Ten temat chyba już zawsze będzie częścią mnie. Trzy lata temu napisałam wpis o tym, jak pokonać lęk przed lataniem. Wymieniłem sposoby, które pomagają mi nie zwariować w trakcie lotu i podczas oczekiwania na niego. Nadal muszę zaglądać na tę listę, aby powstrzymać strach przed wzbijaniem się w powietrze. Mimo że minęły 3 lata i niezliczona ilość lotów, które odbyłam.
Ten wpis pisałam w telefonie podczas silnych turbulencji na trasie Chicago – Keflavik. Po 1,5- godzinnych przebojach w samolocie, część tego tekstu przestała być aktualna.A już byłam taka zadowolona z siebie 🙂 Znowu się cofnęłam. Zrobiłam kilka kroków naprzód, aby ponownie wpaść w sidła strachu, który dla wielu osób jest nieuzasadniony.
***
Samolot falował jak statek na niespokojnych wodach. Kilka razy zrobiło mi się gorąco. Dziwiłam się, że to tyle trwa. Ten czas przeplatamy był normalnością i obawami. Patrzyłam na ludzi wokoło. Na nich silne turbulencje nie robiły wrażenia. Nigdy nie sądziłam ze kiedyś dołączę dobrej grupy. Na twarzy jednej stewardessy malowało się przerażenie. Pasażerka obok siedziała spięta. Z kolei para przede mną spała…jakby nigdy nic. Szukałam potwierdzenia, że to, co się dzieje jest normalne, a samolot wcale zaraz nie rozpadnie się na milion, małych kawałków. Nigdy nawet sobie nie wyobrażałam tak silnych turbulencji, a tym bardziej tego, że będą trwały wiecznie.
Grenlandia od teraz będzie mi się kojarzyć przede wszystkim z tym lotem. To był ten moment, a raczej prawie dwie godziny, które spowodowały mój regres. Tak bardzo wypracowałam sobie walkę z lękiem przed lataniem, a teraz zrobiłam kilkanaście kroków w tył. Jednak początki były jeszcze gorsze…
Trudne nie tylko początki
…trzy lata temu leciałam samolotem po dłuższej przerwie. To chyba był mój 7 lot w życiu. Ręce miałam mokre, ale zimne, siedziałam jak na szpilkach i wsłuchiwałam się w każdy odgłos silnika. Nie byłam w stanie się ruszyć. O zamknięciu oczu nie było. Musiałam wiedzieć co się dzieje dookoła. Uspokajały mnie stewardessy prowadzący podniebny jarmark. W końcu, gdyby coś się działo, to zapewne poszłyby walczyć z przeciwnościami losu, a nie spełniały oczekiwania wybrednych pasażerów.
Kilka lat temu nie uwierzyłabym w to, że dam się zamknąć w tej maszynie na 10 h. Zrobiłam to z własnej woli. Pamiętam, że trzy lata temu, kiedy samolot unosił się do góry i kierował w stronę Madrytu, powtarzałam sobie: „pewnie nigdy nie będę w Stanach”. Tak długi lot nie mieścił się w głowie. Jednak go przetrwałam i to całkiem dobrze. Sama byłam zaskoczona. To tylko oznacza, że jest jakiś postęp. Był bardzo duży, ale jeden lot spowodował, że wszystko wróciło na stare tory.
Nadal zdarza się tak, że ściska mnie w żołądku i uspokajam się, dopiero kiedy samolot osiągnie prędkość przelotową. Bywa i tak, że totalnie bez emocji podchodzę do sprawy i nic mnie nie rusza. A czasami jest po prostu normalnie. Szykuje się tak jakbym miała zaraz wsiąść do pociągu, a nie do maszyny, która „szybuje” w przestworzach. Zdarzały się nawet takie sytuacje, że chciałam dłużej posiedzieć w samolocie, ponieważ nie chciało mi się gonić za bagażem ….Jednak nie ma w tym żadnej stabilności. Jedna mała rzecz potrafi sprawić, że ponownie cofnę się do początku tej historii.
Boisz się latać samolotem? No to lataj jak najczęściej!
Teraz wiem, że jedynym ratunkiem jest, jak najczęstsze wzbijanie się w powietrze. Wszelka edukacja o tym, dlaczego samolot lata, a turbulencji są bezpieczne, czy przegląd statystyk to tylko dodatek. Podobnie jak tabletki nasenne czy te na uspokojenie. Częstsze i regularnie latanie to najlepsza i moim zdaniem jedyna droga. Niestety jest też najtrudniejsza. Teraz mogę powiedzieć, że można się do tego przyzwyczaić, chociaż w minimalnym stopniu. Raz będzie lepiej, a raz strach przejmie kontrolę. Sinusoida – to najlepsze określenie na walkę ze strachem przed lataniem.
Pewnie nigdy nie będę się czuć w samolocie jak ryba w wodzie, ale teraz widzę, że latanie nie musi być złem koniecznym tylko czymś, co jestem w stanie znieść. Niestety nie ma drogi na skróty i jeżeli boisz się latać samolotem, a podróże są częścią Twojego życia, to lataj jak najczęściej. Brzmi jak tortura, no nie?
Jak teraz jest? Nadal nie lubię latać i to bardzo, ale ostatni lot na Islandię zniosłam całkiem dobrze. O wiele łatwiej niż ten do Neapolu czy Bukaresztu. 1,5-2 h, a ja siedziałam jak na szpilkach, a 4-godzinna trasa na Islandię ponownie pomogła mi się oswoić z tą maszyną. Nie ma reguły. Mimo wszystko po tylu latach postępy nie są imponujące, ale postanowiłam się do tego bardziej przyłożyć. Efekty już niedługo!:)
Chętnie posłucham, jak Wy walczycie z lękiem przed lataniem? Albo jak już sobie z nim poradziliście:)