Menu
Refleksje

Blaski i cienie pracy freelancera

Praca jako freelancer wiąże się z wieloma zaletami i wadami (wiadomo), ale nadal tych pozytywnych stron widzę więcej. Od ponad 1,5 roku pracuję jako freelancer-copywriter. Za kilka miesięcy dorzucę jeszcze jedną działalność do tego zestawu, ale z całkowicie innej branży. O tym niedługo 😉 Mam jednego, stałego „dużego” klienta i kilku mniejszych. Do tego realizuję jednorazowe zlecenia, które nie zawsze przekuwają się w regularną współpracę. Raz na jakiś nawet i blog przynosi dochody. Po takim czasie już wiem, co mi się podoba w takiej formie pracy, a co doprowadza do szewskiej pasji.

Zachęcam do zapoznania się z moim doświadczeniem, jeśli planujecie taką formę pracy. Chętnie też poznam Wasze opinie na temat własnej działalności, plusów, minusów i wszystkich aspektów związanych z byciem freelancerem.

Zalety bycia freelancerem

Największą zaletą jest to, że mogę pracować w domu i to według własnego harmonogramu. Zdecydowanie ta wolność wyboru jest dla mnie najważniejsza. Jak chcę, to pracuję od rana, a ja nie to od 10:00. Kiedy gdzieś wyjeżdżam, mogę zrobić sobie dzień wolnego bez pytania nikogo o zgodę. Tak samo, mogę jednego dnia pracować 3 h, a kolejnego 12 h, jeśli mam ochotę. Jeśli czacha mi dymi to robię sobie przerwę, wskakuję na rower i wracam, kiedy ochłonę. Chcę zarobić więcej, to pracuję więcej. Mam ochotę siedzieć nad zleceniami w weekendy, aby potem mieć więcej wolnego, również jest to możliwe. Wiele zależy ode mnie. Oczywiście nie zawsze tak jest, ponieważ freelancer też ma swoje terminy. Do tego z klientami czasami trzeba coś ustalić i dogadać, a zazwyczaj to jest w standardowych godzinach pracy.

Jako freelancer pracuję bez presji ze strony szefów i współpracowników, sama wybieram swoje tempo. Pozwala mi to łatwiej łączyć pracę z innymi aspektami, takimi jak studia podyplomowe, blog, czy życie towarzyskie. Jestem o wiele bardziej produktywna niż na etacie. Średnio pracuję 6,5 h godzin dziennie, ale na pełnych obrotach. Co najważniejsze – nie marnuję czasu na dojazdy i bardzo odczuwam dodatkowe 3 godziny dziennie. Tak, 3 h. Ponad 2 na dojazdy i niecała jedna na wyszykowanie się.

Oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo. Czasami klient oczekuje poprawek „na wczoraj”, a terminy się na siebie nakładają. Przed 3-miesięcznym wyjazdem pół dnia odpisywałam na e-maile, a pół dnia dopracowywałam teksty podwykonawców. Sama nie napisałam nic, więc de facto tego dnia praktycznie nie zarabiałam. Mimo wszystko nikt mnie nie pilnuje, nie pogania i mogę się w 100% skupić na pracy.

Brak szefa lub zespołu przełożonych, który narzucałby projekty lub zadania do wykonania to kolejna z zalet, ponieważ będąc niezależną mogę wybrać, z kim chcę pracować, a z kim nie. A jeśli zrobię to dobrze, mogę zdobyć wielu klientów, którzy będą generować fajny i stabilny dochód. Nawet jeżeli wezmę zlecenie, które niespecjalnie mi się podoba, a przyniesie mi niezłą wypłatę, to je biorę i realizuję bez żadnych frustracji. Mam świadomość, że to był mój wybór, a żaden szef mnie nie zmusił do pisania o kojcach porodowych dla świń czy leczeniu wampiryzmu.

Kolejnym plusem jest to, że codziennie mogę sobie serwować świeże i zdrowe posiłki w domu. Dla mnie jest to bardzo ważny aspekt. Z przyjemnością pożegnałam korporacyjną mikrofalę i odgrzewane jedzenie. Już nie wspomnę o drogich i niekoniecznie wysokiej jakości produktach od „Pana Kanapki”. Od tego czasu moje zdrowe odżywianie weszło na wyższy poziom. Poza tym mam wreszcie czas i przede wszystkim siłę, aby ćwiczyć w domu. Najczęściej około 3 razy w tygodniu ćwiczę i jest to dla mnie czysta przyjemność. Obecnie, w czasie kwarantanny praktycznie codziennie pedałuję na rowerku stacjonarnym. Nie ma nic lepszego niż wysiłek fizyczny po siedzeniu pół dnia przy kompie.

Praca z domu wiąże się to też z mniejszymi wydatkami na jedzenie i przy okazji na komunikację miejską. O czasie i komforcie już nie wspomnę 😉

Pierwsze razy w 2018 roku - podsumowanie

Kolejną zaletą jest to, że mogę spakować swoje „biuro” do torby i przez kilka dni pracować z zupełnie innego zakątka świata. Mogę nawet odwiedzić rodzinę w środku tygodnia i siedzieć tam, ile chcę, a nie koniec weekendu=powrót do Warszawy. W dzisiejszych czasach dzięki wykorzystaniu sieci VPN jest to zarówno bezpieczne, jak i wygodne. Z jedną firmą współpracuję z dostępem do VPN, z inną mam dostęp do pulpitu zdalnego i nawet z USA mogę się podłączyć i mieć wgląd do wszystkich dokumentów. Głównie to możliwość podróżowania, kiedy chcę i na jak długo chcę spowodowała, że zaczęłam dążyć do tego, aby pracować zdalnie. Według strony poświęconej testom prędkości www.speedcheck.org, VPN może również pomóc poprawić prędkość Internetu.

Na pewno dużą zaletą zostania niezależnym pracownikiem jest to, że mogę poświęcić się czemuś, co naprawdę lubię, może to być nawet hobby. Na pewno świadomość tego, że robię to na własny rachunek i mam swoją upragnioną wolność sprawia, że mam dodatkową motywację do codziennej pracy i osiągania celów. O tej wolności mogłabym mówić i mówić.

Wady bycia freelancerem

Freelancerzy nie mają gwarancji miesięcznego wynagrodzenia. W niektórych miesiącach jest to naprawdę wysoki dochód, a w innych może być niewielki. Kiedy byłam w podróży 3-miesięcznej i na pracę poświęcałam bardzo niewiele czasu, zarobki spadły. Nie jest to dla mnie niespodzianka. Wszystko było zaplanowane kilka miesięcy wcześniej, więc w tym przypadku zaczęłam odkładać pieniądze nie tylko na tą podróż, ale i na też wydatki po. Mimo wszystko, przy dobrej organizacji pracy, postawie proaktywnej i szlifowaniu swoich umiejętności jestem w stanie więcej zarobić niż w „typowej” pracy. I to dużo więcej. Już nawet ten brak stabilności przestał mnie przerażać.

Minusem na pewno jest to, że samodzielnie muszę opłacać wszystkie składki. Co miesiąc z mojego konta wypływa ponad tysiąc złotych niezależnie od tego, ile zarobię. Banał, ale chciałam o tym wspomnieć.

W przypadku pracy z domu o wiele łatwiej się zdekoncentrować. Na każdym kroku kuszą media społecznościowe, zrobienie prania, zakupów, czy nawet spacer. Na szczęście nigdy nie usłyszałam, że skoro pracuję na miejscu, to przecież mogę się zająć obowiązkami domowymi. Teraz na pewno chcę wprowadzić większą systematyczność, wstawać wcześniej i bardziej oddzielić życie prywatne od zawodowego. Pierwsze sukcesy już widać na horyzoncie.

Bycie freelancerem może powodować poczucie izolacji w pracy. Od wielu wolnych strzelców słyszałam o tym problemie. Na szczęście, na razie mnie to omija. O wiele lepiej mi się pracuje samotnie, w ciszy i spokoju. Nie brakuje mi ludzi w pracy, co nie zmienia faktu, że po pracy i w weekendy chętnie się spotykam z innymi. Dzięki temu, że pracuję sama, mam energię na towarzystwo po zawodowych obowiązkach. Poza tym już nie mam wątpliwości, że praca w grupie niespecjalnie jest dla mnie. Kiedy nawet na studiach robimy coś w podgrupach automatycznie spada moja motywacja i chęć do pracy, a odpala się niechęć do kompromisów.

Wielki Kanion i kraina skalnych łuków

Dużym minusem „pracy na swoim” jest to, że trudno mi przestać myśleć o swojej działalności. Nawet wieczorami myślę co już zrobiłam, a czego nie, ile wypadałoby jeszcze zarobić w tym miesiącu, a co będzie, kiedy klient zrezygnuje. Zdecydowanie jest to największe wyzwanie w życiu freelancera, aby się odciąć od pracy i sobie odpuścić. Mimo wszystko i w tym aspekcie widzę poprawę, ale to pewnie jest już kwestia doświadczenia. Można też na to spojrzeć z drugiej strony. Dzięki temu nigdy nie stoję w miejscu, cały czas myślę o przyszłości i działam. Trudno mi usiedzieć w miejscu, a prowadzenie własnej działalności sprzyja kreatywności.

Jak poznać swoje potrzeby?

Pracując „na własny rachunek” doskonale poznałam siebie. Już wiem, że tylko własna działalność może dać mi satysfakcję. Praca kiedy chce, jak chce i ile chce to dla mnie wolność i poczucie, że to to ja panuję nad swoim życiem. Lubię mieć kontrolę i robić wszystko po swojemu. Czy to są objawy bycia millenialsem?

Jak już wspomniałam praca w grupie niespecjalnie jest dla mnie, kompromisy i podporządkowanie się również. Mam obsesję na punkcie marnowania czasu i pracując na etacie czułam, że marnuję go za dużo. Wszelkie „small talk”, przebywanie z ludźmi, którzy mnie nudzą i nie interesują bardzo mnie męczy. Szczytem było wyznaczanie, kiedy jest przerwa, a kiedy czas na pracę. To nie dla mnie. Zostałam wychowana w duchu prowadzenia własnej firmy i cieszę się, że miałam taką możliwość. Wiecie czego najbardziej się boję zaraz po śmierci? Pracy na etacie, która jest dla mnie więzieniem. Być może kiedyś to odszczekam, ale na razie się na to nie zapowiada.

Zdaję sobie sprawę, że różnie można odebrać wydźwięk tego wpisu, ale jestem ciekawa Waszego punktu widzenia. Dajcie znać 🙂