Menu
Zanzibar

Czy ludzie na Zanzibarze żyją w raju? Jak wspierać miejscowych w Afryce?

Afryka nigdy specjalnie mnie nie interesowała. Wydawała mi się niebezpieczna i w pewnym sensie nieosiągalna. Zawsze ten kontynent zostawiałam sobie na koniec. Obecnie możliwości podróżowania są ograniczone, więc pierwszy wyjazd w nowym roku miał miejsce na Zanzibar. Nie wiem, jak mogłam tak omijać ten kontynent. Nigdzie nie spotkałam bardziej przyjaznych ludzi i nigdy żadna kultura mnie tak nie interesowała, jak ta. Zapraszam Was na wpis o tym jak się żyje na Zanzibarze i czy to faktycznie jest raj na ziemi.

Hakuna matata, czyli nie ma problemu

Na początku wyjazdu musieliśmy przyswoić dwa zwroty:
Hakuna matata (nie ma problemu) – odzwierciedla podejście do życia mieszkańców Zanzibaru. Jedna dziewczyna powiedziała mi, że cieszy się, że rodzina jest zdrowa, mają co jeść i gdzie spać. Mimo że zarobki są niskie, a w lepiance z gliny mieszka czasami cała rodzina. Zanzibarczycy mają inną mentalność niż Europejczycy – nie spieszą się, nie denerwują się.

Ewa w swoim przewodniku napisała, że zwrot „hakuna matata” został rozpowszechniony przez film „Król lew” i jest powtarzany na potrzeby turystów. Mieszkańcy między sobą mówią „hamna shida”, co znaczy dokładnie to samo co „hakuna matata”.

Pole Pole, czyli powoli powoli

PolePole (powoli, powoli) – tutaj nikt się nie spieszy. Ponoć my mamy zegarki, a Zanzibarczycy mają czas. Autobus nie zawsze będzie na czas, kelner w knajpie nie będzie biegł, aby nas obsłużyć od razu, a na zamówione jedzenie czasami trzeba czekać nawet godzinę. Taki styl życia sprawił, że na chwilę przestałam mieć oczekiwania. Ostatniego dnia, nawet nie byłam pewna czy nasz kierowca przyjedzie. Na dłuższą metę moja dyscyplina i pracowitość nie pasowałaby to tego stylu życia, ale na chwilę można było spróbować innego podejścia 😊

Patriarchalna kultura na Zanzibarze

Na Zanzibarze kultura jest patriarchalna. Żona prowadzi swoje życie, a mąż swoje. Kobiety zajmują się wychowywaniem dzieci, gotowaniem, przynoszeniem wody, praniem. Niekiedy robią własną biżuterię, oferują masaże, zbierają algi. No i budują domy. Facet trzyma pieniądze, decyduje o wydatkach i sam wybiera sobie żonę. Kobieta niespecjalnie ma dużo do powiedzenia. Mężczyźni najczęściej zajmują się łowieniem ryb, prowadzą sklepy, a niektórzy pracują jako przewodnicy. Jeśli znają języki obce, mogą zatrudnić się w hotelu.

Jedno popołudnie spędziliśmy w wiosce, w której mogliśmy zobaczyć, jak kobiety gotują na Zanzibarze. Wcześniej trzeba przynieść wodę, co należy do ich obowiązków. Na głowie noszą nawet kilkunastolitrowe wiaderka z wodą. Balastu nie kładzie się bezpośrednio na głowę. Zwykle najpierw na głowę kładą zwinięte w gniazdo chustki, których zadaniem jest utrzymanie produktów oraz ochrona głowy.

Nie jestem pewna czy tak jest na 100%, ale nasz przewodnik powiedział, że każda wioska ma własną studnię z wodą.
W wiosce widzieliśmy, jak kobiety robią mleko kokosowe – ścierają kokosa, zalewają wodą i gotowe 🙂 Później kosztowaliśmy ryb, frytek z owoców chlebowca, deseru z bananów i placków, ale nie wiem, jak się nazywały. Kobiety często wspólnie przygotowują posiłki. Najczęściej nie jada się na stole, tylko na podłodze. Zamiast sztućców używa się rąk.

Jak wygląda praca na Zanzibarze?

W hotelu kelnerki ciężko pracują, aby zarobić czasami mniej niż 100 dolarów miesięcznie. Cały czas muszą być w ruchu. Nie mają za bardzo czasu, aby odpocząć albo coś zjeść. Tak przynajmniej powiedziała mi kelnerka, którą poznaliśmy na plaży. Na początku nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam podaną kwotę, ale niestety zarobki są tu kosmicznie niskie. Kelnerki i tak dobrze zarabiają. W innych branżach średnia zarobków wynosi 40 dolarów miesięcznie. Ogrodnik i sprzątaczki zarabiają jeszcze mniej. Z innego źródła dowiedziałam się, minimalne wynagrodzenie wynosi ok. 145 dolarów + napiwki. To nadal niewiele. Według prawa białemu człowiekowi nie wolno zatrudnić miejscowego za mniej niż 130 dolarów + świadczenia i posiłki.

Nic dziwnego, że wiele kobiet oferuje masaże za 10 dolarów/godzina. Dla nich to musi być worek pieniędzy. Wraz z Tutimamą przyznałyśmy, że nigdy nie byłyśmy na tak dobrym masażu. Nawet uszy nam wymasowały 🙂 Inne kobiety sprzedają wyroby z alg, biżuterię, owoce.

Przewodnicy ponoć zarabiają bardzo dobrze, ale niestety konkretnie nie wiem, jakie to są kwoty. Jeden z naszych przewodników nauczył się jęz. polskiego w dwa miesiące – przez pierwszy miesiąc miał lekcje z nauczycielem, a przez kolejny uczył się sam,  korzystając z Youtube. Na co dzień uczy się od turystów Śmiałam się, że mi dłużej zeszło z nauką polskiego niż jemu 🙂

„Daj mi jednego dolara”

Z jednej strony na Zanzibarze są ludzie, którzy ciężko pracują i się starają, aby zapewnić byt sobie i swojej rodzinie. Wiem, że są też osoby, które wolą otrzymywać pieniądze za darmo. Pewnie wychowanie odegrało tu kluczową rolę. Jeśli od dziecka żebrali na ulicach, to teraz trudno jest przestawić się i uczciwe pracować. Tym bardziej że małemu dziecku chętniej da się pieniądze, a dorosłemu już niekoniecznie.

Przyznaję, że mnie złościły dzieci, które podchodziły do nas i krzyczały „give me 1 dolar”. Całkiem inne podejście miałam do ludzi, którzy oferowali na plaży masaże, wycieczki, pamiątki. Niby cały czas nas namawiali, nie odstępowali na krok, ale chcieli wykonać jakąś pracę, a nie dostać pieniądze za sam fakt istnienia. Nam może być trudno zrozumieć ich mentalność. Jeden z mieszkańców powiedział nam, że 50% społeczeństwa pracuje, a połowa niekoniecznie chce dać coś od siebie.

Dzieci na Zanzibarze

Dzieci na Zanzibarze jest dużo i raczej spędzają czas razem. Niektóre z nich są zaniedbane, a inne mniej. Cały czas poszukuję rzetelnych informacji o tym, jak dobrze pomagać, a nie szkodzić dzieciom. Na pewno wiem, że aby realnie wspierać, trzeba poznać kulturę i mentalność mieszkańców Afryki. Pewnie dobrze by było współpracować ze sprawdzoną organizacją.

Wiem, że są organizacje, które zbierają ubrania, a potem wysyłają je do Afryki. Niestety część odzieży ląduje na targu, a niekoniecznie jest dostarczana do najbardziej potrzebujących.

Z jednej strony obserwowaliśmy, jak dzieci cieszą się z zabawek, ubrań, zeszytów, które dostały, ale z drugiej być może uczą się, że biały przyjedzie i da coś za darmo. Spacerując po wiosce, wiele dzieci chodziło za nami i krzyczało, żeby dać im cukierki, ponieważ turyści ich do tego przyzwyczaili. Z tym też nie można przesadzać, ponieważ usługi stomatologiczne nie są łatwo dostępne. Słyszałam też, że niektóre dzieci sprzedają „dary losu”, które dostały od białych turystów. Nam się może wydawać, że to tylko jeden cukierek. W konsekwencji dzieci zaczynają żebrać i udawać, aby tylko coś dostać. Może się tak zdarzyć, że rodzice i/lub nauczyciele będą wykorzystywać maluchy do żebrania na ulicy.

Dzieci są bardzo przyjazne, zazwyczaj lubią pozować do zdjęć i chcą, aby potem w aparacie pokazać im fotografie. Widać, że niczego się nie boją i są śmiałe. Zdecydowanie w Afryce łatwo jest nawiązać kontakt z mieszkańcami.

Masajowie na Zanzibarze

Masaja poznacie po kolorowym stroju oraz dużej ilości ozdób. Odziani są masajskim kocem zwanym shuka. Jako że jest to plemię wojownicze, Masajowie noszą przy sobie nóż w pokrowcu przyczepionym do pasa biodrowego. Nie może zabraknąć także kija, służącego do walki lub zaganiania bydła. Aby Masaj stał się wojownikiem, musi przejść przez rytuał obrzezania. Najcenniejsze dla Masajów są krowy. To właśnie one są wyznacznikiem masajskiej zamożności. Tak samo, jak ilość dzieci.

Masajowie ozdabiają uszy – poprzez nacięcie rozciągają je. W tym celu używa się kolców, prętów, kamieni. Coraz mniej chłopców podąża za tym zwyczajem. Kolejną tradycją jest usuwanie dolnych kłów zębów mlecznych. Uważa się je za robaczywe. Masajowie żyją z uprawy ziemi oraz hodowli bydła. Mężczyźni pracują na roli, a kobiety dbają o dom, wychowują dzieci i czasami wytwarzają biżuterię. Poza tym panie zajmują się budową domów 🙂

Konstrukcje nie są jakieś skomplikowane, ponieważ Masajowie prowadzą półkoczowniczy tryb życia i trzeba szybko postawić nowy dom w razie zmiany lokalizacji. Nowe lokum powstaje z tego, co jest dostępne – gałęzi, piasku i krowich odchodów.

Masajowie są poligamistami. Mogą mieć tyle żon na ile ich stać. Każda żona mieszka z dziećmi w osobnym domu. Gdzie mieszka mężczyzna? Zakładam, że w każdym lokum po trochu. Masaj sam sobie wybiera żonę na specjalnej ceremonii. Za wybrankę musi zapłacić rodzicom posag w postaci krów.

Obecnie coraz więcej Masajów porzuca tradycyjny styl życia i przenosi się do miast. Zajmują się prowadzeniem restauracji, sklepów, sprzedażą minerałów, a niektórzy pracują jako kelnerzy czy przewodnicy. Rytuał obrzezania kobiet został zakazany, a dzieci Masajów mają łatwiejszy dostęp do edukacji.

Na plażach na Zanzibarze często możemy spotkać Masajów ubranych w tradycyjne stroje. Nie pochodzę oni stąd, tylko przyjechali tutaj z Tanzanii. Zdarza się też tak, że wielu z nich nie jest Masajami, ale noszą charakterystyczne czerwone stroje, aby przyciągnąć uwagę turystów.

Masajowie na Zanzibarze najczęściej zajmują się ochroną mniejszych hoteli, sprzedają pamiątki lub spacerują po plaży, licząc na kontakt z turystami. Do tego jeżdżą na rowerze, noszą okulary przeciwsłoneczne i grają w piłkę nożną – tradycja jest coraz mniej obecna w ich życiu 🙂

Jak wspierać miejscowych w Afryce?

Jakoś tak się utarło, że jadąc do Afryki, trzeba coś przywieźć, aby pomóc. Po części chcemy pomóc, a może też uspokoić swoje sumienie? Temat pomagania biedniejszym krajom bardzo mnie interesuje i cały czas nie poznałam właściwej odpowiedzi, jak wspierać miejscowych w Afryce. Pewnie nie ma uniwersalnego sposobu na to, aby pomóc, a nie szkodzić.

Warto kupować w mniejszych sklepach, a nie tylko w większych marketach. Zazwyczaj najbardziej oblegane są sklepy przy głównych ulicach i popularnych atrakcjach. Dobrze jest przejść 2-3 ulice dalej, aby zobaczyć, że inne miejsca świecą pustką. Może warto zrobić zakupy w sklepach, które mają mniej atrakcyjne wystawy? Albo wybrać mniejszy stragan?

Aby wspomóc lokalną społeczność, można skorzystać z usług przewodników, taksówkarzy, pójść na masaż czy kupić wyroby. Wydaje mi się, że to najlepszy sposób na pomoc, ponieważ nikt nie dostaje nic za darmo.

Zamiast kupować plastikowe pamiątki wyprodukowane z Chin, może warto odwiedzić lokalne sklepy z rękodziełem?

Ostatnio u Kai przeczytałam bardzo cenną wskazówkę. Mianowicie chodzi o to, aby kupować na miejscu rzeczy, które chcemy podarować miejscowym. W większości miejsc niezbędne rzeczy są dostępne, tylko nie każdego stać na ich zakup. Zanim zrobimy zakupy, najlepiej jest zapytać, czego potrzebują, a nie kupować w ciemno.

To samo dotyczy szkoły. Na pewno zakupione przedmioty dobrze jest zanieść do dyrektorki, która je rozdzieli wedle potrzeb dzieci. Niestety, kiedy tylko dzieci widzą, że biały turysta coś rozdaje, to pojawia się ich coraz więcej. Dzieci walczą między sobą, kłócą się, a inne płaczą, że nic nie dostały, ponieważ ktoś starszy, silniejszy im zabrał. W ten sposób, zamiast pomóc siejemy jeszcze większy zamęt.

Projekt podpaskowy Stephanie

Bardzo podoba mi się projekt Stephanie, która uczy Masajki wytwarzać podpaski wielokrotnego użytku. Kobiety nie tylko zyskują możliwość zarobku, ale i uczą się jak radzić sobie z miesiączką. Niestety dziewczynki opuszczają szkołę w trakcie menstruacji ze względu na kulturę i brak dostępności środków higienicznych. Cały projekt ma na celu zachęcania kobiet do zdobycia wykształcenia, aby w przyszłości mogły w większym stopniu decydować o sobie.

Jak wygląda szkoła na Zanzibarze?

Szkoły są prywatne i państwowe. Cena za miesiąc nauki w najmłodszych klasach wynosi około 5 dolarów. Za studia płaci się około 50-60 dolarów. Od niedawna szkoła podstawowa jest obowiązkowa.

Mimo że w państwowych szkołach nauka jest darmowa, to rodzice muszą zakupić mundurek i przybory szkolne. Wiele osób przywozi zeszyty szkolne dla dzieci, ale warto wiedzieć, że oni mają inną liniaturę w zeszytach. Mówi się, że najlepszą formą pomocy jest zostawienie datku w szkole. Nauczyciele, dyrektorzy najlepiej będą wiedzieli co z nim zrobić, co kupić i ewentualnie kogo wspomóc.

Młodsze dzieci uczą się od rana do południa, a po obiedzie do szkoły chodzą starszaki. Uczęszczanie do szkoły to przywilej. Duża część dzieci nie chodzi nawet do szkoły podstawowej, ponieważ są potrzebne w domu. Pomagają utrzymać rodzinę, zajmują się młodszym rodzeństwem. W oczach rodziców nauka bywa startą czasu. Niekiedy uważają, że skoro oni nie mają wykształcenia, to i dzieciom nie jest ono potrzebne.

Czy ludzie na Zanzibarze żyją w raju?

Przywykliśmy do tego, aby współczuć mieszkańcom Afryki. Czujemy się w obowiązku, aby im pomagać, pokazywać jak wychowywać dzieci, sprzątać. Widząc ich domy, niekiedy możemy pomyśleć, że to slumsy. Każda osoba, którą spotkaliśmy, była szczęśliwa na swój sposób. Cieszyła się, że rodzina jest zdrowa, mają co jeść i gdzie spać. To jest ich wizja spełnienia. Oni nie potrzebują kariery, ciągłego kupowania nowych rzeczy, uganiania się za nie wiadomo czym. Nie twierdzę, że wszyscy. Znają inne życie, które mimo kontaktu z naturą, spokoju pełne jest chorób i braku edukacji seksualnej. Mimo wszystko nie jestem za romantyzowaniem biedy. Zakładam, że nie każdy powie, że jest nieszczęśliwy.

Wszyscy żyją zgodnie z naturą, są wdzięczni za to, co mają, mimo że bogactwa tam nie ma. Jedzą, to co spadnie z drzewa, co urośnie w ogródku, albo co złowią. Rośliny wykorzystują do leczenia, ponieważ u lekarza można uświadczyć jedynie paracetamol. To my tam wjeżdżamy z naszymi zachodnimi wizjami, przekonaniami i na siłę chcemy zmieniać ich styl życia. Może być trudno nam przyjąć, że oni po prostu żyją inaczej – ani lepiej, ani gorzej.

Większość Zanzibarczyków je raz dziennie i potrafi utrzymać się za jednego dolara dziennie. Problem ze śmieciami jest coraz poważniejszy. Z wodą też różnie bywa, a o opiece medycznej szkoda mówić. Na pewno część osób chciałaby uciec od biedy. Mimo to warto spróbować zrozumieć, że można żyć inaczej.

Jak wyglądają domy na Zanzibarze?

Poznaliśmy kelnerkę, pracującą w „naszym” hotelu, która oprowadziła nas po wiosce i zaprosiła do swojego domu.
Zanzibarczycy żyją bardzo skromnie. Domy zbudowane są z blachy, drewna lub innych materiałów, które akurat są dostępne. Posiadanie murowanego domu należy do rzadkości. Mogliśmy zobaczyć jak wygląda zanzibarska kuchnia. Jest to palenisko z kamieni i kilka garnków, a to wszystko znajduje się na zewnątrz lokum. Salon raczej nie przypomina salonu, jaki sobie wyobrażamy. Podłogi praktycznie nie ma. Na ziemi stoi stara kanapa i jeszcze starsza szafa. W pokojach są tylko łóżka. Praktycznie żaden z domów nie ma elewacji. Jest ona bardzo droga, a niekoniecznie potrzebna.

Shemsa mieszka w domu z synem, rodzicami, bratem, siostrą i ciocią. U nich to jest normalne i nie wyobrażają sobie, że każdy egzystuje sam. Po pracy wszyscy spędzają czas razem, a komuna ma się bardzo dobrze. Nikt nie zamyka się w domu tak jak u nas, a prywatność tam prawie nie istnieje. Trzeba się przyzwyczaić, że co chwilę ktoś zagląda do domu, bo chce się przywitać czy poprosić o pomoc. Na ulicy wszyscy rozmawiają, grają w piłkę, wspólnie oglądają mecz. Trudno o prywatność.

Zanzibar a koronawirus

To jest dość trudny temat. Lokalni ludzie wypierają istnienie COVID-19. Z pełnym przekonaniem mówili nam, że u nich już nie ma pandemii. Rząd Tanzanii nie wierzy w zagrożenie związane z koronawirusem. Do tego prezydent uznał, że nie pozwoli eksperymentować na swoich obywatelach, więc szczepień nie będzie. Nie wykonują testów, więc nie mają zakażeń. Ludzie tutaj tak samo, jak w innych krajach umierają na koronawirusa, ale oficjalną przyczyną zgonu jest np. zapalenie płuc. Jeszcze do niedawna lokalni powtarzali turystom „hakuna korona”, czyli „nie ma korony”.

Powoli zaczyna upadać mit Zanzibaru jako miejsca „wolnego od pandemii koronawirusa”. Powodem jest śmierć prezydenta Tanzanii, który oficjalnie zmarł na serce, ale media przekonują, że zgon nastąpił z powodu COVID-19. W Tanzanii ani razu nie wprowadzono lockdownu, tylko zalecali modlitwę i leczenie się naturalnymi metodami. Mieszkańcy nie chcieli ograniczyć ruchu turystycznego, ponieważ mają zbyt wiele do stracenia. Oni tak jak my nie mają za bardzo możliwości pracy zdalnej, nie pograją sobie w kasynach online ani nie będą zarabiać jako np. copywriterzy. Być może dlatego trudniej nam ich zrozumieć, ponieważ mamy więcej możliwości przeniesienia życia i pracy do wirtualnego świata.

Na Zanzibarze restauracje, bary, hotele funkcjonują normalnie. W niektórych miejscach dostępne są środki do dezynfekcji. Nikt nie nosi maseczek. Można powiedzieć, że życie wygląda tam tak jak nasze przed pandemią. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Z drugiej strony dochodzą do nas informacje, że szpitale są przepełnione.