Wenecja to jedno z tych miast, a jednocześnie turystycznych punktów na mapie, które szybko budzą jednoznaczne i bardzo silne emocje. Z jednej strony słysząc nazwę „Wenecja” od razy mamy przed oczyma miasto pełne ciasnych uliczek, urokliwych kanałów, uśmiechniętych Włochów i rozśpiewanych gondolierów w charakterystycznych, szerokich kapeluszach i pasiastych koszulkach.
Z drugiej strony wszyscy jesteśmy świadomi, powiedzmy lekkiej niechęci Wenecjan do turystów. Trudno się im dziwić – każdego dnia, a szczególnie latem, Wenecjanie muszą sobie radzić z tabunami obcokrajowców, z których każdy chce wykonać swój turystyczny plan zobaczenia zabytków i spróbowania wszystkiego co Wenecja ma do zaoferowania. Taki stan rzeczy może być zabawny, kiedy obserwuje się go z daleka, ale nie kiedy przebijanie się przez ocean zagubionych turystów jest elementem, na przykład, codziennej drogi do pracy.
Jak nie być turystą w Wenecji? Jak zaplanować swój pobyt tak, żeby doświadczyć czegoś ciekawego, a jednocześnie nie odhaczać po prostu kolejnych „ptaszków” na liście „co każdy turysta powinien zrobić w Wenecji”.
Po pierwsze, żeby nie być turystą w Wenecji, nie ubierajmy się jak wenecki turysta. Strój kąpielowy i kolorowy kapelusz od razu zidentyfikują nas jako turystę i nasz plan uchodzenia za rodowitego wenecjanina spali na panewce jak tylko opuścimy hotel.
Żeby zachować pozory naturalności, staramy się nie siadać na zabytkowych schodach, żeby dokończyć frytki, a relaksując się z puszką piwa lub coli, staramy się nie opierać o kilkusetletnią studnię. W zasadzie powinniśmy unikać popularnych, turystycznych kawiarni i restauracji, ale nie mogliśmy sobie odmówić: Kolację w dobrym stylu odbyliśmy w Il Ridotto – jest stare (to historyczny, pierwszy „dom gier” na świecie, be z którego nie powstałoby prawdopodobnie całe Las Vegas i ani jeden film o Bondzie), ma styl i warto.
Zanim dotrzemy do kolacji, warto się czegoś napić. Do szerokiego arsenału włoskich specjalności Wenecja dołącza swoje pomysły, czyli ombra i spritz. Ombra to niewielka szklanka białego albo czerwonego wina, którą niezobowiązująco wychylamy w dowolnym momencie. Ombra jest też głównym tematem jednej z najprzyjemniejszych weneckich aktywności, czyli giro di ombre. Giro di ombre to włoska odmiana włóczenia się po knajpach, ale oparta właśnie na próbowaniu rozmaitych ombre w rozlicznych weneckich bacari.
Z kolei spritz (który dotarł już chyba do każdego zakamarka świata, ale którego weneckość nie jest jednak szeroko znana) to prosta mieszkanka służąca za aperitivo: Składa się z białego wina, odrobiny Campari i gazowanej wody mineralnej. Najpopularniejsza wersja spritza to popularny Aperol Spritz, gdzie zamiast Campari używamy właśnie odrobinę słodszego Aperola. W weneckich szklankach często gości też prosecco i jego niegazowana wersja, czyli spento. Spróbowanie tych weneckich specjałów i innych najlepszych trunków możemy zacząć od odwiedzenia mało znanych, lokalnych piwnic Wenecji podczas jednego z rozlicznych weneckich spotkań dla miłośników wina, jak chociażby to organizowane przez Urban Adventures.
Kiedy już spróbowaliśmy wina, warto zwrócić się w stronę sztuki. Wenecja może pochwalić się dużymi zbiorami sztuki współczesnej. Kolekcja Peggy Guggenheim pozwoli nam zobaczyć dzieła najlepszych twórców dwudziestego wieku, a otwarta w 2009 roku Punta della Dogana gromadzi prace najlepszych współczesnych artystów. Możemy tam podziwiać prace Dana Flavina, Jeffa Koonsa czy Rachel Whiteread. Mówiąc o współczesnej sztuce nie sposób nie wspomnieć o Biennale w Wenecji, które stało się symbolem współczesnej architektury i sztuki oraz wydarzeniem, które nie tylko podsumowuje trendy i koncepcje rozwijające się w Europie, ale również nadaje tym kierunek rozwoju na najbliższe lata. Bez Biennale Europa wyglądałaby zupełnie inaczej.
Zgłodnieliśmy? Wenecja jest również miejscem, gdzie możemy spróbować najciekawszych okazów owoców morza w Europie. Każdy z nas jest przyzwyczajony do krewetek, raków i homarów, ale targi Wenecji, Rialto i Chioggia dają nam dostęp do bardziej niespodziewanych i dalece bardziej egzotycznych przysmaków. Krótkie zakupy pozwolą spróbować granseola, czyli pająkowatego kraba pacyficznego. Jeżeli najdzie nas ochota na straganach czekają na nas garusoli, czyli ślimaki morskie albo canoce, czyli wyjątkowe, długie ustonogi.
Nasz kolejny krok? Oczywiście słynny wenecki karnawał. To stara tradycja (pierwsze wzmianki o weneckim karnawale pochodzą z 1248 roku, ale wiadomo, że impreza jest starsza), która od 1548 roku rozpoczyna się od tak zwanego „lotu anioła”, czyli performance polegającego na tym, że artysta podwieszony na stalowych linach szybuje nad Placem św. Marka zadziwiając widzów.
O ile tłoczenie się w kolejkach po „autentyczne weneckie maski” w rozsianych po mieście sklepikach z pamiątkami to najbardziej turystyczna czynność na świecie, o tyle karnawał w Wenecji rządzi się swoimi prawami. To kolorowe, niesamowite wydarzenie ściąga do miasta nie tylko kolejne tabuny turystów. Przyjeżdżają też aktorzy i artyści, performerzy, którzy zmieniają miasto w artystyczną stolicę świata. Sami Wenecjanie też nie stronią od karnawałowych zabaw. Mieszkańcy miasta prześcigają się w tworzeniu cudnych, wyjątkowych masek (które są wielokrotnie bardziej zbliżone do „autentycznej weneckiej maski” niż plastikowe zabawki ze sklepów z pamiątkami). Chętnie biorą udział w odbywających się na uliczkach miasta Commedia dell´Arte oraz organizują swoje imprezy w tematyce karnawału.
Co jeszcze sprawi, że wycieczka do Wenecji będzie naprawdę wyjątkowa? Przede wszystkim brak rutyny: nie zatrzymujmy się tylko w turystycznych punktach i w okolicach zabytków. W Wenecji najpiękniejsze są uliczki i klimat miasta. A im dalej od punktów turystycznych, tym bardziej te uliczki są puste, bardziej spokojne i bardziej romantyczne.