Nie jest to wpis na bieżąco. Język Trolla i Preikestolen odwiedziliśmy jakiś czas temu. Norwegia zdecydowanie była najlepszym kierunkiem na Złombol. Same ładne widoki, dużo natury, trochę zimna i 21 dni na poznanie kraju Elfów. Lubię zdjęcia z tej wyprawy i też w pewien sposób chcę się nimi podzielić mimo, że w sieci krąży mnóstwo takich samych fotografii, a nawet lepszych. Jednak chcę, żeby one w końcu znalazły się na mojej stronie. Niestety połowa zdjęć zniknęła gdzieś w przestworzach komputera czy internetu.
Język Trolla – Trolltunga
Z samego rana dotarliśmy do miasteczka Tyssedal, gdzie rozpoczynał się szlak na Język Trolla. Pierwszy fragment można było przejść na dwa sposoby. Albo normalnie ścieżką, albo schodkami bezpieczeństwa nie działającej już kolejki linowej o nazwie Mageliban. Ta druga trasa jest zabroniona ze względu na niebezpieczeństwo. Mimo wszystko zdecydowaliśmy się pokonać 2,500 tys schodków, aby zacząć wymarzony treking. Z samego dołu kolejka wyglądała zachęcająco. Pomyśleliśmy, że łatwiej i szybciej będzie przejść tę partię schodkami, niż górzystymi wzniesieniami. Szliśmy i szliśmy. Pokonywaliśmy schodek po schodku chyba z 50 minut, jak nie dłużej. Nie było tak łatwo jak się zapowiadało. Zrozumiałam także niebezpieczeństwo czyhające na tych schodkach – stan kolejki pozostawiał wiele do życzenia. Nie bez powodów nie spełniała wymogów bezpieczeństwa. Lepiej było także nie patrzeć w dół, schodki są zawieszone kilka metrów nad ziemią, a poręcz, no cóż, zardzewiały drut, który pozwolił, choć trochę się przytrzymać – tutaj są zdjęcia z kolejki. Klik. Przeprawa była trochę męcząca, ale warto było spróbować czegoś nowego. Po tej godzinie zaczęły nam się ukazywać piękne widoki, które zapowiadały 10-godzinną wyprawę. Nie mogliśmy narzekać na pogodę, więc piękno Norwegii stało przed nami otworem.
Szliśmy długo, ale trasa sama w sobie nie jest ciężka. Nie ma zbyt dużej ilości wzniesień. Wspominam drogę na Język Trolla jako przyjemny, ale długi spacer. Trasa jest popularna, więc co chwilę spotkaliśmy innych ludzi spragnionych jednej z większej atrakcji Norwegii. Po drodze można było ujrzeć drewniane domki. Jeden z nich, bardzo malutki specjalnie jest otworzony dla turystów szukających schronienia. Nie zabrakło także strumyków, które pozwalały nam napełnić puste butelki.
Po wielu godzinach spokojnego trekingu, kawałek po kawałku zaczął ukazywać nam się Język Trolla zawieszony nad przepaścią. To właśnie tutaj wszyscy robią sobie zdjęcia siedząc na krawędzi skały, gdzie nogi swobodnie zwisają 1100 metrów nad poziomem morza. Nie zdobyłam się na taką odwagę, zdecydowanie wolałam z bezpiecznej perspektywy stąpać po głazie. Zdobyłam się tylko na skaczące zdjęcie. Wcześniej nasłuchałam się opowieści o owcach, które regularnie lądują na dole. Spoglądając w dół można zobaczyć, że trochę ich tam jest. Jeżeli zrzucicie butelkę na dół, musicie poczekać kilka sekund, aż usłyszycie dźwięk sygnalizujący, że jest już na dole. To tylko pokazywało nam jak wysoko zawieszony jest słynny Język Trolla:)
Nie bez powodu jest to jedno z piękniejszych miejsc w Norwegii. Ostatnio nawet uznali, że jest to najlepsze miejsca na selfie:) Nie słyszałam jeszcze o wypadkach w tym miejscu, ale warto być rozważnym. Cy warto? Tak. Czy wróciłabym tutaj? Jak najszybciej! W końcu ładne zdjęcia same się nie zrobią.
Preikestolen
Dzień później postanowiliśmy zaliczyć kolejną półkę skalną. Po wejściu na Język Trolla miałam wrażenie, że wycieczka na Preikestolen trwała tylko chwilę. Tutaj już nie można było liczyć na chwilę prywatności. Nie wspominając już o korkach! Tak, na trasie były korki, tyle obywateli świata zjechało się w to miejsce. Ponoć miejscowi często w weekendy robią sobie spacery w te strony, biegacze trenują, a cała reszta narzeka na tłok. W Norwegii bieganie nie należy do rzadkości i ogólnie chyba każdy obywatel uprawia jakiś sport.
Trasa była króciutka, ale trzeba było się trochę wysilić. Liczne kamienie, pagórki, widoki mniej zjawiskowe, ale nadal Norwegia trzymała poziom. Przeprawa generalnie byłaby przyjemna, gdyby nie liczni turyści. W ciągu dwóch godzin byliśmy na miejscu. Pogoda dopisywała, także i Preikestolen mogliśmy ujrzeć w najlepszym wydaniu. Półka jest ogromna, zawieszona jest na 600 metrach nad lazurowym jeziorem. Ponownie postanowiłam, że moje podeszwy nie będą zwisały, tylko popatrzę sobie z boku. Jeżeli ktoś chce spróbować wygrać z lękiem wysokości Preikestolen może być doskonałą terapią. Zazdroszczę osobą, które jakby nigdy nic siadają na skraju skały i z przyjemnością pozują do zdjęć.
Żeby uraczyć tutaj chwilę spokoju trzeba przyjść z samego rana. Niestety po południu nie możemy liczyć na zdjęcie, gdzie będziemy tylko my, skała i niezapomniane krajobrazy. Mimo wszystko nic nam nie przeszkodziło, aby się cieszyć takim cudem natury.
Kjerag
Niestety na trzeci głaz nie starczyło nam czasu. Początkowo nie żałowałam, bo jakby ekipa po kolei postanowiła sobie postać na kamieniu, który utknął w szczelinie, zapewne serce by mi stanęło.Teraz sobie myślę. że warto i tam powędrować. Ponoć trasa jest już trudniejsza i bardziej wymagająca, ale dla takiego kontaktu z naturą i widoków warto się pomęczyć.