorytetem. Chciałam na własne oczy zobaczyć ten kanion i słupy świetlne. Matka natura zrobiła dobrą robotę. Te kadry były warte każdego wydanego dolara. Z kolei przy Horseshoe Bend poczułam nutkę grozy, kiedy Michał się wychylał w przepaść, aby złapać dobry kadr. Podkowa w kolorze szafirowo-brązowym zrobiła na mnie wrażenie, ale spodziewałam się efektu wow. Na pewno zazdrościłam tym ludziom z dołu, którzy sobie żeglowali po rzece Kolorado. Po południu pojechaliśmy do Doliny Monumentów, czyli do Świętej Ziemi Nawajo. Ten akapit to tylko wstęp do tych trzech atrakcji, ponieważ poświęciłam im osobny wpis. Link poniżej.
Sunset Crater Volcano National Monument
Drugi wyjazd do USA obfitował w wysokie temperatury. Czasami w nocy temperatura wynosiła 32 stopnie C, a spaliśmy sobie w naszym samochodzie na rest area. Klimatyzacji nie było. Na długo zapamiętam te bezsenne i upalne noce. Z kolei krater Sunset zwiedzaliśmy między jedną ulewą a drugą. Była to miła odmiana, a przy okazji „dziura” wyglądała mroczniej. Ostatnia erupcja wulkanu miała miejsce ok. 1070 roku.
Wybraliśmy krótki szlak Lava Flow Trail. W sumie nie było zbytnio wyboru. Na sam szczyt nie można wejść. W 1973 roku zamknęli trasę, aby zapobiec nadmiernej erozji. Pozostał tylko 1-milowy szlak. Po drodze mijaliśmy jaskinię lodową, a przynajmniej coś, co się tak nazywa. Trochę powiało chłodem, a lodu było niewiele. Nie jest to jaskinia z lodu, którą można zobaczyć na Islandii. Kolejnym punktem jest wąwóz, który był naszym celem. Wracaliśmy na parking w otoczeniu „czarnej gleby” i skąpej roślinności. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię tereny wulkaniczne i przyglądać się karterom, mimo że niespecjalnie się różnią między sobą. Na sam koniec przyszedł czas na spotkanie z kolibrami 😉
Park Narodowy Saguaro
Na to miejsce czekałam cały wyjazd. Chciałam na własne oczy zobaczyć kaktusy rodem z amerykańskich westernów i przespacerować się między nimi. Zdecydowanie są one symbolem Arizony i Dzikiego Zachodu. Przygotujcie się na spory akapit o kaktusach 🙂
Nazwa parku wzięła się od gigantycznego kaktusa Saguaro. Największe okazy mierzą sobie 20 metrów, mają ponad 200 lat, a ważą nawet 8 ton. W ciągu tygodnia rośliny mogą zgromadzić nawet 800 litrów wody, dzięki czemu mogą przetrwać nawet rok.
Saguaro przez pierwsze lata rosną około 2,5 cm rocznie. Zanim pojawią się charakterystyczne ramiona może minąć nawet 70 lat. Dopiero w 150 roku życia kaktus może osiągnąć swoją pełną wysokość. Dorosły sukulent wygląda jak w pełni rozwinięte drzewo i może egzystować nawet przez 250 lat.
Kaktusowe lasy
Na swojej drodze widzieliśmy tylko takie 4-metrowe kaktusy, ale i tak robiły wrażenie. W Saguaro znajduje się wiele gatunków roślin, które przystosowały się do życia w trudnych warunkach. Rocznie spada tutaj tylko kilka cm deszczu. Niekiedy przez dwa lata to miejsce nie może doczekać się przynajmniej kropli wody. W Saguaro występuje kilkanaście gatunków grzechotników, w tym odmiana diamentowa, która uchodzi za wyjątkowo niebezpieczną. Mieliśmy szczęście i nie spotkaliśmy nawet zwykłego węża. Nie jestem fanką tych pełzających stworzeń, więc miałam oczy z tyłu głowy.
Par narodowy Saguaro położony jest w na fragmencie pustyni Sonora, czyli na jednej z czterech pustyń na terenie Ameryki Północnej. Wiecie, że Sonora swoimi rozmiarami dorównuje powierzchni Polski?
Kaktusowi kłusownicy
Niestety w parku dochodzi do licznych kradzieży kaktusów. Zarobki są atrakcyjne, ponieważ za 30 cm kaktusa można zarobić nawet 100 dolców. Straty szacuje się na tysiące dolarów. Rząd wydał ponad 3 tysiące dolarów, aby oczipować 1000 roślin. Nie ma możliwości, aby śledzić lokalizację kaktusa, ale po zeskanowaniu można udowodnić, że roślina pochodzi z Parku Saguaro. Władze parku mają nadzieję, że w ten sposób zniechęcą złodziejów do kradzieży sukulentów.
Sedona
Miasto Sedona otoczona jest wysokimi formacjami skalnymi o nazwie Navajo Red Rocks. Sedona przez gazetę „USA Today” została nazwana najpiękniejszym miejscem w Ameryce. Odpuściliśmy sobie spacer po mieście i od razu poszliśmy w góry. Mieliśmy do zagospodarowania jeszcze jeden dzień i padło na pomarańczowo-czerwone skały w Sedonie. Kilkanaście godzin w tym miejscu to zdecydowanie za mało. Przejście jednego szlaku oznacza tylko, że liznęliśmy nieco fragment tego parku. Mimo wszystko chciałam o nim wspomnieć i podzielić się zdjęciami 😉 Nie chcę za bardzo się rozpisywać, bo nie widzieliśmy wiele.
Droga 66
Przez Arizonę przechodzi kultowa Droga 66. Przejechaliśmy tylko połowę trasy, zatrzymując się w ciekawszych miejscach. Na pewno warto zobaczyć kultowy Wigwam Motel w Holbrook, krater meteorytu w Winslow, dwie strzały wbite w ziemię w Flagstaff, czy słynne miasteczko Seligman. Te miejsca i nie tylko opisałam w osobnym artykule, który jest w pełni poświęcony historycznej Drodze 66. Zapraszam!
Chętnie poczytam i dowiem się o innych miejscach w Arizonie. Moja mapka z atrakcjami w USA cały czas się rozrasta 🙂