Menu
Szwecja

Co zobaczyć w Szwecji? 8-dniowy plan zwiedzania Skanii

W końcu wyruszyliśmy parostatkiem w piękny rejs. W czasach pandemii do ostatniej chwili nie wiadomo, czy wycieczka dojdzie do skutku, czy też zmienią się przepisy albo covidowy test wyjdzie pozytywny. Michał, ja i moja klaustrofobia zameldowaliśmy się w na promie w małej kajucie bez okna na całe 10 godzin. Na zdjęciach nasz pokój na morzu wyglądał na mniejszy, ale w rzeczywistości czuliśmy się jak w większej kuszetce w PKP. Nawet za bardzo nas nie wytrzęsło.

W tym roku nasz #zimowyroadtrip był bez śniegu, ale i tak dobrze wybraliśmy kierunek. Z krajów, które rozważaliśmy wszystkie były niedostępne, oprócz właśnie nieodkrytej przez nas Szwecji.

Dlaczego wybraliśmy prom?

Chcieliśmy spróbować innej formy przemieszczania się, więc postawiliśmy tym razem popłynąć, a nie polecieć. Dzięki temu ruszyliśmy przed siebie własnym (tzn. banku i SONY) samochodem, w którym zmieściliśmy m.in. kołdrę puchową od babci (czasami śpimy w aucie), domowe obiady oraz dużo ciepłych ubrań.

Drugi powód chyba jest ważniejszy – na tamtą chwilę, przekraczając, granicę promem nie obowiązywała nas kwarantanna w Polsce. Gdzie tu jest logika? Na pewno nie w tym, że promu nie uznają za zbiorowy środek transportu. Pewnie dlatego kazali wykupić nam miejsce w kabinie :> Płynęliśmy z Gdyni do Karlskrony Steną Line.

Jaka jest szwedzka Skania?

Na tym wyjeździe odkrywaliśmy Skanię, czyli szwedzką krainę, która leży po drugiej stronie Morza Bałtyckiego. Skania jest najbardziej na południe wysuniętą prowincją Szwecji. W tych stronach nie będziemy brodzić w zaspach śniegu i podziwiać zorzy polarnej. W Skanii dominują płaskie pola uprawne, strome klify, łagodne wzgórza oraz zatoki pełne morskich kurortów. Trochę odbiega od wyobrażenia o tradycyjnej Skandynawii 😉 Do XVII Skania była częścią Danii i do tej pory mieszkańcy uważają ten region za odrębny od reszty Szwecji. W tych stronach zobaczymy typowe, drewniane i kolorowe domki, ale także budownictwo ryglowe (mur pruski).

W mniejszych i większych miastach w Skanii nie widziałam sklepów z pamiątkami. Nigdzie. Nie to, że lubię bibeloty z Chin, ale chciałam Tutisiostrze kupić magnes z Pipi Pończoszanką. Nie udało się. Tutaj pewnie nawet z muzeów nie wychodzi się przez sklep z pamiątkami 😃 Być może w sezonie w kurortach można zobaczyć stragany z duperelami, ale na razie ja nie widziałam żadnych 🙂 i to jest pierwszy kraj, w jakim byłam, który jest wolny od sklepów z pamiątkami z Chin.

Publiczne toalety są mocną stroną Szwedów. Gdzie bym nie spojrzała, to widziałam wskazówki na WC. Nieważne czy to był środek miasta, czy puste pole gdzieś w dziczy. Toalety są wszędzie. Możecie pić hektolitry kapucziny, a potem iść zwiedzać, a czysta łazienka z papierem toaletowym się znajdzie. Niech Hiszpania się uczy od Skandynawii.

W Szwecji nie każdy ma firanki w oknach, a na pewno większość osób ma ogród botaniczny na parapecie. Z każdego, szwedzkiego mieszkania wyszłabym z kilkoma szczepkami kwiatów, a najchętniej wzięłabym te wielkie kaktusy pod pachę i posadziła je u siebie. Na szwedzkich oknach królują skrzydłokwiaty, kaktusy i begonie. Dużo zieleni i to zadbanej 😉

W Szwecji można nocować „na dziko”. Namiotu nie rozbijecie gdzie popadnie w parkach narodowych ani na cudzej posesji. Mimo tej wolności w wielu miejscach w Skanii był zakaz biwakowania i najlepsze miejscówki były oznakowane oczojebnym znakiem „no camping”.

Trochę trzeba było się naszukać, ale udało się spać w lesie, nad jeziorem i przy strzelnicy wojskowej. Rano śniadanie urozmaicały nam strzały z jakiejś głośnej broni 🙂 Wcześniej policja przeszukała teren, więc wiedzieli, że tam jesteśmy.

W Szwecji dostępne są tylko 4 legalne kasyna, a ta rozrywka w trakcie pandemii stała się bardzo popularna. Przepisy są coraz bardziej zaostrzone, ale Szwedzi nie rezygnują z darmowych rejestracji. Z ciekawostek w 2001 roku otwarto kasyno w zabytkowym budynku dawnego dworca kolejowego z 1874 roku.

Kładka w Sölvesborgsbron

W miasteczku Sölvesborg znajduje się najdłuższa w Europie pieszo-rowerowa kładka o długości 760 metrów. W niektórych miejscach zamontowane są malutkie mostki, dzięki którym można przespacerować się po okolicznych wysepkach. To była nasza pierwsza atrakcja w Szwecji i ostatni lot drona, który stwierdził, że pomorsuje w zatoce. No i został tam na zawsze 🙂

Mokradła Borstakär i największy wodospad w Skanii

Mokradła Borstakärr były naszym kolejnym celem. Wybraliśmy się na spacer po kładce i podmokłych terenach. Lata świetności mostu chyba już minęły, ale krajobrazy były świetne. Ponoć w Borstakärr znajduje się dużo nietoperzy 🙂
W sąsiedztwie znajduje się XVII wieczny zamek Christinehof, w którym obecnie mieści się muzeum, sklepik oraz kawiarnia. Na razie wszystko jest zamknięte 🙂

Kilka kilometrów dalej można podziwiać Hallamölla, czyli największy wodospad w Skanii. 23 metry żywiołu robią swoje 😉 Nazwa pochodzi od młyna wodnego, mieszczącego się kawałek wyżej.

Brösarp – szwedzka Toskania

Pierwszego dnia udaliśmy się na spacer po Wzgórzach Brösarp. Mówi się, że to taka szwedzka (To)Skania 😉 Falujące zielone pagórki faktycznie przypominają nieco Włochy. Wzgórza były inspiracją dla Astrid Lindgren, którą pewnie znacie z książek o Pippi Pończoszance i Dzieci z Bullerbyn. 5-kilometrowy szlak prowadzi przez soczyście zielone górki i pola 😉

Kivik – jabłkowy zakątek w Szwecji

Kivik to raj dla smakoszy jabłek, centrum sadownictwa w Szwecji i jabłkowe zagłębie. Znajdziecie tutaj mnóstwo sadów i jabłoni z 70 rodzajami odmian tego owocu. To właśnie tutaj jabłka przerabiają na cydr, soki, dżemy. Z tego, co się dowiedziałam jabłka w Kivik to nie tylko towar, ale i styl życia. „Sady porastające wzgórza całego regionu Österlen wokół Kivik zapewniają 70% jabłek w całej Szwecji.”


Jako że jesteśmy tutaj zimą, to pozostało nam podziwianie gołych drzew, pustego miasteczka, a po jabłkach pozostał jedynie zapach przy tłoczni cydru. Huśtawka przy „jabłkowej” fabryce też była fajną atrakcją 🙂

W sezonie można wybrać się na spacer po sadzie, który kończy się odwiedzinami w „Domu Jabłka”, aby poznać technologię przetwarzania owoców. Nam pozostała tylko wizyta w supermarkecie. Dostępne są jedynie cydry 0-2% – takie są przepisy w Szwecji. Mimo to cydr 0% robi robotę 🙂 Sok jabłko-burak-marakuja też 🙂

Tutaj nawet zimą jest sielsko i uroczo. No ale latem siedziałabym w sadzie, jadła szarlotkę i popijała cydr pod drzewkiem 🙂 Mega polecam to miejsce!

W Kivik znajduje się się Kungagraven, czyli kamienny kurhan pochodzący z epoki brązu. Nasyp ma średnicę 75 metrów, a wnętrze grobu pokryte jest rysunkami, pokazującymi dawne życie mieszkańców Skanii.

Park Narodowy Stenshuvud

Przy miejscowości Kivik znajduje się Park Narodowy Stenshuvud. Polecam przejść ten najdłuższy szlak (niebieski?), który i tak zajmie max. 2 h, a widoki po drodze są piękne. Mroczny las przeplata się ze „zwykłym” lasem, wrzosowiskami.  Potem mijamy wybrzeże, latarnię morską i fort. Park powstał w celu ochrony fragmentu wybrzeża ze wzgórzem Stenshuvud.

Sandhammaren – najładniejsza plaża w Skanii

Leżenie na plaży nie należy do moich ulubionych czynności i najczęściej omijam artykuły w stylu „najładniejsza plaża w…”. W przypadku Skanii nie było mi aż tak łatwo znaleźć atrakcji, które byłby dostępne w pandemii, więc plaża Sandhammaren pojawiła się na naszej mapie.

Sandhammaren faktycznie można przypiąć łatkę perły Morza Bałtyckiego. Falujące wydmy, drewniane kładki porośnięte trawą i błękitna woda robią wrażenie. Na plaży poza jedną parą nikogo nie spotkaliśmy. Spacer po bielutkim, sypkim, ale twardym piasku był bardzo wyciszający. Sandhammaren słynie z najpiękniejszego i najbielszego piasku w Szwecji. Poza tym jest to jeden z największych w Szwecji obszarów wędrujących wydm. Nic dziwnego, że w obliczu kryzysów i problemów Szwedzi szukają ukojenia w kontakcie z naturą. 70% osób wybiera pocieszenie w objęciach przyrody, a 14% zwraca się w kierunku kościoła. Z tego wynika, że wędrówki i spacery mogą być zbawienne dla duszy:)

Ales stenar – szwedzkie Stonehenge

Ales Stenar nazywane jest szwedzkim Stonehenge. 59 głazów w kształcie łodzi ustawionych jest na malownicznym klifie. Nie wiadomo kto zbudował ten krąg i w jakim celu. Istnieje duża szansa, że miało to związek ze słońcem i czasem. Inna teoria głosi, że był to grobowiec zbudowany przez przodków wikingów. W Ales Stenar nie znaleziono ludzkich szczątków, więc być może to było miejsce kultu religijnego? Jeszcze inni uważają, że Ales Stenar to dawne obserwatorium astronomiczne, a głazy były zegarem słonecznym.
Nie pokładałam w tej atrakcji wielkich nadziei. Stonehenge niewiele miało wspólnego z tajemniczością i „dobrą energią”. Za to było dużo ludzi, komercji, a to wszystko za niemałą opłatą.

Ales Stenar to zupełnie inna bajka. Dotarliśmy w okolice kręgu przed zachodem słońca. Na miejscu spotkaliśmy tylko jedną parą. Było cicho, spokojnie bez tłumów i autobusów. Bez ograniczeń mogliśmy patrzeć na kamienie i obserwować, jak to miejsce się zmienia wraz z zachodzącym słońcem.

Krąg jest całkiem duży, ponieważ liczy sobie 67 metrów długości oraz 19 metrów szerokości. Jest dwa razy dłuższy od Stonehenge. Dwa najwyższe głazy ustawione są na przeciwległych końcach kręgu. Nazywane są rufą i dziobem – z poziomu ziemi trudno zauważyć kształt łodzi.

Ystad

Ystad to urocze, kolorowe i spokojne miasto. Pewnie wiele osób ma w głowie mroczny obraz Ystad za sprawą Mankella, który osadził tutaj akcję jednego ze swoich kryminałów. Okazało się, że książki o komisarzu Wallanderze są znane na całym świecie. Ja dopiero w Ystad dowiedziałam się o istnieniu tej kultowej serii. Tym razem zwiedzanie śladami filmów zaczęliśmy od końca. Najpierw zobaczyliśmy lokalizacje z filmów, a potem obejrzeliśmy serial. Może polecacie inne szwedzkie kryminały oprócz Millenium?

Jeszcze ciekawsze jest to, że Ystad jest filmową stolicą Szwecji. Znajduje się tutaj największe studio filmowe w Skandynawii, które niestety z powodu pandemii było zamknięte. Pozostało nam przespacerować się wąskimi uliczkami, pooglądać kolorowe domki i wypić kawę w jednej z kawiarni. A właśnie, kawa!

Jest to dobra okazja, aby powiedzieć, czym jest szwedzka fika. Oznacza ona przerwę na kawę i ciasto, ale na Szwedów jest ona czymś więcej. Dla nich jest to stan umysłu. To jest czas, który Szwedzi spędzają ze znajomymi, popijają kawę i jedząc coś słodkiego. Fika to nie przerwa na kawę przy biurku, tylko rytuał, w którym niezastąpieni są inni ludzie. Dla Szwedów ważna jest przerwa w pracy, którą można poświęcić na umacnianie więzi społecznych.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Ystad 🙂 Zwróćcie uwagę na niską zabudowę szachulcową. Nigdzie indziej w Skanii nie ma tylu budynków (300) w tym stylu co w Ystad. Charakteryzują ją ciemne, drewniane belki i jasna elewacja. Taką zabudowę możemy zobaczyć np. w Gdańsku.

Wieczorem można posłuchać hejnału z Kościoła Mariackiego. Trębacz codziennie od 21:15 do 1:00 co kwadrans gra hejnał na trąbce. Kiedyś w Ystad często dochodziło do pożarów ze względu na drewnianą zabudowę. Grany hejnał oznaczał, że w mieście jest bezpiecznie, a tradycja została do dzisiaj.

Kalkugnarna – piece wapiennicze

Piece wapiennicze znajdują się na otwartym polu na wschód od kościelnej wioski Östra Torp. Do XX wieku wapń przetwarzali lokalnie, a teraz budowle nie spełniają żadnej funkcji. Polecam wejść na okoliczną górkę, aby na okolicę i piece spojrzeć z innej perspektywy 🙂

Smygehuk – najdalej wysunięty na południe punkt w Szwecji

Smygehuk uchodzi za najdalej na południe wysunięty punkt w Szwecji. Nie brzmiało to dla nas ciekawie, ale okolica okazała się interesująca. Raz w roku organizuje się tu najbardziej południowy pchli targ i ponoć przez cały sezon można tu zjeść rybę z wędzarni. Nas te atrakcje ominęły, ale za to mogliśmy zobaczyć XIX-wieczny spichlerz, kamienistą plażę, ale najbardziej urzekła nas dzikość tego miejsca. Może dlatego, że było po sezonie punkt widokowy był tylko dla nas, a port praktycznie nie funkcjonował.

Widoki widokami, ale okazało się, że dla mnie najciekawszym punktem była rzeźba. Przez tą wielką tubę (na zdjęciu) można posłuchać szumu morskich fal. Dźwięk był bardzo wyrazisty i kojący, więc warto przyłożyć ucho do tej rzeźby i zbliżyć się do natury.

Trelleborg i Wikingowie

W latach 80. w Trolleborg odkryto ruiny twierdzy Wikingów. Obecnie została ona zrekonstruowana i udostępniona zwiedzającym. Tuż obok znajduje się „żywe muzeum” i wystawa poświęcona badaniom archeologicznym i pracy rekonstrukcyjnej twierdzy. Po sezon i w pandemii za bardzo nie ma co tam zwiedzać. Zobaczyliśmy jedynie teren, ale myślę, ze najciekawsze są rekonstrukcje bitwy pod Trelleborgiem i pokaz codziennego życia wojowników.

Falsterbo i kolorowe domki

Falsterbo to charakterystyczny cypel i jednocześnie jedna z najstarszych szwedzkich osad. Przyjechałam tutaj głównie z jednego powodu. Bardzo chciałam zobaczyć te kolorowe domki (pełniące funkcję przebieralni, składzików lub miejsc na chwilowy odpoczynek) na dzikich plażach, na których piasek jest sypki jak mąka. Pewnie w sezonie nie są aż takie dzikie, ale w pandemicznej rzeczywistości cała przestrzeń była dla nas.

Skanör i Falsterbo to dwa kurorty morskie, ale nie przypominają naszych miejscowości nad Bałtykiem. Tutaj zdecydowanie jest mniej kiczu, parawanów, ale na pewno jest o wiele drożej, co zresztą widać po miejscach noclegowych. Stanowczo najpiękniejsze i najbardziej kolorowe miejsce nad Bałtykiem, jakie odwiedziłam.

Kolorowe domki vel. altanki plażowe są własnością prywatną, ale właściciele nie mogą ich dowolnie przenosić, wyburzać czy przemalować. Na razie nie wydaje się nowych pozwoleń na ich budowę, ponieważ teren znajduje się w rezerwacie przyrody. Z tego względu wszelkie remonty regulowane są prawnie. Wzdłuż plaż w gminie Vellinge zobaczycie ponad tysiąc pastelowych domków 🙂

Rezerwat przyrody Måkläppen

Warto podjechać na południowy kraniec cypla, gdzie znajduje się rezerwat przyrody Måkläppen. Dzikie plaże zdecydowanie na plus, ale zanim dotrzemy na łono natury, trzeba przejść przez wielkie pole golfowe. Kształt i wielkość rezerwatu zależy od pływów prądów morskich. Teoretycznie można tu zobaczyć wiele rodzajów ptaków i foki, ale nie mieliśmy tyle szczęścia.

Ljunghusen – białe domki i wrzosy

Na koniec wstąpiliśmy do Ljunghusen, aby tym razem zobaczyć białe domki, przy których kwitną wrzosy. Tutaj również możecie liczyć na święty spokój i ładne widoki na morze, wydmy 😉 Kilka kilometrów dalej znajduje się piekarnia Anna’s Bakery ze świetnymi wypiekami.

Malmo

220 km od Świnoujścia, po drugiej stronie Morza Bałtyckiego znajduje się Malmo. Mówi się, że to dobre miejsce na weekendowy wypad. Inni mówią, że to perła południowej części kraju. Na pewno Malmo zajmuje trzecie miejsce pod względem zaludnienia w Szwecji. Miasto kluczowe jest dla kraju z uwagi na gospodarkę, kulturę, turystykę i komunikację.

Wiele atrakcji było niedostępnych ze względu na pandemię. Z drugiej strony dwa dni z rzędu spóźniliśmy się na targ rybny. Wyobrażam sobie, że latem parki w Malmo świetnie sprawdzą się na rower i piknik. Mieszkańcy i turyści mają do dyspozycji aż 16 terenów zielonych. No dobra, ale co udało nam się zobaczyć?

Trochę tych miast już w życiu widziałam i kolejny rynek z historyczną zabudową nie robi na mnie wrażenia. Podobnie jest z kościołami. Mimo to polecam na rynku zobaczyć Apoteket Lejonet. Okazuje się, że apteka może być atrakcją turystyczną. W XX wieku była to jedna z największych aptek w Europie, a ten design pozwolił mi się poczuć jak w Hogwarcie.

Kawałek dalej znajduje się Lilla Torg, czyli taki mniejszy rynek. Historyczne budowle nadają temu miejscu wyjątkowego klimatu. Obecnie plac jest miejscem spotkań, a liczne bary i restauracje przyciągają swoją różnorodnością. Uważa się, że w Malmo przypada najwięcej pubów i restauracji na jednego mieszkańca niż w innych miastach.

Kolejnym ciekawym miejscem była plaża Ribersborg, do której przynależy publiczna łaźnia. Miejsce funkcjonuje od 1898 roku i wyposażone jest w kąpielisko na świeżym powietrzy i dwie sauny. Łaźnia położona jest na końcu kilkumetrowego molo 😉 The Knotted Gun to rzeźba, która na zdjęciu wyglądała na ogromną. W rzeczywistości jest niewielka. Zauważycie, że koniec lufy skręcony jest w supeł, symbolizując pokój i niestosowanie przemocy.

Charakterystycznym punktem jest także most, łączący Malmo i Kopenhagę. Dzięki niemu wycieczka z jednego do drugiego miasta (i kraju) trwa jedynie 20 minut. Na blogu znajdziecie opis naszej taksówkowej przygody na trasie Kopenhaga-Malmo.

Gamla Vaster to uliczka z niewysokimi kamienicami i malutkimi domkami. Można powiedzieć, ze tutaj czas się zatrzymał. Mieszkańcy chcieli uchronić to miejsce przed urbanizacją. Jeśli w jakimś miejscu znajduje się uliczka z kolorowymi domkami, to zawsze ląduje na mojej liście miejsc do zobaczenia.

Jeśli chodzi o jedzenie i knajpy to zdecydowanie możemy polecić Bagericaféet. Nie spodziewałam się, że w Szwecji moim ulubionym posiłkiem będzie bajgiel i to taki wypasiony. W menu zwróćcie uwagę na bajgla Brooklyn z łososiem, serkiem philadelphia, cebulą i miodem.

Na pewno z każdego miejsca w Malmo zobaczycie Turning Torso, czyli 190-metrowy wieżowiec mieszkalny. Polecam zobaczyć całą dzielnicę Västra Hamnen. Przez dziesięć lat zespół architektów i ekologów pracował nad zmianą postindustrialnych gruntów. Wszystko po to, aby miejsce było lepsze dla ludzi i dla Ziemi.

Domy powstały z piachu, kamienia i drewna. Dachy pokryto roślinnością, która filtruje powietrze, a energię dostarczają panele słoneczne i elektrownie wiatrowe. Z kolei zimą kaloryfery podgrzewa woda termalna. Co ciekawsze, mieszkańcy chętnie poruszają się pieszo lub rowerem, ograniczając ruch samochodowy.

Lokatorzy zobowiązali się stworzyć minimum 10 Zielonych Punktów tj. karmników dla ptaków, kwietników i ogródków warzywnych. Västra Hamnen to pierwsza taka inicjatywa ekologiczna w Europie. Miejmy nadzieje, że będzie wyznacznikiem nowoczesnego i świadomego budownictwa 😉

Jakriborg – gdańska starówka w szczerym polu

Zanim dotarliśmy do Lund, zatrzymaliśmy się na chwilę w Jakriborg. Wyobraźcie sobie gdańską starówkę w polu – tak dokładnie wygląda osiedle Jakriborg. Ten wytwór udaje średniowieczne miasto w stylu gotyku hanzeatyckiego. Do „miasteczka” wchodzi się przez bramę w obronnym murze i nagle mamy przed oczami inny świat. Pastelowe kamieniczki, strzeliste dachy, ozdobione drzwi, a to wszystko ciągnie się wzdłuż wybrukowanej ulicy.

Spotkaliśmy tylko kilka osób, więc czuliśmy się jak byśmy byli w opuszczonym, kolorowym miasteczku albo na planie filmowym. Niby jest to zwykłe, podmiejskie osiedle, ale z drugiej strony bardziej przypomina średniowieczne miasto widmo.

Lund – miasteczko uniwersyteckie

Mieliśmy już trochę dość miast, ale Lund było po drodze i słyszałam, że jest bardzo ładne i kameralne, więc zatrzymaliśmy się tu na kilka godzin. Zdecydowanie wśród miast w Skanii Lund jest u nas na 1 miejscu. Jest to bardzo kameralne, urocze i spokojne miasteczko. Idealnie nadaje się na pocztówkę!

Starodawna zabudowa ładnie się komponuje z brukowanymi uliczkami, kolorowymi kamienicami i zielenią. Kolejki do barów przypomniały nam czasy studenckie i te przed pandemią.

A właśnie, Lund to miasto uniwersyteckie. Znajduje się tu najstarszy uniwersytet w Szwecji, który też uchodzi za najładniejszy w kraju. Główny budynek jest przepiękny i wszyscy studenci po zdanych egzaminach przychodzą tutaj zrobić sobie zdjęcie.
Skania szachulcem stoi i w Lund też go nie brakuje. Wystarczy przejść się po Starym Mieście, aby zobaczyć charakterystyczne budynki.

Jedną z największych atrakcji w Lund jest katedra. Jest to jeden z najstarszych kościołów w Szwecji i jedyny zachowanych w stylu romańskim. Mimo tego „naj” katedra jest bardzo skromna, trochę mroczna i surowa. Polecam wejść do środka!
Z zewnątrz świetnie prezentuje się Dom Króla, w którym obecnie znajduje się Wydział Filozofii. Wystarczy spędzić kilka godzin Lund, aby się nim zauroczyć 🙂

Sielska wyspa Ven

Czytaliście książkę Dzieci z Bullerbyn”? To świetna opowieść o sielskim życiu z dala od cywilizacji. Okazało się, że takie miejsca jeszcze istnieją. Na Wyspie Ven na stałe mieszka ok. 370 osób, a największa odległość na wyspie wynosi tylko 3,5 kilometry, więc samochody nie są aż tak potrzebne. Ludzie zazwyczaj poruszają się pieszo lub rowerem. Na wyspie kursuje tylko jeden autobus. Mieszkańcy ponoć są bardzo mili i przyjaźni. Brzmi jak idealne miejsce…na odpoczynek 😉

Ven słynie z sielskiego krajobrazu, pięknych plaż, jeszcze ładniejszych klifów i ponoć uroczych knajpek. Wyspę obeszliśmy może nie dookoła, ale zrobiliśmy trasę w kształcie klepsydry. Niestety po sezonie nie można wypożyczyć roweru, a to idealny sposób na poznanie wyspy. Latem na pewno nie zabraknie dla Was roweru, ponieważ mają ich aż 1500 na wynajem.

Wbrew pozorom krajobraz w trakcie wędrówki był bardzo różnorodny. Szliśmy przez pola, port, podziwialiśmy klify, drewniane domy – ogólnie to miejsce kojarzyło nam się momentami z polską wsią. Bardzo żałuję, że przez brak sezonu i pandemię nie mogliśmy usiąść w kawiarnianym ogrodzie na herbatę. Jestem pewna, że ta wysepka latem jest jeszcze bardziej magiczna i sielska 🙂
Ven cały czas kojarzy się z duńskim astrologiem i alchemikiem Tycho Brache, które stworzył tutaj własne obserwatorium. Dokonał jednych z większych odkryć związanych z ruchem komet i księżyca. Obserwatorium już nie istnieje, ale muzeum można zobaczyć.

Söderåsens nationalpark – szwedzki Wielki Kanion

Popołudnie spędziliśmy w parku narodowym Söderåsen. Uznawany jest za jeden z piękniejszych naturalnych atrakcji w Skanii. Lasy bukowe w połączeniu ze stromym wąwozem faktycznie zasługują na określenie „Wielki Kanion Skanii”. Wędrowaliśmy przez drewniane pomosty, kamienne ścieżki i leśne dróżki. Park przecina 6 tras pieszych o łącznej długości 50 km.

Kulla Gunnarstorps Mölla

Kulla Gunnarstorps Mölla to holenderski młyn. Jest to jeden z najwcześniejszych tego typu obiektów, którego budowę rozpoczęta ok. 1790 roku. Möllan ma nienaruszoną maszynę do młyna i nadal może być napędzany wiatrem.

Półwysep Kullaberg

Półwysep Kullaberg to najdalej na zachód wysunięty punkt. Wybrzeże bogate jest w strome klify, kamieniste plaże i zielone polany. Do tego znajdziecie tu ponad 20 jaskiń. Nam udało się zajrzeć tylko do jednej 🙂 Kullaberg to także doskonałe miejsce do nurkowania, wspinaczki i obserwacji morświnów. No i w sezonie kajaki są popularne, czego chyba najbardziej żałujemy.

Na pewno po drodze zobaczycie latarnię morską, która jest najjaśniejszą i najwyżej położoną latarnią. Dużo jest tych „naj” w Szwecji 😉 Zdecydowanie Kullaberg to jedno z naszych ulubionych miejsc w Skanii. Istnieją trzy główne szlaki turystyczne  – czerwony, niebieski i pomarańczowy. Czerwony i niebieski prowadzą do wioski Arild. Łączą się z kilkoma mniejszymi szlakami oznaczonymi na żółto. Szlak niebieski jest dłuższy i trudniejszy do pokonania, ale prowadzi przez malownicze punkty widokowe.

Warto na chwilę zatrzymać się w miejscowości Molle, która kiedyś była jednym z najbardziej luksusowych kurortów w Szwecji. Zatrzymaliśmy się w uroczej, włoskiej restauracji rodem z Toskanii 😉 Długo czekaliśmy na nasze zamówienie, ale było warto.

Nimis – tajemnicza konstrukcja

Szwecja, lata 80-te XX-wieku. Szwedzki artysta zbudował sobie drewnianą konstrukcję w rezerwacie przyrody. Władze przez dwa lata nie mieli pojęcia o powstałej budowli, ale z czasem planowali rozebrać liczne drewniane wieże.

Autor dzieła nie dopuścił do zniszczenia konstrukcji, ogłaszając jednocześnie niepodległość swojego małego kraju. W ten sposób powstała Ladonia, czyli jedna z popularniejszych mikronacji. Są to państwa, które ogłosiły niepodległość i mimo małej powierzchni i niepewnej legalności utrzymały status kraju.

Lars Vilks kontynuował rozbudowę swojego państwa mimo jawnej wojny ze Szwecją. Z drewna dryfującego powstało kilka wież i drewniany labirynt. Najwyższa z nich mierzyła 15 metrów. W 2016 roku spłonęło kilka rzeźb, ale cały czas trwa ich renowacja.
Artysta nazwał swoje dzieła Nimis, co oznacza „Za dużo”. Nie tylko nie przejmował się protestami władz, ale i poszedł o krok dalej i wybudował kolejną rzeźbę. Tym razem powstał zamek z kamieni i betonu.

Zdecydowanie Nimis jest jednym z ciekawszych obiektów na południu Szwecji. Ladonia jest bardzo tajemnicza i niezwykła. No i chyba instalacja artystyczna jest porządnie zbudowana, ponieważ bez problemu można było przejść tunelem między wieżami, a budulcem były tylko wyrzucone na brzeg materiały.

Hovs Hallar

Hovs Hallar to kolejny, malowniczy rezerwat w Skanii. Od 1971 roku objęty jest ochroną i stanowi część rezerwatu przyrody Bjarekusten. W 2017 zostało wpisane na listę „Skarbów europejskiej kultury filmowej” jako miejsce o historycznej i symbolicznej wartości dla kina. To właśnie tutaj Bergman nakręcił znaną scenę z filmu „Siódma pieczęć”.

Na koniec wyjazdu wybraliśmy 2-godzinny trekking do miejscowości rybackiej Torekov. Rezerwat ciągnie się wzdłuż linii brzegowej, kamienistych plaż i soczyście zielonej trawy. Jako że było po sezonie, nie spotkaliśmy prawie nikogo na trasie. Miejscowość była praktycznie wymarła. Latem odbywają się tutaj wycieczki do świata podwodnego.

Mimo że zimowy roadtrip nie miał nic wspólnego ze śniegiem, cieszymy się, że mogliśmy chociaż w niewielkim stopniu poznać Szwecję. Na pewno warto poznać Skanię ze względu na wyspę Ven, cypel z kolorowymi domkami i jabłkowy Kivik.