Przejście szlaku Caminito del Rey marzyło mi się od dawna. Ścieżka Króla jest według mnie wyjątkowym punktem na mapie Hiszpanii – piękne krajobrazy, natura i trochę adrenaliny. Jeszcze do 2000 roku uchodziła za jedną z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Przed wyjazdem w te strony naczytałam się, że przejście Caminito del Rey mrozi krew w żyłach, paraliżuje wszystkie kończyny i w ogóle jest bardzo emocjonującym przeżyciem. Tak czułam, że to jest idealne miejsce dla mnie i mojego lęku wysokości. Jak naprawdę wygląda Ścieżka Króla?
***
Potrzebujesz w pomocy zorganizowania wyjazdu do Hiszpanii? Chcesz odwiedzić mniej znane miejsce? Kliknij w zdjęcie poniżej i dowiedz się więcej.
Tylko trochę historii
Na początku opowiem Wam, co to za trasa i dlaczego musiała przejść gruntowną renowację.
Szlak Caminito del Rey został zbudowany w latach 1901-1905 w celu transportowania materiałów i ludzi budujących zaporę wodną. Chodnik miał tylko metr szerokości w najwęższym odcinku. Robotnicy (najczęściej więźniowie) pracowali nad przepaścią owinięci tylko samą liną. Skazańcy decydowali się na taką zagrażającą życiu formę pracy w zamian za zmniejszenie wyroku.
W 1920 roku uruchomiono elektrownię wodną Conde de Guadlahorce. Inaugurację rozpoczął król Alfonso XIII, który jako pierwszy przeszedł tą niebezpieczną trasę, co zapoczątkowało nazwę Camino del Rey – „Ścieżka Króla”.
Chodnik zbudowano z cementu i piasku oraz metalowych wsporników. Z czasem solidna konstrukcja uległa zniszczeniu, co z kolei stanowiło wyzwanie dla amatorów mocnych wrażeń. Śmiertelne niebezpieczeństwo tylko podkręcało atmosferę. Na zdjęciach widać pozostałości po starej ścieżce. Nowa droga fragmentami ciągnie się nad tą starą, więc na bieżąco możemy porównywać ich trudność.
Tam gdzie było to niezbędne, wspinacze wmontowali w wapienne ściany metalowe liny. Dzięki temu niektóre fragmenty można było przejść zabezpieczając się poprzez wpięcie do nich karabinku wspinaczkowego. Na nic zdały się wszelakie zakazy i komunikaty o niebezpieczeństwie. Ewentualnie późniejsze informacje o wysokich grzywnach trochę przystopowały ruch na trasie.
Obejrzyjcie sobie ten filmik z przejścia Caminito del Rey. Momentami przechodzą mnie ciarki, kiedy widzę tą przepaść i próby przejścia trasy w miejscach, gdzie chodnika już nie ma.
Zamknięcie szlaku
W 2000 roku władze postanowiły zamknąć wąwóz ze względu na śmiertelne wypadki. Niestety remont przeciągał się w czasie i dopiero w 2013 roku pojawiły się środki na renowację ścieżki. Na ten cel przeznaczono 7,7 miliona euro z budżetu władz lokalnych. Dopiero w 2016 roku otworzyli ścieżkę, po zbudowaniu nowego chodnika, parkingu i całej infrastruktury.
Przez pierwszy rok atrakcja była darmowa, ale od kwietnia 2016 roku obsługę przejęła prywatna firma i od tej pory za wejście na szlak trzeba zapłacić. To nie wszystko – dostęp jest limitowany i dziennie „tylko” 450 osób może podziwiać ten cud natury.
Nowa droga
Szlak wiedzie wzdłuż wąwozu za pomocą przytwierdzonej do ścian ścieżki, która została całkowicie odremontowana. Nowa droga plus barierki zabezpieczające wokoło sprawiły, że niewiele pozostało z tej niebezpiecznej i mrożącej krew w żyłach trasy wspinaczkowej. Uważam, że obecnie każdy jest w stanie przejść Ścieżkę Króla. Jedynie jeden punkt może być bardzo trudny, ale o tym później.
Tak mało brakowało…
Caminito del Rey znajduje się wysoko na mojej liście „miejsc do zobaczenia” od ponad 3 lat. Pod koniec Erasmusa jechałam do Rondy i przejeżdżałam przez stację „El Chorro”. Nazwa wydawała mi się znajoma. Po chwili zorientowałam się, że to jest przecież ten wąwóz ze słynną trasą, która jest uznawana za jedną z najbardziej niebezpiecznych na świecie. Wiedziałam, że kiedyś tu wrócę. Chciałam od razu, ale jak wiecie, w moim słowniku nie istnieje słowo „spontaniczność” 😀
Trzy lata później miałam kupione bilety na przejście Caminito del Rey. Ze względu na złe warunki atmosferyczne wycieczka może zostać odwołana (deszcz, silny wiatr). Mam szczęście do anulowania moich rezerwacji – dwa razy pod rząd nie zobaczyłam jaskini lodowej na Islandii, właśnie ze względu na deszcz. Bałam się, że powiedzenie „do trzech razy sztuka” sprawdzi się i w tym przypadku.
Mieliśmy pecha od samego początku. Wyjechaliśmy za późno z Estepony, nawigacja pokazała dłuższy czas przejazdu, który cały czas się wydłużał, ale chociaż pogoda była po naszej stronie.
Wycieczka startowała po 16:00, a my o tej godzinie dopiero zbliżaliśmy się do rejonu wąwozu El Chorro. Uratowały nas znaki na trasie, które pokazywały właściwą drogę. Nawigacja chciała nas zaprowadzić w inne miejsce w okolicy.
Na miejscu nie mogliśmy zlokalizować naszej wycieczki. Jak to mówią „koniec języka za przewodnika”, więc spytałam kelnera w barze o to, gdzie się wszyscy podziali. Jego ekspresja emocji trochę mnie przerosła, ale szybko zrozumiałam, że wycieczka startuje o 16:00, ale 2,5 kilometrów stąd. Na piechotę.
Praktycznie:
Otwarte jest tylko wejście północne w miejscowości Ardales. Dojeżdżacie do punktu, gdzie jest restauracja El Mirados Ardales i parking – na pewno zauważycie, będą także wskazówki na drodze. Tutaj porzucacie swój powóz i idziecie na piechotę do bramy wejściowej „Caminito del Rey”, gdzie zaczyna się wycieczka.
Tuż przy barze znajduje się duży tunel i tabliczka z napisem „2,3 km”. W tę stronę właśnie się udaliśmy. Wcześniej czytałam, że ludzie byli trochę przerażeni wchodząc do tego tunelu, bo ciemno, bo ciasno. Spojrzałam na przejście i nawet ja z moją klaustrofobią nie miałam problemu, aby przejść przez tę jamę. Nie wiedziałam o co chodzi.
Wszystko wyjaśniło się dopiero po powrocie. 200 metrów dalej jest kolejny tunel (ten malutki) i z tego miejsca do bramy wejściowej jest tylko 1,5 km, a nie 2,3 km. Wybór należy do Was.
Okazało się, że mogliśmy na spokojnie delektować się obecnością natury, a nie ostro pędzić przed siebie, ponieważ za bardzo nie miało znaczenia na którą godzinę mieliśmy bilety. Normalnie zostaliśmy wpuszczeni i ruszyliśmy na zwiedzanie z następną, albo jeszcze kolejną wycieczką. Z drugiej strony mieliśmy szczęście, ponieważ na szlak może wejść dziennie max 450 osób. Trasa przebiega przez rezerwat, więc w trosce o przyrodę ilość turystów jest ograniczona. Tak zaczęła się wycieczka jednym z najciekawszych szlaków, które przeszłam.
Caminito del Rey – trasa
Trasa rozpoczyna się od chodników zawieszonych wysoko nad przepaścią. Solidna drewniana podłoga oraz metalowe barierki dają poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Ścieżka jest wąska, ale nie na tyle, żeby budzić grozę. Idzie się przyjemnie i widoki dookoła tylko potęgują wrażenie.
Kolejny odcinek ciągnie się przez las. Nie jest może spektakularny, ale w taki upał przydało się trochę cienia. Następnie znowu wędrujemy nad przepaścią. Tym razem wiszące chodniki były jeszcze wyżej zawieszone i falowały na różnych wysokościach ściany.
Wzdłuż wąwozu płynie rzeka Guadalhorce ze zjawiskową, lazurową wodą. W tym miejscu mamy coraz lepsze widoki na wąwóz. Dopiero w tym momencie możemy odczuć dużą wysokość oraz podziwiać skały, gdzie kiedyś urzędowali wspinacze. Pionowe skały budzą respekt 🙂
Praktycznie na końcu trasy pojawił się długo wyczekiwany most Puente Colgate. Przejście przez ruchomy, metalowy most zawieszony nad przepaścią dostarczył nam największej dawki emocji. Konstrukcja od dołu ma tylko kratkę przez którą widać kilkusetmetrową przepaść. Liny na których jest zawieszony skrzypią, a do tego most lekko się buja. Przeszłam przez niego tak szybko jak się dało i to był ten fragment, który może być bardzo trudny do pokonania dla osób z lękiem wysokości, ale i najciekawszy.
Następnie mamy do pokonania jeszcze krótki fragment nad przepaścią, gdzie ta ekspozycja na wysokość jest jeszcze bardziej odczuwalna, a później pozostaje nam już krótki spacer do stacji autobusowej.
Bilety
Bilety wstępu najlepiej kupić przez Internet. Trasa jest tak oblegana, że 3 tygodnie przed planowaną wycieczką zostało tylko kilka wolnych miejsc. Bilet kosztuje 10 euro, dodatkowo musimy zapłacić 8 euro za przewodnika. Słyszałam, że można samodzielnie przejść szlak, ale w ten dzień, co my byliśmy nie było takiej możliwości.
W przypadku złej pogody i odwołanego wyjścia, nie zwracają pieniędzy za bilety. Można jedynie zmienić datę rezerwacji.
Inne, przydatne informacje:
W poniedziałki ścieżka jest nieczynna.
Wejście dla dziecka możliwe jest od 8 roku życia.
Cała trasa ma 7,7 km. Na spokojnie przejdziecie ją w 2-3 godziny.
Tuż przy wejściu na szlak znajduje się toaleta i automat z napojami – później już nie będzie takiej możliwości. Statywy i selfiesticki również możecie zostawić w aucie. Nie można ich używać ze względu na bezpieczeństwo.
Ja wiem, że dla większości jest to oczywista sprawa, ale pamiętajcie o odpowiednim obuwiu – w klapeczkach obsługa Was nie wpuści.
Przed wejściem na szlak musicie wysłuchać co można, a co nie podczas wycieczki. Szczegółową listę zakazów znajdziecie tutaj.
Kaski musicie nosić na całym odcinku.
Szlak naprawdę nie jest trudny. Nawet ja i mój lęk wysokości daliśmy radę bez żadnego problemu.
Trasa jest jednokierunkowa. Obecnie wejść na szlak możemy tylko od strony północnej, która znajduje się w Ardales. Trasa kończy się po stronie południowej w Alora/El Chorro.
Po wycieczce na końcu trasy możecie złapać autobus za 1,5 euro, który z powrotem zabierze Was do Ardales.
Dojazd pociągiem
Najłatwiej dojechać jest samochodem, ale jeżeli nie macie takiej możliwości, pozostaje pociąg. Wyruszacie z Malagi i następnie wysiadacie na stacji El Chorro. Następnie należy przesiąść się w autobus do Ardales, skąd jest wejście na szlak. Autobus odjeżdża co pół godziny i zatrzymuje się w pobliżu restauracji „El Kios”.
Caminito del Rey nie jest trudną trasą i każdy przeciętny człowiek sobie z nią poradzi. Mam lęk wysokości, może nie na tyle duży, aby powiedzieć, że się bałam. Jedynie moje poczucie bezpieczeństwa zostało zachwiane przez wiszący most na przepaścią, ale to tyle. Ścieżka Króla jest bardzo malownicza i zachwycająca – lazurowa rzeka, przepaści, ogromne skały. Naprawdę czułam, że to jest moje miejsce 😉 Dajcie znać, czy i Wy planujecie odwiedzić te rejony.
Artykuł powstał we współpracy z polską wypożyczalnią aut Malaga U Drive na Costa del Sol.