Już dawno nie widziałam żadnego opuszczonego i zrujnowanego obiektu. A tu niespodziewanie okazało się, że będę miała szansę zobaczyć taką perełkę. Przenieśmy się teraz do szpitala w Beelitz…
Opuszczone sanatorium w Beelitz-Heilstätten w XIX wieku uchodziło za najlepszy i największy kompleks leczniczy na świecie. Szpital posiadał, aż 60 budynków w których leczyło się kilka tysięcy ludzi. Było to luksusowe sanatorium dostępne dla wszystkich, niezależnie od sytuacji materialnej i statusu społecznego. Przed wojną leczyli się tutaj przede wszystkim pacjenci cierpiący na gruźlicę, która w tamtych czasach uchodziła za nieuleczalną chorobę. Beelitz-Heilstätten jest dzielnicą miejscowości Beelitz położonej 40 kilometrów od Berlina i 18 km od Poczdamu, a więc przy okazji wizyty w stolicy warto zobaczyć coś niecodziennego.
Opuszczony szpital dla chorych na gruźlicę w Beelitz
Sanatorium powstało w 1898 roku, w 2000 roku zostało opuszczone i do dziś jest niezwykle ciekawą atrakcją turystyczną. Ośrodek powstał, kiedy wzrastała liczba zachorowań na gruźlicę. Często była ona skutkiem ciężkich warunków do życia. Obiekt został podzielony na część żeńską i męską i te „dwa światy” nie mogły się nawet ze sobą komunikować. Raz nawet „obóz męski” strajkował nie jedząc nic, ale niestety na nic to się zdało – musieli zacząć jeść, a kontaktu z kobietami nadal nie było. Wszystkie bloki są połączone ze sobą podziemnymi tunelami, gdzie prowadzony był prąd i rury ciepłownicze. Po zdjęciach i opisach widziałam, że i tymi korytarzami można zrobić spacer. My skupiliśmy się tylko na części na powierzchni ziemi.
Po wybuchu I wojny światowej szpital został zamieniony na miejsce do leczenia żołnierzy Armii Cesarstwa Niemieckiego. Następnie kompleks został ponownie rozbudowany, aby z czasem mógł zacząć przyjmować cywili. Z kolei podczas II wojny światowej szpital w Beelitz leczono żołnierzy Wehrmachtu, a w 1945 roku obiekt został zajęty przez Armię Czerwoną. Przez następne 50 lat uchodził za największy sowiecki szpital wojskowy.
W szpitalu leczyły się takie osobistości jak Hitler czy Erich Honecker (przywódca Niemieckiej Republiki Demokratycznej) na raka wątroby. Hitler trafił do szpitala w Beelitz, kiedy został ranny w bitwie pod Sommą. Nic dziwnego, że z tego powodu kompleks zyskał sławę. W „Mein Kampf” opisał swoje wrażenia z dwumiesięcznego pobytu w tym miejscu, ktoś może czytał?
W 1995 roku Rosjanie opuścili Beelitz, a ośrodek został przekształcony w centrum dla osób z chorobą Parkinsona oraz został utworzony oddział, gdzie leczono schorzenia neurologiczne. Pozostała część kompleksu została zamknięta i już nigdy jej ponownie nie otworzono.
Mroczna aura kompleksu zainteresowała również reżyserów. Przykładowo w „Pianiście” Polańskiego jeden z budynków „odgrywał” rolę warszawskiego szpitala palonego przez niemieckich żołnierzy. Z kolei w filmie „Walkiria” Cruise opowiada na zamachu na Hitlera, a część scen powstała właśnie tutaj. Rammstein nakręcił swój teledysk do piosenki „Mein Herz brennt” w tym szpitalu.
Seryjne morderstwo w murach szpitala
Beelitz-Heilstätten zyskało swoją sławę nie tylko za sprawą Hitlera, który leczył się w tym ośrodku, ale także ze względu na transseksualnego seryjnego mordercę. Bestia z Beelitz lub Różowy Gigant (przy ofiarach zostawiał różową bieliznę) zamordowała 6 osób, w tym żonę i dziecko lekarza pracującego w szpitalu. Mordercę udało się schwytać dzięki portretowi pamięciowemu, powstał dzięki 12-letniej dziewczynce, której udało się uciec. Skazany został w 1991 roku na 15 lat (!!!) pozbawienia wolności. Wyrok odsiedział w szpitalu psychiatrycznym, a w 2009 roku dostał zgodę na rozpoczęcie procedury zmiany płci.Od tamtego czasu nazywa się Beate Schmidt. Film pt: „Der Rosa Riese” opowiada historię jego życia.
Cudowne uzdrowienie
Przed wynalezieniem antybiotyków w XX wieku wyleczalność gruźlicy była niewielka. Tylko połowa zakażonych żyła dłużej, niż 5 lat. Nadzieją był właśnie pobyt w sanatorium.
Mimo, że gruźlica uchodziła za nieuleczalną chorobę i w szpitalu pacjenci mieli oczekiwać na śmierć wielu z nich wychodziło do domu bez objawów choroby. Wszystko za sprawą doskonałych warunków panujących w szpitalu. Wiecie, że chorym serwowano najlepsze jedzenie? Posiłki były komponowane z najwyższej jakości składników, dieta była zbilansowana, a do tego pielęgniarki pilnowały, aby chorzy nie jedli zbyt szybko. Często tych dobroci chcieli zażyć odwiedzający, którzy przychodzili w odwiedziny, tylko dlatego, aby zjeść posiłek. Chorzy przez 6 godzin dziennie musieli przebywać na świeżym powietrzu na słońcu, co przyspieszało powrót do zdrowia.
Opuszczony szpital kiedyś był miastem w mieście. Oprócz 60 budynków obiekt posiadał również swoją piekarnię, pocztę, sklep mięsny. Jak widzicie pacjenci byli bardzo dobrze zaopiekowani i teraz ciężko sobie wyobrazić, że kiedyś tak wyglądała opieka medyczna.
Obecnie opuszczone sanatorium w lesie jest atrakcją dla turystów i miłośników urbexu. Zdjęcia wychodzą tutaj doskonałe. Opuszczone łaźnie, sale chirurgiczne, mroczne korytarze sprawiają, że jest czym nacieszyć oko. Szpital niszczeje bardzo szybko. W tej chwili podziwiać możemy przede wszystkim mury, tylko czasami w salach znajdziemy stare łóżko, przyrządy. Kiedyś tych „eksponatów” było więcej.
Jak pewnie większość tego typu miejsc wymaga bardzo dużych nakładów finansowych, aby ruderę znowu przywrócić do życia. Z tego względu na chwilę obecną obiekt udostępniony jest dla turystów. Tutaj nawet gołe ściany są warte uwagi. Nie znajdziecie tutaj oznak wandalizmu, ale ciekawe murale, idealnie wpasowujące się w aurę szpitala. Gdzieniegdzie znajdziecie pozostałości i akcesoria lekarzy – lampy, łóżka, łaźnie…Lubisz takie miejsc? Szpital w Beelitz nie zawiedzie Cię!
Klikając w ten link przeczytacie inne, moje wpisy o opuszczonych miejscach.