Menu
Zanzibar

Przewodnik po Zanzibarze – tygodniowy plan zwiedzania

Jeśli wydaje Wam się, że Zanzibar to długie plaże z turkusową wodą i bielutkim piaskiem, to macie rację. Ale to tylko wycinek Zanzibaru. Wyspa może nie jest bardzo różnorodna, ale wystarczająco bogata w atrakcje, aby przez 7 dni aktywnie spędzić czas. Jeśli nie możecie zbyt długo wysiedzieć na leżaku w pełnym słońcu, to zapraszam do zapoznania się z moim przewodnikiem po Zanzibarze.

Akwarium Nungwi

No to po kolei 😉
Liczba żółwi wodnych w okolicach Nungwi zaczęła się znacznie zmniejszać, ponieważ ludzie polowali na nie dla mięsa i skorupy 🙁 Z tego względu powołano fundację, która założyła farmę żółwi. W pół-naturalnych warunkach pracownicy próbują przywrócić dawną liczebność populacji żółwi. Ponato pomagają chorym i zranionym osobnikom. Czy oby tak jest na pewno?

Żółwie raz w roku zostają wypuszczane do oceanu. Cały czas mnie zastanawia, dlaczego nie częściej. Z powodu turystów? Koralowa laguna połączona jest z oceanem, ale z tego, co się dowiedziałam, żółwie same nie wypłyną „na wolność”. Z drugiej strony farma jest atrakcją dla turystów. Istnieje możliwość pływania z żółwiami i karmienia ich glonami. Obcowanie ze zwierzętami jest świetnym uczuciem i po części można poczuć się jednym z nich. Żółwie nie obawiają się ludzi, podpływają blisko, czasami nawet popychają kogoś łapą i są mega przyjemne w obyciu.

Trzeba uważać, żeby nie nadepnąć na żadnego osobnika. Nie można ich ani podnosić, ani wyciągać z wody. W Internetach niestety widziałam zdjęcie, pokazujące, że niektórzy łamią te zasady. Nadal to my jesteśmy gośćmi, którzy im pakują się do akwenu 😉 Myślę, że przed wejściem do „akwarium” dobrze jest wziąć prysznic, aby zmyć z siebie np. olejek do opalania, który może nie służyć tym zwierzętom. Tak samo liczba zwiedzających powinna być ograniczona.

Przekopałam się przez wiele opinii zarówno po polsku, jak i po angielsku i nadal nie wiem, w jakim stopniu właściciele tego miejsca chcą pomagać żółwiom, a na ile ten obiekt nastawiony jest na zarobek na turystach. A może prawda jest gdzieś po środku?

Rejs łodzią dhow

Zanzibarczycy używają łodzi dhow do przewozu towarów z lądu Tanzanii na wyspę. Odkąd łodzie dhow stały się głównym środkiem transportu, miejscowi zaczęli wykorzystywać je do wędkowania i przewozu turystów. Cały czas łodzie buduje się ręcznie według starych i sprawdzonych projektów. Nie używa się planów ani nowoczesnych narzędzi. Ważnym etapem jest wybranie drzewa do wycięcia, ponieważ robotnicy nie posiadają maszyn, aby wyprofilować drewno. Żeby zrobić otwór, wykorzystują wiertło na patyku ze sznurkiem. Nie bez powodu wybudowanie jednej łodzi trwa rok 😉 Wieczorem udaliśmy się rejs, aby zobaczyć, jak łódź dhow sprawdza się w praktyce.

Plaża w Kendwa

Zanim udaliśmy się parostatkiem w piękny rejs, mieliśmy okazję pospacerować po plaży w Kendwa. Zdecydowanie była to najbardziej rajska plaża z lazurową wodą, krabami i muszelkami, które wcześniej widziałam tylko na straganie w Sopocie. Bardzo polecam!

Kiwengwa – kładka i IKEA

Kiwengwa to niewielka wioska, którą chciałam odwiedzić ze względu na dwie rzeczy. Tutaj znajdziecie sklepy z pamiątkami, imitujące szyldy znanych marek. Z jednej strony jest to trochę kiczowate, ale z drugiej ciekawie wygląda drewniana chatka z napisem „IKEA”. Chciałam również zobaczyć pomost wchodzący w głąb oceanu. Kiwengwa nazywana jest „Małymi Włochami” ze względu na liczne włoskie kurorty i restauracje. Bardzo fajne miejsce na popołudniowy spacer 🙂

Uroa i masaż

Mieszkaliśmy w miejscowości Uroa, która w sumie niczym szczególnym się nie wyróżnia. Poza plażowaniem warto przejść się po wiosce i wstąpić na masaż. Polecam masaż u Two Sisters – na pewno zobaczycie szyld przy plaży. Za 10 dolarów mieliśmy godzinę masażu i to takiego, że kobiety wymasowały nam nawet uszy.

Spacer po dnie Oceanu Indyjskiego

Plażowanie i kąpanie się w oceanie nie należą do rzeczy, które specjalnie lubię. Inaczej sprawa wygląda, jeśli „ocean ucieknie” i można pospacerować sobie po jego dnie. Ocean cofa się nawet o kilometr, więc można iść w jego głąb, a woda będzie do kostek, maksymalnie do pasa. W tym czasie można obserwować życie podwodne. Oczywiście bez przesady – nie spotkacie tu żółwia morskiego, który chodzi sobie po piasku, ale małe rybki, rozgwiazdy (jakie one są piękne!), jeżowce, muszle czy małe krabiki już tak. Dominują przede wszystkim glony 😉

Jeśli ktoś lubi popluskać się w wodzie, to rozumiem jego niezadowolenie. Mnie też by się nie chciało brodzić w glonach, iść z 15 minut przed siebie, aby się wykąpać w oceanie. Plażowicze również powinni sprawdzać rozkład jazdy, aby wiedzieć, kiedy oceanu nie będzie, a kiedy pochłonie całą plażę.

Zjawisko przede wszystkim można obserwować na wschodzie wyspy. Ocean szybko „ucieka”, ale też sprawnie „wraca”. Z tego względu warto sprawdzić godziny przypływów i odpływów, aby potem nie uciekać przed wodą.

Spacer po dnie Oceanu Indyjskiego bez zanurzania się w nim? Bardzo polecam! Te wszystkie piękne muszelki niestety muszą pozostać na Zanzibarze. Nie można ich wywozić z kraju. Bardzo dobrze, ponieważ turyści szybko by rozkradli ekosystem, który jest schronieniem np. dla krabów.

The Rock Restaurant

Restauracja The Rock ulokowana jest na skale w oceanie. To chyba jeden z najpopularniejszych kadrów na Zanzibarze. Nie dziwię się, ponieważ widok jest przepiękny 😉 Mieliśmy szczęście, ponieważ zobaczyliśmy The Rock w dwóch odsłonach. Kiedy dotarliśmy do restauracji był odpływ, a burzowe chmury sprawiły, że krajobraz był jeszcze ładniejszy.

Po dwóch godzinach wyszliśmy z The Rock i był już przypływ, więc na brzeg popłynęliśmy łódką. Myślałam, że restauracja najładniej będzie się prezentowała się w wodzie, ale jednak kadry z odpływu bardziej mi się podobają 🙂 W restauracji trzeba wcześniej zrobić rezerwację, ponieważ miejsce jest bardzo oblegane. Na pewno polecam skosztować kokosowe tiramisu 🙂

Paje i kobiety, zbierające algi

Więcej informacji o pracy na plantacji alg znajdziecie w poprzednim wpisie. Warto wstąpić do “Furahia Mwani Paje” i kupić kosmetyki z alg.

Kobiety na Zanzibarze – praca przy zbiorze alg w Paje

Jozani Forest

Jozani Chwaka Bay to jedyny park narodowy na Zanzibarze. Utworzono go w 2004 roku, aby uchronić unikatowy ekosystem, a dokładnie:
📍dziewiczy las tropikalny rosnący na wapiennym podłożu skał koralowych,
📍przybrzeżne lasy namorzynowe,
📍słone mokradła i obszary trawiaste,
📍Małpy Red Columbus (gerezy trójbarwne), które są gatunkiem endemicznym.

Te rude małpiszony z bujną grzywką występują tylko na Zanzibarze. Na pewno poznacie je po długim ogonie. Zwróćcie uwagę, że ich dłonie pozbawione są kciuka. Próbowano im znaleźć inne miejsce zamieszkania niż Zanzibar, ale na nic się to zdało. Po przeprowadzce przestawały się rozmnażać. Tak naprawdę nie wiadomo co je trzyma na Zanzibarze – może chodzi o pożywienie? Być może rośliny, którymi się odżywiają, mają jakieś składniki, które pobierają z podłoża, czyli wapienia koralowca.

Małpy nic nie robią sobie z obecności człowieka. Pewnie są do nas przyzwyczajone, ale nadal warto pamiętać o tym, że to my jesteśmy gośćmi w ich małpim gaju. Nie można ich karmić, podchodzić za blisko, dotykać, a najlepiej zrezygnować ze zdjęć z fleszem.
Poza rudymi małpkami żyją tu jeszcze Niebieskie Małpy, które totalnie nie obawiają się ludzi, a nawet wyglądały, jakby pozowały do zdjęć.

Kolejnym punktem programu był las namorzynowy, który występuje głównie w strefie podzwrotnikowej, w strefach przybrzeżnych z dużymi pływami. Występujące tu rośliny dobrze sobie radzą z wysokim zasoleniem. Ich korzenie sprawdzają się jako system filtracji, ale i mogą przez nie oddychać. Spacerowaliśmy po specjalnie przygotowanym podeście, z którego mogliśmy obserwować małe kraby i jaszczurki. Ta część lasu wyglądała jak z jakiejś baśni 😉

Opłata za wstęp do Parku Jozani wynosi 7,30 dolarów.

Jaskinia Kuza w okolicach Jambiani

Do jaskini Kuza dojazd nie był taki łatwy. Przez 15-20 minut jechaliśmy przez wertepy i trzęsło niesamowicie. W sumie nawet nie wiedzieliśmy, czy zmierzamy we właściwym kierunku. Jaskinia położona jest w małej „dżungli”, a dojście lokalnymi drogami sprawia, że nie jest tak popularna, jak inne atrakcje. Jaskinia wygląda trochę jak cenote w Meksyku, a zimna woda może być ratunkiem w trakcie afrykańskich upałów 😉

Czytałam różne opinie na temat tego miejsca. My mieliśmy dobre doświadczenia – woda była czysta, nie było tłumów i w sumie mogliśmy siedzieć, tam ile chcemy. Na szczęście teraz doczytałam o gryzących robakach, które pojawiają się w wodzie 🙂 Jedynym minusem jest cena, 10$ to trochę dużo za taką atrakcję.

Plantacja przypraw na Zanzibarze

Zanzibar od wieków słynie z upraw aromatycznych przypraw. Postanowiliśmy sprawdzić, jak wyglądają i pachną„ przyprawy”, zanim trafią na nasz stół. Wybraliśmy się na plantację z przewodnikiem i jego pomocnikiem, który zrywał ciekawe rośliny, korzenie, liście i dawał nam je do powąchania i spróbowania. Raz zrywał coś z drzewa, raz kopał w ziemi, a raz zrywał korę. W międzyczasie z liści bananowca plótł nam wymyślne ozdoby jak np. okulary, torebusie, naszyjniki i bransoletki.

Kiedyś wyspa była goździkową potęgą. Obecnie z roku na rok Zanzibar przestaje być baronem goździkowym, ponieważ rząd skupuje je w sztucznie zaniżonych cenach i rolnikom nie opłaca się uprawiać goździków. Mimo to nadal jest jedną z najbardziej aromatycznych wysp 😉

Lokalny przewodnik powiedział nam, że na Zanzibarze używają jedynie paracetamolu (w szpitalach pewnie wybór leków jest większy, a pozostałe schorzenia leczą za pomocą medycyny naturalnej. Jeśli pan doktor nie pomoże, to każą udać się do pana szamana. Ale o tym będzie w innym odcinku.

Z pomocą w leczeniu przychodzą przyprawy, które uprawia się na miejscu. Np.:
📍Goździki– uśmierzają ból i rozgrzewają,
📍Cynamon– wykorzystuje się do odkażania,
📍Imbir– poprawia odporność,
📍Kurkuma– pomaga przy bólach żołądka,
📍Trawa cytrynowa – można się natrzeć olejkiem z tej rośliny, aby skutecznie odstraszyć komary, a poza tym wspomaga trawienie. Nie wiedziałam, że w tej trawie jest tyle oleju!
📍Gałka muszkatołowa– ma działanie pobudzające, odurzające, a mieszkańcy używają jej jako afrodyzjak. Dostaliśmy nawet propozycję skosztowania lokalnej wódeczki z gałki muszkatołowej. Nie przepadam za smakiem tej rośliny, ale wizualnie była najpiękniejszym okazem, jaki widzieliśmy na plantacji. Po przecięciu na pół zobaczyliśmy ciemną pestkę otoczoną czerwonymi niteczkami.

Widzieliśmy roślinę, która określana jest jako lipstick plant, czyli szminkę roślinną. W skorupce znajdują się malutkie czerwone ziarenka, które mogą zastępować szminkę. Zanim przyprawa trafiła na stoły, była wykorzystywana przez czarnoskóre kobiety jako kosmetyk. Obecnie barwnik dodaje się np. do serów Brie i Cheddar.

Na koniec naszej wizyty Pan Kokos, czyli drugi asystent przewodnika wspiął się na palmę, aby na niej zaśpiewać kilka piosenek. Po zejściu na ziemię otworzył kokosy, z których mogliśmy wypić wodę. Przyznaję, że to było dziwne doświadczenie, ale podziwiam, ja bym nie weszła tak wysoko na to drzewo 😉

Jednym z punktów w programie jest degustacja owoców, które rosną na farmie. Pierwszy raz widziałam lichi we włochatej odsłonie oraz miałam okazję posmakować jackfruita. Durian nie wjechał na stół, na co liczyłam, ale z drugiej strony nie jestem pewna czy znieśliśmy ten smród.

Prison Island – Wyspa Więzienna z olbrzymimi żółwiami

Z samego rana weszliśmy na drewnianą łódkę, która dość intensywnie bujała się na boki. Ruszyliśmy przez lazurowe fale w kierunku Prison Island. Po 30 minutach wysiedliśmy na bielutkiej plaży i byliśmy gotowi na spotkanie z olbrzymami.

Zanim jeszcze dotarliśmy do sanktuarium żółwi, dostrzegliśmy mury dawnego więzienia, do którego nigdy nie trafił żaden więzień. Miejsce przez pół roku było ośrodkiem kwarantanny dla chorych na żółtą febrę. W takim miejscu mogę odbyć moją 10-dniową kwarantannę 🙂

Ogromne żółwie nie pochodzą z Zanzibaru, tylko zostały tu przywiezione z Seszeli jako prezent od gubernatora – sztuk 4 przetransportowano na wyspę. Na początku zdarzały się częste kradzieże młodych zwierząt, więc populacja rosła w małym tempie.

Dlaczego podkradano żółwie? Żeby je zjeść. Nie jestem wegetarianką, ale nie wyobrażam sobie obiadu składającego się z żółwia. Potem zamontowali siatkę i otworzyli sanktuarium dla tych zwierząt, aby zapewnić im należytą ochronę.

Prawie każdy z nich na skorupie ma napisane swój wiek – najstarszy żółw spaceruje na tym świecie od 170 lat. Można powiedzieć, że w pewnym momencie żółwie zaczęły rozmnażać się jak króliki. Jest ich naprawdę sporo. Po odwiedzeniu olbrzymów zerknijcie do klatki obok, w której mieszka mnóstwo malutkich żółwi. Zostały oddzielone i zagrodzone, aby żaden turysta na nich nie nadepnął.

Mieliśmy szczęście, ponieważ dopłynęliśmy na wyspę o 10:00 rano, więc trafiliśmy na porę karmienia. Dostaliśmy garść kapusty i ruszyliśmy na spotkanie z ogromnymi żółwiami. Może jest to oczywiste, ale zabrania się siadania na żółwiach i karmienie ich czymś innym niż dostaliśmy na wejściu. Słodkie zdjęcie na fejsbuka można zrobić stojąc obok żółwia, a niekoniecznie ładując mu się na plecy 🙂

Stone Town –  co zobaczyć w Kamiennym Mieście?

Miasto Zanzibar jest największym miastem na archipelagu i trzecim co do wielkości w Tanzanii. Dzieli się na dwie części – Stare Miasto i „Drugą Stronę”, czyli tzw. Nowe Miasto.

Nazwa Stone Town pochodzi od surowca, którego użyto do budowy miasta. Kamień wapienny powstał z rafy koralowej. Od 2000 roku starówka miasta Zanzibar wpisana jest na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO. Stare Miasto to labirynt wąskich, krętych uliczek, prowadzących pomiędzy zadbanymi lub walącymi się domami z koralowca.

W Stone Town odnajdą się miłośnicy zabytków i historii, fani zakupów również będą dobrze się bawić, a jeśli chcecie zjeść lokalny ryż pilau z dodatkami, to polecam knajpę Lukmaan. Warto również zajrzeć na plażę, aby poobserwować rybaków w trakcie pracy lub odpocząć pod palmą. Z tego miejsca wypływają łódki na Prison Island, a o zmierzchu otwiera się targ nocny Forodhani Gardens.
Spacerując po Stone Town, na pewno zobaczycie pięknie zdobione drzwi zanzibarskie. Kiedyś były one wizytówką właścicieli – im większe i bardziej zdobione, tym bogatsza rodzina mieszkała w danym budynku.

Zanzibar był głównym punktem sprzedaży niewolników. W XIX wieku do portu przywożono 50 tys. niewolników rocznie. Podobno co piąty więzień nie przeżywał transportu. Nadal można zwiedzać podziemne cele i na własne oczy zobaczyć, w jakich warunkach żyli więźniowie. Wielu z nich nie mogło znieść masakrycznych warunków i próbowali popełnić samobójstwo. Tuż obok znajduje się kamienna rzeźba niewolników, których połączono oryginalnymi łańcuchami z czasów niewolnictwa.

Po kilku dniach w lochu więźniów poddawano testom wytrzymałości – przypinali ich do pręgierza i bili. Ludzie, którzy poprawnie przeszli „weryfikację” sprzedawali lub wywozili na inne kontynenty. W miejscu dawnego targu niewolników stoi Anglikańska Katedra. Z nią związany był biskup Edward Steere, który walczył o zniesienie niewolnictwa.

Dom Cudów zawalił się kilka tygodni przed naszym przyjazdem, więc obejrzeliśmy tylko ruinę w remoncie. Był to pierwszy budynek w Afryce Wschodniej, w którym była winda, bieżąca woda i elektryczność.

Naprzeciwko Muzeum Freddiego Mercurego znajduje się sklep, w którym możecie zakupić biżuterię z tanzanitem. Jeśli chodzi o same muzeum, to nie byliśmy w środku. Słyszałam dużo negatywnych opinii o tym miejscu, ale nie chcę nikogo zniechęcać.

Targ Forodhani w Stone Town

Targ Forodhani to nocny targ z jedzeniem w Stone Town. Po południu sprzedawcy zaczynają rozkładać swoje stoiska, rozpalają grille i przygotowują różne dania. Market funkcjonuje od zachodu słońca do ostatniego klienta.

Mam wrażenie, że najczęściej serwowali szaszłyki z mięsem i owocami morza. W innym miejscu było można skosztować zanzibarskiej pizzy, czyli placków z mięsem lub warzywami, jajkiem, majonezem, które potem składają w kopertę i kładą na rozgrzanej blasze.

Polecam próbować sok z trzciny cukrowej. Kłącza przepuszczane są przez ręcznie napędzaną prasę. Do napoju dodają jeszcze kilka kropel soku z limonki oraz trochę imbiru. Mam wrażenie, że imbir jest tam w bardzo wielu potrawach 🙂

Targ Forodhani jest miejscem codziennych spotkań. Nawet koty się tutaj gromadzą, licząc na resztki jedzenia. Dookoła dzieci i młodzież skaczą do wody, grają w piłkę, a dla nas to był powrót do normalności przed pandemią 🙂

Jedzenie na Zanzibarze – co warto skosztować?

🍒Chipsy z manioku
🍒Konyagi – tanzański gin (wódka?), czyli destylat z trzciny cukrowej zaprawiany jagodami jałowca. Pasuje do drinków, ale ponoć niektórzy piją go też w kieliszkach. Trunek można kupić na lotnisku 😉
🍒Barakuda – początkowo nie byłam pewna czy jem rybę, czy kurczaka,
🍒Tiramisu z kokosa – deser serwują w The Rock Restaurant,
🍒Deser z warzywnych bananów – kawałki bananów z mlekiem kokosowym, cukrem i kardamonem. Nie przepadam za mlekiem kokosowym, ale ta potrawa była świetna 🙂
🍒Pilau, czyli ryż basmati z przyprawami. Podawany jest sam albo jako dodatek do mięs lub owoców morza. Bardzo polecam 🙂 W Stone Town w restauracji Lukmaan serwują bardzo dobry pilau z różnymi dodatkami.
🍒Świeże owoce egzotyczne można kupić na każdym targu. Banany, jakcfruit (według mnie bardzo specyficzny smak), marakuje, papaje, kokosy, rambutany (dopiero po wyjeździe doczytałam, że to nie było liczi), arbuzy, mango i inne.
🍒Woda z młodego kokosa – na plaży na straganie najczęściej można kupić za 1 dolara.
🍒Popularną potrawą, której w końcu nie skosztowaliśmy jest pweza wa nazi, czyli ośmiornica gotowana w mleku kokosowym z dodatkiem curry, cynamonu, kardamonu, czosnku i soku z limonki.

W wiosce poznaliśmy również szamana, albo osobę, która za niego się podawała. Szkoda, że w sumie niewiele się od niego dowiedzieliśmy. Służba zdrowia nie ma się tutaj dobrze. Zazwyczaj dostaje się paracetamol i tyle. Dużo osób korzysta z usług lokalnego szamana, płacąc np. w zwierzętach. A może Wy wiecie coś więcej na temat leczenia i szamanizmu w Tanzanii?

Kiedy warto pojechać na Zanzibar?

Szczyt sezonu przypada na okres od czerwca do września, kiedy jest pora sucha. Wtedy mamy pewność, że na wyspie będzie słoneczna pogoda bez opadów. Najchłodniejszym miesiącem jest lipiec. Z kolei lipiec i sierpień to najbardziej zielony okres w tej części Afryki. Najlepszy okres na zwiedzanie Zanzibaru jest od lipca do października. Średnia temperatura wynosi 25 stopni C, a opady są niewielkie. Podróżując na Zanzibar, od grudnia do marca, musicie liczyć się z bardzo wysokimi temperaturami, które sięgają nawet do 35 stopni C.

Pora deszczowa trwa od marca do końca maja. W tych miesiącach deszcz potrafi padać nieprzerwanie przez kilka dni. Czasami pada zaledwie przez kilka godzin dziennie, ale ryzyko jest, więc lepiej odpuścić sobie podróże w porze deszczowej. W tym czasie jest więcej kradzieży na wyspie, ponieważ dochody z turystyki są niskie lub prawie ich nie ma.

Czy na Zanzibar wymagane są szczepienia?

Żadne szczepienia nie są wymagane, ale zalecane są przeciwko  tężcowi, durowi brzusznemu, błonicy, wirusowemu zapaleniu wątroby (WZW). Jeśli jednak będziecie chcieli udać się na safari „na kontynent” to wtedy szczepienia są niezbędne. Na Zanzibarze malaria praktycznie nie występuje.

Myślę, że 10 dni na Zanzibarze to optymalny czas, aby zwiedzić wyspę i odwiedzić popularne atrakcje. Nie twierdzę, że przez ten czas w pełni doświadczymy kultury tego kraju.