Menu
Śladami filmów / USA / Waszyngton

Stan Waszyngton – podróż na prawie kraniec USA

Pełen spektakularnych gór, krystalicznie czystych jezior i lasów deszczowych. Uznawany za najbardziej zielony stan w USA. 50% jego obszaru pokryte jest lasami. W tym regionie żyje największy odsetek ludzi niereligijnych. Wiele znanych marek (Starbucks, Amazon, Microsoft) miało tu swoje początki. Jest to jeden z siedmiu stanów, który zrezygnował z podatku dochodowego od osób fizycznych. Jest duża szansa, że niezależnie, gdzie jesteście w USA, to jecie jabłka, które stąd pochodzą.

Warto wiedzieć, że stan Waszyngton, to nie to samo co Waszyngton D.C., czyli stolica USA. Centrum dowodzenia USA znajduje się na wschodzie, a stan Waszyngton na zachodzie Stanów Zjednoczonych.

Steptoe Butte – waszyngtońska Toskania

Na początku przyjechaliśmy do Steptoe Butte State Park, czyli do waszyngtońskiej Toskanii. Warto wjechać do parku na najwyższe wzniesienie w okolicy, z którego rozpościera się panoramiczny widok na okolicę. Rozległe i żyzne wzgórza uprawne tworzą niepowtarzalny krajobraz. W rzeczywistości wyglądają jak malowany pastelami obraz. Na żywo te kolory też są takie intensywne, a burzowe chmury tylko dodały im dramaturgii.

Park Narodowy Północnych Gór Kaskadowych

Park Narodowy Północnych Gór Kaskadowych (North Cascades) to, naszym zdaniem, jedno z ciekawszych i bardziej malowniczych miejsc w stanie Waszyngton. Spędziliśmy tu kilka dni – spacerowaliśmy po górach, podziwialiśmy jesienne krajobrazy i cieszyliśmy się wszechobecnym spokojem. Zapraszam na osobny artykuł o North Cascades, w którym dokładnie opisaliśmy szlaki turystyczne i punkty widokowe, które odwiedziliśmy.

Winthrop – kowbojskie miasteczko

Winthrop to bardzo klimatyczne miasteczko, które wygląda jak żywcem wyciągnięte z Dzikiego Zachodu. Znajdziecie tutaj dużo drewnianych budynków ułożonych wzdłuż głównej ulicy. Sprawiają wrażenie bardzo autentycznych – zostały odbudowane i utrzymane w stylu westernowym.  Nie brakuje tutaj knajp, restauracji i sklepów z ciuchami inspirowanymi epoką i kowbojskim stylem. To wszystko, okraszone muzyką country dobiegającą z barów, sprawia, że czujemy się jak na planie filmu o Dzikim Zachodzie. Na pewno warto się tu zatrzymać w drodze z lub do parku.


Jeżeli udało nam się pomóc Ci w organizowaniu kolejnego wyjazdu albo po prostu podobają Ci się nasze materiały, możesz wspomóc ich dalsze tworzenie. Dziękujemy i bardzo się cieszymy – to dla nas nie tylko wsparcie, ale i dodatkowa motywacja!
Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

Wyspa Whidbey

W pewnym momencie zorientowaliśmy się, że nasza podróż zrobiła się zbyt intensywna. Dużo zwiedzamy, a jak mamy normalny nocleg pod dachem, to cały postój wykorzystujemy na pracę, planowanie trasy, zakupy, pranie itp. Nie było za bardzo przestrzeni na odpoczynek i zatrzymanie się, żeby trochę odetchnąć i zastanowić się nad czymkolwiek.

W odpoczynku i spowolnieniu życia bardzo pomogła nam wyspa Whidbey. Niby Waszyngton, a miałam wrażenie, że teleportowaliśmy się do Szwecji. Czysto, cicho i spokojnie jak w Skandynawii, zabudowa też taka szwedzka. Zapach oceanu i odgłosy mew były dla nas fajną odmianą i wspomnieniem naszych poprzednich wyjazdów.

Co zobaczyć na wyspie Whidbey?

Wyspa Whidbey znajduje się 35 mil od Seattle. Zamieszkała jest głównie przez rybaków i emerytowanych mieszkańców Seattle, którzy uciekli z lądu, aby na wyspie wieść spokojne życie, otworzyć kawiarnię lub własną farmę.

Na wysepce chodziliśmy po malutkich, portowych miasteczkach. Miały one może z pięć przecznic. Niby nic tam nie było, a jednak coś. Spacerując, między kolorowymi domkami nad oceanem można było zatrzymać się w kawiarni, zajrzeć do sklepu z lokalnymi produktami, czy zjeść małże, na które nie mieliśmy kasy. Tutaj czas naprawdę zwolnił 😉 Zwiedzanie Whidbey nie byłoby kompletne bez spacerów i trekkingów, a łatwych szlaków nie brakuje. Ale po kolei…

Anacortes – malutkie nadmorskie miasteczko, w którym można zobaczyć wrak statku porośnięty mchem.

Rosario Beach – nasze serca skradła plaża Rosario, którą bardzo polecam. Piękne widoki i stoły piknikowe pokazały nam, że warto częściej robić postoje na czytanie książek, czy gotowanie obiadu w spokoju.

Chocolate Flower Farm – byliśmy też na czekoladowej farmie, która na szczęście miała też czekoladę. Nie jest to takie oczywiste, bo jej nazwa nie pochodzi od słodyczy a od kwiatów, które miały czekoladowy kolor 😉 Były tam też kozy, które można było karmić orzechami.

Langley – w parku natknęliśmy natknąć się na króliki, które sobie tam żyją na wolności. No piękne 🙂

Coupeville – kolejne urocze miasteczko.

La Conner – jest to miasteczko pełne galerii sztuki, lokali gastronomicznych i miejsc, z którego możemy podziwiać malownicze nabrzeże. W tym starym, młyńskim miasteczku mieszka tylko 1000 osób. La Conner znane jest z pobliskiego festiwalu tulipanów i żonkili, ale nawet jeśli nie traficie na tą imprezę, to i tak La Conner jest przepiękne i warte odwiedzenia.

Deception Pass i szlaki trekkingowe

Park stanowy Deception Pass to jeden z najbardziej malowniczych miejsc w stanie Waszyngton. Są tu przepiękne plaże, bujne lasy i most położony wysoko na skałach – najbardziej rozpoznawalny punkt Deception Pass. Wokół mostu i w ogóle na całej wyspie znajduje się kilka szlaków pieszych. Naszą ulubioną trasą trekkingową jest Bluff Trail (6-milowa pętla). Najpierw wędrowaliśmy wzgórzem, a wracaliśmy plażą. Plus za różnorodność i przyjemną trasę 🙂

Pozostałe szlaki trekkingowe na wyspie Whidbey: Cranberry Lake Trail Access, Pass Lake Trailhead, Lottie Point Trail, Goose Rock Summit, Goose Rock Perimeter Trail.

Seattle – nowoczesne miasto grunge

Seattle to miasto, które nas zachwyciło, a nie mieliśmy zbyt dużych oczekiwań w stosunku do niego. Jest ono bardzo  różnorodne – tutaj nowoczesność spotyka się z grunge. Jednego dnia zwiedzaliśmy Seattle śladami Nirvany, innego popijaliśmy lokalny cydr, a kolejnego eksplorowaliśmy okoliczne muzea. Stworzyliśmy obszerny przewodnik po Seattle w osobnym wpisie. Zapraszamy!

Zwiedzanie śladami serialu „Twin Peaks”

Zwiedzanie stanu Waszyngton śladami serialu „Twin Peaks” było jedną z naszych najbardziej wyczekanych atrakcji zachodniego wybżerza USA. Zobaczyliśmy kilkanaście miejsc, w których kręcono jeden z naszych ulubionych seriali. Miasta North Bend i Snoqualmie, które „odgrywały” tytułowe Twin Peaks są w rzeczywistości bliskie klimatem temu, co można zobaczyć na ekranie. Odwiedziliśmy Double R, posterunek szeryfa, hotel, w którym spał Cooper i mnóstwo innych lokalizacji filmowych. Zwiedzanie Waszyngtonu śladami „Twin Peaks”, to w ogóle temat na osobny wpis, który z resztą napisaliśmy 🙂

Roslyn, czyli Ciceley z „Przystanku Alaska”

„Twin Peaks” nie istnieje jako osobne miasto – to wszystko telewizyjne kłamstwo. Lokalizacje są rozrzucone po Waszyngtonie i Kalifornii. Za to Ciceley z „Przystanku Alaska” istnieje naprawdę…
To też kłamstwo, a nawet dwa:
1. Miasteczko w rzeczywistości nazywa się Roslyn
2. Nie znajduje się na Alasce, tylko w stanie Waszyngton.

Poza tym to wszystko prawda. Nie dziwimy się, że wybrano tę lokalizację. Nie trzeba jechać na Alaskę, żeby poczuć się jak w małym miasteczku wyrzuconym na kraniec cywilizacji. Wydaje się, że wszyscy się tutaj znają, jakby byli z jednego planu filmowego.

Samo Roslyn jest planem filmowym – jego ulica była umieszczona w czołówce. W nim znajdują się prawie wszystkie zewnętrzne lokalizacje: gabinet doktora Fleischman (teraz sklep z pamiątkami), sklep Ruth-Anne (równie sklep z pamiątkami), bar Shelly i Hollinga (teraz bar kogoś innego) no i moje ulubione – studio radiowe, z którego Chris nadawał swoje audycje.

Miłym akcentem jest to, że na miejscu zostały radiowe dekoracje i smaczki z serialu. W ogóle jest tego dużo nie tylko na głównej ulicy. Widać związki mieszkańców z ekipą filmową – na przykład otrzymali oni podziękowania za wkład w zdobycie drugich złotych globów. To miasto wydaje się być serialem. Nie jesteśmy na świeżo po oglądaniu, a i tak mogliśmy się poczuć, jak na planie, a nawet lepiej – jak jego bohaterowie.

Mountain Loop Highway

84-kilometrowa Mountain Loop Highway to malownicza trasa, biegnąca od zachodniej części Gór Kaskadowych. Po drodze mijaliśmy lasy, rwące rzeki i przemierzaliśmy przez kręte drogi. Nie jest to nasze ulubione miejsce w stanie Waszyngton, ale jeśli macie wolne 2-3 godziny to polecam przejażdżkę Mountain Loop Highway.

Colchuck Lake – trasa do alpejskiego jeziora

8-milowa pętla do Colchuck Lake nie była bardzo widokowa, ale cel wędrówki był wart wysiłku. Alpejskie jezioro w błękitnym kolorze na tle gór w jesiennej aurze, zrobiło na nas duże wrażenie. To trochę takie połączenie Kanady, Dolomitów i Tatr. Akurat to był czas, kiedy już mieliśmy dość trekkingów i podobnych do siebie krajobrazów, ale Colchuck Lake nas oczarowało 😉 To był też ten czas, kiedy letnia jesień zaczęła się zamieniać w mroźną jesień. Coraz częściej myśleliśmy o powolnym wyjeździe z Waszyngtonu w stronę cieplejszych miejsc 😉

Park Narodowy Mount Rainier

Kolejnego dnia pojechaliśmy do Parku Narodowego Mount Rainier, w którym znajduje się aktywny wulkan (4392 m) i jest najwyższą górą w Waszyngtonie. Mieliśmy zrobić trekking z widokiem na wulkan, ale zaskoczył nas śnieg. Zimowa aura w całości przysłoniła wulkan. Było tak zimno, że nawet psy były w ubrankach. Niektóre trasy nie były dostępne, a deszcz ze śniegiem nie zachęcał do wychodzenia na dłużej z ciepłego auta. Prognoza pogody na kolejne dni była taka sama, więc niespodziewanie wróciliśmy do Seattle. Mount Rainier widzieliśmy tylko przez chwilę, ale to jest to miejsce, do którego chcemy wrócić.

Leavenworth – bawarskie miasteczko w stanie Waszyngton

Kiedyś w Leavenworth żyli Indianie, a potem odkryto cenne złoża kruszywa, co zakłóciło spokój rdzennej ludności. Z czasem przyjechali tu biali, wygonili tubylców i założyli swoje miasto. W 1960 roku Leavenworth zaczęło się zmieniać. Wszystko po to, aby przyciągnąć turystów. Jednemu właścicielowi motelu okolice skojarzyły się z Bawarią – były góry, czyste i rwące potoki, dużo śniegu zimą, więc dorobili do tej wizji resztę elementów, kojarzących się z niemieckim regionem. Władze miasta pochwaliły ten pomysł, więc małymi krokami zaczęła powstawać „amerykańska Bawaria”.

Park Narodowy Olympic

Do Parku Narodowego Olympic przyjechaliśmy po sezonie, więc sporo tras i dróg było już niedostępnych. Postanowiliśmy z tych warunków wyciągnąć tyle ile się da. Codziennie ta lista się kurczyła, ale najfajniejszy szlak zrobiliśmy pierwszego dnia. Nigdy nie byliśmy w tak różnorodnym parku, w którym znajdują się plaże, lodowce i lasy deszczowe.

Mount Storm King

Mount Storm King to teoretycznie tylko 4-milowy szlak, ale jego przewyższenie to 2065 stóp (ok. 650 m) . Kilka razy chciałam użyć deszczu jako wymówki i zawrócić do suchego i cieplutkiego samochodu. Dobrze, że tego nie zrobiłam. Im byliśmy wyżej, tym bardziej wyłaniały się piękne widoki na las i jezioro.

Kiedy trzeba było wspomóc się liną, żeby wejść na szczyt, pomyśleliśmy, że w końcu jakaś odmiana w naszych trekkingach. Coś zaczęło się dziać na tym szlaku. Widoki na szczycie skały były jedyne w swoim rodzaju 🙂 Warto było przemoknąć do suchej nitki dla tych krajobrazów i uczucia stania ponad całą okolicą.

Marymere Falls Trail

1,5-milowy szlak Marymere Falls, prowadzący do niewielkiego wodospadu.

Lake Crescent

Jezioro Crescent to krystalicznie czyste jezioro polodowcowe. Jest to idealne miejsce na piknik, pływanie kajakiem czy okoliczne wędrówki. Bardzo ładnie widać Jezioro Crescent ze szczytu Mount Storm King.

Lasy deszczowe w Parku Narodowym Olympic

Lasy deszczowe w Parku Narodowym Olympic są imponujące, z każdym kilometrem zachwycają jeszcze bardziej. Tutaj zieleń jest bardzo soczysta, a z gałęzi drzew zwisają mchy. Las deszczowy strefy umiarkowanej występuje tylko w kilku miejscach na świecie. Rosną tutaj ogromne choinki, świerki, klony oraz żywotniki. Największe drzewa osiągają nawet 100 metrów wysokości. Warto spojrzeć w górę, żeby poczuć ich ogrom. Potem polecam zerknąć na ziemię, ponieważ i tam kryje się bogactwo natury w postaci mchów i paproci.

Las deszczowy Hoh

Udaliśmy się do lasu deszczowwgo w dolinie rzeki Hoh. Tutaj w deszczu wybraliśmy się na dwa krótkie szlaki:

Spruce Nature Trial (1,2 mili)

Hall of Mosses (0,8 mili)

Trasy były krótkie, ale wystarczające, żeby zobaczyć oblicze lasu deszczowego, ale za krótkie, aby się nim nacieszyć i dokładnie go poznać.

Las deszczowy Quinault

W Parku Olympic można zobaczyć jeszcze drugi las deszczowy – Quinault. Tutaj deszcz już bardzo nam doskwierał, mieliśmy coraz więcej rzeczy do suszenia, ale zdecydowaliśmy się na krótki trekking. Kestner Homestead Trial to łatwa 2,5-kilometrowa wędrówka przez opuszczone 100-letnie gospodarstwo. Z czasem zostawione sobie pola uprawne znikają i pojawia się chłodny, wilgotny, otoczony mgłą las.

Wybrzeże stanu Waszyngton

Na pewno latem moglibyśmy bardziej posmakować wybrzeża w Waszyngtonie – można by było zobaczyć skały w całej okazałości i posiedzieć na plaży, ale taka mroczna odmiana też była na swój sposób jest ciekawa. Czujemy bardzo duży nieodyst i na pewno chcemy wrócić latem, aby dokładniej poznać plaże Waszyngtonu.

First, Second i Third Beach to miejsca, które objechaliśmy bardzo szybko. W przypadku Drugiej Plaży nawet nie wyszliśmy z samochodu – wiatr wraz z deszczem nas pokonał. Polecamy szczególnie Pierwszą Plażę z przepięknym widokiem na skały wyłaniające się z wody i lądu. Do każdej z nich trzeba chwilkę podejść.

Hole-In-The-Wall

To była krótka wędrówka, bardziej przypominała spacer po plaży niż trekking. Deszcz i wiatr tylko dodawały dramaturgii temu miejscu 🙂 Wybrzeże stanu Waszyngton w takiej pogodzie wydawało się dzikie i odludne. Naszym celem wędrówki było Hole-In-The-Wall. Jest to formacja skalna z wydrążoną w niej dziurą. Przez chwilę w niespokojnej wodzie dostrzegliśmy nawet lwa morskiego.

Bardzo chcieliśmy zwiedzić dzikie, niezaludnione i bardzo ładne wybrzeże Waszyngtonu. Jednak pogoda była tak paskudna, że stwierdziliśmy, że musimy odpuścić i jechać w kierunku słońca.

Port Townsend

Port Townsend to niewielkie, wiktoriańskie miasteczko. Zwiedzanie zaczęliśmy od Chetzemoka Park. Niewielki park po sezonie był praktycznie pusty. W tym miejscu można podziwiać roślinność lub udać się krótkim szlakiem na plażę. Naszym głównym celem było zobaczenie Fort Worden State Park, a dokładnie opuszczonych schronów. Wypełnione są ciemnymi tunelami i komnatami. Strome schody najczęściej nie mają barierek i idealnie komponują się z pozostałymi elementami budynków. Na końcu parku stanowego znajduje się latarnia morska z okolicznym campingiem.

Downtown w Port Townsend to połączenie domków z epoki wiktoriańskiej i nowoczesnego śródmieścia. Zapewne latem to miejsce tętni życiem za sprawą licznych kawiarni, restauracji i galerii sztuki. Pod koniec XIX wieku spekulowano, że Port Townsend zostanie głównym portem za zachodnim wybrzeżu i nastąpił boom budowlany.  Kryzys gospodarczy w Stanach Zjednoczonych w 1893 roku zahamował plany budowy linii kolejowej do Port Townsend. Wiele osób opuściło ten obszar i tym samym zakończono budowę domów. Mimo wszystko, wiele budynków pozostało dobrze zachowanych do dziś.

Aberdeen – miasto Kurta Cobaina

Aberdeen to jedno z najbardziej szarych i smutnych miasto, które mieliśmy okazję odwidzić w USA. Cel naszej wizyty był jeden – zobaczyć miejsca, które kojarzone są z Nirvaną i Kurtem Cobainem. Zapraszam na rozbudowany i szczegółowy artykuł na temat Aberdeen i innych miejsc związanych z Nirvaną.

Podróż po stanie Waszyngton w USA

Kiedy najlepiej odwiedzić stan Waszyngton? Najlepszy czas na zwiedzanie tej części USA to lipiec-wrzesień. My mieliśmy szczęście, ponieważ na przełomie września i października mieliśmy bardzo ładną pogodę i codziennie mogliśmy cieszyć się „złotą jesienią”. Z kolei w parku Mt. Rainier w tym czasie spadł śnieg, więc obszary wysoko położone lepiej jest zwiedzać latem. Z kolei jesienią w Parku Narodowym Gór Kaskadowych mogliśmy podziwiać złote modrzewie. Do połowy października większość tras w North Cascades była otwarta, ale warto na bieżąco sprawdzać te informacje w Visitor Center i stronach parków.

Czy warto wynająć samochód? Podróżowanie po USA jest bardzo trudne bez samochodu. W wiele miejsc, szczególnie tych odludnych i parków narodowych nie dojedziemy komunikacją publiczną, która praktycznie nie istnieje. W stanie Waszyngton to właśnie natura jest najpiękniejsza.

Jeśli odwiedzicie minimum 3 parki narodowe w USA, zdecydowanie najbardziej opłaci się kupić kartę America the Beautiful (Annual Pass) za 80 dolarów. Pojedyncze wejście do parku około 35 dolarów za samochód, więc koszt karty bardzo szybko się zwróci.

My wybieraliśmy najczęściej noclegi na dziko. W tym przypadku bardzo pomocna była aplikacja iOverlander, którą bardzo polecamy. Można w niej znaleźć również płatne campingi, hotele i inne miejsca przydatne w czasie podózy amochodowych i nie tylko.

Co jeszcze warto wiedzieć o stanie Waszyngton?

Stan Waszyngton jest domem dla jednego z najwyższych i najbardziej aktywnych wulkanów w Stanach Zjednoczonych – Mount Rainier. Jest to również najwyższy szczyt stanu.

Stan Waszyngton jest znany z dużego systemu promów (ferryboats), które transportują ludzi i pojazdy przez liczne zatoki i cieśniny, ułatwiając komunikację między wyspami i wybrzeżem.

Stan Waszyngton ma surowe prawo w kwestii gier i kasyna internetowego. Wyścigi konne były jedną z niewielu legalnych form hazardu w stanie Waszyngton. Jednak zakłady musiały być zawierane na wyznaczonych torach wyścigowych, takich jak „Emerald Downs”. Waszyngton miał własne loterie stanowe, które były legalne i służyły jako źródło finansowania różnych programów publicznych.

Północno-zachodnia część stanu Waszyngton jest jednym z najbardziej deszczowych obszarów w kontynentalnych Stanach Zjednoczonych, co sprzyja bujnej roślinności i produkcji energii z elektrowni wodnych.

Waszyngton jest uważany za jeden z bardziej ekologicznych stanów w USA, z dużym zaangażowaniem w ochronę środowiska i zrównoważony rozwój.